W świetle tych danych trudno się dziwić, że na zgłodniałych żołądkach emigrantów dorabiają się nie tylko małe i średnie przedsiębiorstwa. Także potentaci branży spożywczej nie lekceważą apetytów około 800 tysięcy Polaków przebywających obecnie w Wielkiej Brytanii oraz Irlandii. Sebastian Tołwiński, rzecznik grupy Żywiec SA mówi wprost: Wielka Brytania jest obecnie dla tego koncernu największym rynkiem eksportowym (a przecież piwa tej grupy sprzedawane są w ponad 40 krajach na całym świecie), zaś więcej sklepów oferujących piwa tej marki istnieje tylko w Polsce!
- Jesteśmy obecni w największych sieciach dystrybucji w tym kraju oraz licznych małych sklepach dzięki dystrybucji przez kanał Cash&Carry. Staramy się również być obecni na wszystkich ważnych dla Polaków eventach na Wyspach. Od czasu wstąpienia Polski do Wspólnoty eksport na Wyspy zwiększył się o kilkadziesiąt procent. Tylko w tym roku sprzedało się 28 procent więcej piw Grupy Żywiec w porównaniu z rokiem ubiegłym - wylicza Tołwiński. Jak dodaje, poza letnim „piwnym sezonem” złocisty napój najlepiej sprzedaje się przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą, długimi weekendami,a w tym roku wzrost sprzedaży odnotowano również przed Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Podobną prawidłowość w częstotliwości sięgania po polskie produkty dostrzegają również hurtownicy.
- Ostatnio wzmożone zakupy widać też w okolicach maja, kiedy to organizowane są przyjęcia pierwszokomunijne - dodaje Joanna Krasowska-Domrazek
- Najlepszym okresem tradycyjnie pozostaje jednak czas przed Bożym Narodzeniem. Obroty rosną wtedy przynajmniej o 50 procent - ocenia Marek Łozowski.
- Polacy zachowują się tak samo jak w Polsce - zarówno jeśli chodzi o nawyki zakupowe, jak i asortyment. Podtrzymują tradycje świąteczne, a więc karp, pierogi z kapustą, śledzie, barszcz czerwony, grzyby czy makowiec i bezdyskusyjnie prym wiodą święta Bożego Narodzenia - potwierdza tę diagnozę Krzysztof Wawrzkowicz z M&K POLISH GOODS.
Na pytanie o panujący od dwóch lat gospodarczy kryzys i jego ewentualny wpływ na skalę eksportu polskiego jadła na brytyjski rynek hurtownicy tylko się śmieją. Martwić to mogą się sprzedawcy samochodów, albo właściciele biur podróży, lecz nie my. Jeść przecież trzeba, tego sobie akurat odmówić nie można - podsumowuje jeden z nich.
Paradoksalnie zatem pobyt z dala od rodzinnego kraju ani zasadniczo nie zmienił jadłospisu polskich emigrantów, ani też nie zmniejszył ich apetytu. Można nawet zaryzykować tezę, iż na swój sposób jadłospis ten wręcz się uszlachetnił. Lepsze pensje sprawiły bowiem, że można sobie pozwolić na bardziej wykwitne potrawy. Być może właśnie sumą tych trzech zjawisk są pierwsze polskie restauracje, które już powstały w Zjednoczonym Królestwie.
- Żyjąc w Polsce, otrzymując przeciętną pensję nie jesteś w stanie pozwolić sobie na wyjście z całą rodziną na kolację
nawet do średniej klasy restauracji. Tutaj jest to normalne - przyznaje Edyta.
Choć konsumentem nadsyłanej ze Starego Kraju żywności byli, są i będą Polacy, to jednak polskie produkty w Zjednoczonym Królestwie już dawno przestały być tylko i wyłącznie polską sprawą. Po swojskie (w tym przypadku może lepiej byłoby powiedzieć: egzotyczne) jadło znad Wisły coraz częściej sięgają także rodowici Wyspiarze, zachęceni do tego przez polskich znajomych i współpracowników.
- Niektórzy upodobali sobie nasze wędliny, kabanosy oraz słodycze, takie jak trufle, czy ptasie mleczko - wylicza Joanna Krasowska-Domrazek z hurtowni Aga Food.
- Tutaj nie kupisz kiełbasy typu „zwyczajna„ czy „toruńska”, Wyspiarze nie mają takich wyrobów. Dlatego typowo polska
kiełbasa znajduje uznanie także wśród Szkotów - tłumaczy przyczyny tego zainteresowania Edyta.
Wokół suto zastawionego polskiego stołu coraz liczniej ustawiają się też Pakistańczycy, Hindusi, Kurdowie i Arabowie. Tyle, że oni bardziej niż delektowaniem się smakiem naszych potraw zainteresowani są napełnianiem sobie kieszeni dzięki sprzedaży tych produktów. O ile bowiem sam transfer żywności na Wyspy trzymają w ręku polskie hurtownie, to już jej dystrybucję na szczeblu lokalnym przejęły inne nacje.
- Prym pod tym względem wiodą Pakistańczycy. Polacy, jeżeli już decydują się na otwarcie swojego sklepu, to przegrywają z nimi stosując zbyt wysokie marże - potwierdza Edyta.
Jak łatwo się domyślić, polscy sprzedawcy zgoła inaczej widzą tą sytuację. Ich zdaniem niższe ceny polskiej żywności można uzyskać tylko i wyłącznie kosztem jakości tychże produktów.Podobne glosy można usłyszeć także od co poniektórych
klientów. Jak jest naprawdę? To rozsądzą emigracyjne żołądki.
Krzysztof Kruk, Magazyn Emigrant