Moja noga już nigdy w Polsce nie postanie! To chory kraj, gdzie rządzą układy, a bez znajomości nie znajdziesz żadnej porządnej pracy! Ileż to razy w ten sposób odgrażali się emigranci. Nie tęskno im było do rodzimych polityków, niespójnych przepisów, płacy minimalnej i rodzimego urzędu skarbowego. Co innego polski chleb i swojska kiełbasa! Wspomnienie ich smaku to jedna z niewielu rzeczy, jakie potrafią wyzwolić tęsknotę za Starym Krajem. A jeśli setki tysięcy ludzi za czymś bardzo tęskni, to zawsze znajdą się tacy, którzy spróbują im to coś dostarczyć. Dlatego właśnie polscy producenci żywności zwiększają eksport na Wyspy, a hurtownicy przed każdymi świętami mają pełne ręce roboty.
- Zawsze jak wracałem do Polski, to brałem ze sobą olbrzymie torby. Puste. Zapełniałem je
dopiero jak znowu wylatywałem do Anglii. Potrafiłem wtedy brać ze sobą po 20 kilogramów polskiego jedzenia - wspomina Marek, który przez trzy lata pracował na Wyspach.
Po co taszczyć ze sobą torby „wałuwy” do kraju, gdzie sklepowe półki zawalone są żywnością? Bo liczy się jakość, a nie ilość - zgodnie odpowiadają Polacy.
- Czego mi najbardziej brakowało w Anglii? Polskiego chleba, takiego pachnącego, nazakwasie - bez chwili zastanowienia odpowiada Adrian, który po kilku latach na Wyspach wrócił do Starego Kraju.
- Święte słowa. Drugiego takiego chleba jak nasz, to na całym świecie nie znajdziesz. Dlatego też gdy niedaleko Doncaster powstała polska piekarnia, to choć chleb stamtąd kosztował 2 funty, a „normalny” o połowę mniej, to nie wahałem się, który z nich wybrać. Przecież ile można w kółko jeść bułki z supermarketu? - pyta retorycznie Marek.
Wyciągnięcie praktycznych wniosków z takich deklaracji było tylko kwestią czasu, a efekty tego widać gołym okiem na sklepowych półkach. O ile tuż po wstąpieniu Polski do Unii Europejskich znalezienie polskiego jadła na brytyjskiej ziemi graniczyło z cudem, to dziś sytuacja wygląda zgoła przeciwnie. Trzeba by mieć olbrzymiego pecha, aby nie trafić na jakieś frykasy opatrzone metką „made in Poland”.
- W lokalnym sklepie nie spotkasz kilku półek z jedzeniem z Włoch, Niemiec, czy innego kraju, ale w niemal co drugim sklepiku znajdziesz setki polskich produktów. U mnie w ostatnim czasie powstały kolejne „Polskie delikatesy”, a także pierwsza polska masarnia, więc czuję się jak w Polsce - relacjonuje mieszkająca w Szkocji Edyta.
- Kiedy po kilku latach pobytu opuszczałem Anglię, to można tam było kupić już wszystkie polskie produkty z wyjątkiem chyba tylko kiszonej kapusty - podsumowuje Marek.
Zapełnienie sklepowych półek na Wyspach polską żywnością było możliwe dzięki bezprecedensowej akcji rodzimych producentów żywności, którzy czując za kanałem La Manche wielki szmal do wzięcia skierowali na tamtejszy rynek setki ton kiełbasek, szynek, pieczywa, sera, napojów, ryb, słodyczy, a nawet mrożonek. To był strzał w dziesiątkę. Nic się nie zmarnowało. Tony eksportowanej z Polski żywności zaczęło na bieżąco znikać w żołądkach setek tysięcy przebywających na Wyspach Polaków.
- Mamy trzy dostawy towaru z Polski w tygodniu. Staramy się nadążać za polskim rynkiem i wprowadzać nowości jak tylko pojawią się w kraju. Na początku naszej działalności w 2006 roku oferowaliśmy około tysiąca produktów, dziś po przeprowadzce i modernizacji hali nasz asortyment to ponad 4000 pozycji - podkreśla Joanna Krasowska-Domrazek z działającej w Manchesterze hurtowni Aga Food.