UK: Tam, gdzie brylują rumaki

Przeciętny Brytyjczyk kojarzy je bezbłędnie z wizerunkiem swojej królowej. Dla nas nie jest to tak oczywiste, ale bez wątpienia warto się do Ascot wybrać. Tamtejszy tor wyścigów konnych jest częścią wizerunku Wielkiej Brytanii, tak jak Wimbledon, Pałac Buckingham, czerwone budki telefoniczne i piętrowe autobusy. Nie tylko o wyścigi tutaj chodzi – choć, oczywiście, Anglia kocha konie tak samo jak golf, krykieta czy rugby. To część obyczajowości, symbol przepychu i przynależności do high society. Miejsce, w którym należy i wypada być, a przynajmniej się pokazywać. Śmiało można rzec, że każdy, kto się liczy w eleganckim towarzystwie, obowiązkowo powinien się tu pojawić. Znajdziemy tutaj w istocie całą śmietankę towarzyską, od wspomnianej królowej po najświeższy sort celebrytów. A doroczna Royal Ascot jest właśnie tą gonitwą, która na kilka dni w roku zmienia ten zakamarek zieleni w najbardziej pożądane targowisko próżności na naszej planecie.

Ścigają się więc nie tylko wierzchowce. Również panie prześcigają się w wymyślności strojów, w wyjątkowości kreacji i, co najbardziej znane – w oryginalności kapeluszy, która to konkurencja ma bodaj najdłuższą tradycję i cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Ona też stanowi o barwności wydarzenia, jakim jest gonitwa Royal Ascot, a komentarze w mediach dowodzą niezbicie, iż aby utrzymać swoją pozycję w rankingu należy starannie się do tematu przyłożyć.
 

Ale mówiąc poważnie, jest to naprawdę piękna i stymulująca impreza, będąca jedną z tych rzeczy, które dostarczają niezwykłej dawki wrażeń estetycznych oraz sportowych emocji na najwyższym poziomie. Na potrzeby tych kilku dni pracują bowiem projektanci mody z całego świata, a to, co stwarzają, przecieka następnie do naszego codziennego życia, nie tylko ubarwiając je i stymulując wyobraźnię, ale również napędzając przemysł i koniunkturę. Nie mylić z końmi. Te również nie zawodzą.

Bilety na przyszłoroczną edycję (14-18 czerwca) będą w sprzedaży od października; w ofercie są atrakcyjne zniżki dla grup zorganizowanych. Należy się śpieszyć, bo miejsc niewiele, a chętnych mrowie. Więcej szczegółów znajdziecie na tej stronie .

Oczywiście, impreza ma swój dressing code, który jest na stronie Ascot starannie opisany, tak więc dodatkowo cieszy fakt iż nie dane nam będzie tym razem oglądać najnowszych fasonów dresów, tudzież plastikowych piłkarskich trzewiczków, które do „najwyjściowszych” nie należą. Nie do tego przecież służą, ale z jakichś niezrozumiałych powodów cieszą się nieustającą adoracją męskiej części populacji. Nie żebym miał coś przeciwko dresom, też wkładam – gdy biegam lub na grzyby wychodzę.