Gdy tylko wieść o nowym rynku do wzięcia rozeszła się w branży, to przez otwarte szeroko drzwi na wyspiarski rynek runęła prawdziwa lawina polskich firm.
- Działaliśmy w branży spożywczej na terenie Polski, ale trzy lata temu jak zauważyliśmy, co się dzieje, to razem ze wspólnikiem w całości przenieśliśmy interes na Wyspy. To był pewny „strzał”. Wtedy już było wiadomo, że tam jest ogromne zapotrzebowanie na polskie produkty - opowiada Marek Łozowski, reprezentujący ulokowaną w Normanton hurtownię MSM Foods.
- Na początku opieraliśmy się na dwóch źródłach - informacjach dostępnych w środkach masowego przekazu, które szacowały aktualną liczbę Polaków pracujących w Anglii od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej i tendencje jej zwiększenia. Z drugiej strony dysponowaliśmy wynikami badań na temat potrzeb Polaków mieszkających na Wyspach, z których wynikało, iż właśnie polska żywność jest najbardziej pożądanym towarem. Z tych informacji łatwo było określić zarówno potencjalną grupę odbiorców, jej liczebność oraz potrzeby, a kwestia wyboru działalności była już dość prosta - wspomina początki działalności w Doncaster hurtowni M&K POLISH GOODS jej właściciel Krzysztof Wawrzkowicz. Przyznaje zarazem, iż w miarę jak polscy emigranci coraz pewniej czuli się na Wyspach, jak stopniowo układali tam sobie nowe życie, zdobywali lepiej płatne stanowiska, tak rosły ich oczekiwania względem zawartości emigracyjnego talerza. Także tego, wypełnionego żywnością ze Starego Kraju.
- Z początku nasi klienci skupiali się na produktach podstawowych, najbardziej znanych i rozpoznawalnych, które oferowały wszystkie sklepy. Z czasem zauważyli, że polski klient stal się bardziej wymagający i oczekuje od swojego sklepu większego wyboru, zmieniając swoje nawyki żywieniowe z konserw i zupek w proszku na bardziej wyszukane i urozmaicone. Obecnie więc zauważalny jest trend, w którym każdy chce się wyróżnić i mieć w swoim sklepie jak największy wybór, zaproponować coś, czego nie ma konkurencja i zrobić to jako pierwszy. Zwiększył się więc zakres zamawianych towarów, pojawiło się więcej nowych producentów, często lokalnych, którzy oferują unikalne smaki. Bezpośrednią konsekwencją tego zjawiska było zarówno zwiększenie się ilości sklepów z polską żywnością, jak i poszerzenie „polskich półek” w sklepach brytyjskich - kontynuuje swój wywód Krzysztof Wawrzkowicz.
Ile rodzimych przedsiębiorstw karmi polskich emigrantów na Wyspach? Dokładną skalę zjawiska trudno oszacować, gdyż w Starym Kraju nikt chyba nie prowadzi takiej statystyki. Niektórzy hurtownicy oceniają, że tego typu przedsiębiorstw działa w samej tylko Anglii około setki, inni są skłonni jeszcze bardziej podnieść tę liczbę. Pewne pojęcie o chłonności wyspiarskiego rynku dają Głównego Urzędu Statystycznego. Wedle nich tylko w 2008 roku Polska wysłała do Zjednoczonego Królestwa ponad 16,3 tysiąca ton przetworów mięsnych za 291 tysięcy euro, co oznacza, że z punktu widzenia polskiego producenta Wielka Brytania jest największym odbiorcą tej kategorii produktów. Podobnie wygląda klasyfikacja eksportu piwa - za kanał La Manche popłynęło z Polski przeszło 22,8 tysięcy litrów tego napoju (dla porównania eksport do liczących pięć razy więcej gardeł Stanów Zjednoczonych w analogicznym okresie wyniósł zaledwie 12,7 tysiąca litrów). W eksporcie innych produktów opatrzonych metką „made in Poland” Wyspy również zajmują lokaty w ścisłej czołówce - dotyczy to zarówno tak bardzo zachwalanego polskiego pieczywa (choć więcej biorą go Niemcy, Czesi i Węgrzy) oraz warzyw, jak też filetów i rybnych mrożonek, co może nieco dziwić wziąwszy pod uwagę morski potencjał obu krajów.