Tak o samotności w Nowym Jorku pisała w latach 90. amerykańska eseistka, Vivian Gornick. Dużo mniej dramatycznie jednak ukazywały w tym samym czasie samotność, a raczej „życie w pojedynkę”, cztery bohaterki słynnego kobiecego hitu telewizyjno-kinowego „Seks w wielkim mieście”, które „polowały” na mężczyzn w poszukiwaniu tego jedynego, często upiększając życie singielek po 30-tce. Za nimi od tego czasu podążyło już tysiące kobiet na całym świecie, w tym wiele Polek, co poniekąd reprezentuje nowy polski serial „Klub szalonych dziewic”; cztery atrakcyjne kobiety sukcesu, które również nie mają szczęścia w miłości, jednak tym razem nie w Nowym Jorku, ale w Warszawie.
A jak sprawa wygląda w stolicy Wielkiej Brytanii?
Sebastian Shakespeare, jeden z dziennikarzy londyńskiego „Evening Standard” napisał niedawno artykuł zatytułowany „The loneliness at the heart of the city” (Samotność w sercu wielkiego miasta). Shakespeare, obok biedy nadal nurtującej na pozór pełen przepychu Londyn, odkrywa kolejną plagę miasta – samotność. Zauważa, że mimo tłoku, Londyn jest stolicą samotnych. Dzielnice Kensigton i Chelsea – zamieszkane co prawda przez najbardziej uprzywilejowanych Brytyjczyków, mają również najwyższy procent mieszkań wynajmowanych przez pojedyncze osoby.
Brytyjski profesor matematyki na Uniwersytecie Warwick po 3 latach bezowocnych poszukiwań drugiej połówki opublikował tezę, „Dlaczego nadal nie mam dziewczyny?”, w której powołując się na słynne równanie naukowca Franka Draka (wzór próbujący określić, ile cywilizacji technologicznych istnieje w naszej galaktyce) odkrył, że ma tylko 1 na 285 tys. szans znalezienia odpowiedniej partnerki. 31-letni Backus nie jest zbyt wymagający, jeśli chodzi o swoją potencjalną partnerkę – chciałby tylko, aby mieszkała w Londynie, była w wieku pomiędzy 24-34 i miała wyższe wyształcenie.
– Obliczyłem, że w Wielkiej Brytanii żyje 26 kobiet, z którymi mógłbym stworzyć wspaniały związek. Tak więc podczas jednej nocy na mieście mam 0.00034 proc. szansy spotkania mojej wymarzonej kobiety – komentuje Backus.
Czy szanse na odnalezienie naszej drugiej połówki w Londynie są rzeczywiście aż tak nikłe?
O tym jak trudno znaleźć prawdziwe uczucie w Londynie, jak łatwo o niezobowiązujący seks i jak bardzo może bolec samotność opowiada trzech polskich londyńczyków.
Dominika, 39 lat, prawniczka z wykształcenia, w Londynie od 7 lat
– Od kilku lat usiłuję związać się z kimś na stałe, bez rezultatu. Jestem atrakcyjną kobietą, tak przynajmniej twierdzą moi przyjaciele; inteligentną i ładną, miłą w kontakcie. Mam 39 lat, w Londynie mieszkam od prawie siedmiu lat. Niestety wciąż sama. Miałam chłopaków obcokrajowców. Wniosek mój taki, że klasyczny londyńczyk przed czterdziestką czy czterdziestką piątką nie chce się wiązać; jest bardzo zajęty pracą, spotkaniami z kumplami, piciem, wycieczkami. Jego życie to zabawa, żadnej odpowiedzialności za drugą osobę, żadnych kłopotów. Aczkolwiek, kiedy pięćdziesiątka się zbliża to szuka kandydatki na żonę, młodszej, żeby mu dziecko urodziła, ale wtedy to już często za późno, bo która młoda, atrakcyjna dziewczyna chce zakładać rodzinę ze starszym od siebie o 20 lat facetem?
Uważam, że w Wielkiej Brytanii nastąpił rozkład społeczeństwa, ludzie nie potrafią założyć i utrzymać rodziny, która jest wartością sama w sobie, bo przyczynia się do rozwoju zdrowego społeczeństwa. Poza tym nie mają tu panowie wzorców rodzinnych, pragnienia posiadania rodziny, dzieci – zauważa Dominika. – Spotykam się teraz z 35-letnim, atrakcyjnym mężczyzną. To Polak, lecz żyjący tu już od 10 lat i wydaje się, że przesiąknął brytyjską kulturą bardzo mocno. Wiem, że mu się podobam, a jednak napisał, że nie może mi zaproponować „undivided attention” (niepodzielnej uwagi), ale raczej szuka przyjaciółki, żeby pójść z nią na drinka czy wyjechać czasem za miasto. Proponuje mi spotkania, co dwa tygodnie we czwartek, bo wtedy ma wolny wieczór.
Tak więc jestem samotna. Czuję się samotna jak nigdy przedtem. Moja rodzina jest w Polsce. Tutaj mam paru przyjaciół, ale nie są dyspozycyjni w weekendy, niestety. To właśnie w weekendy odczuwam samotność najbardziej. Nie znoszę chodzić sama do kina czy do parku, cierpię wtedy bardzo. W tygodniu jest ok, wypełniam sobie dni zajęciami.
Samotność odczuwa się, kiedy nie ma się partnera na stałe, u boku, często „tak po polsku”. Ludzie tu są tak zajęci, że pogubili się, zapomnieli już, co tak naprawdę jest w życiu ważne; do pewnych wniosków dochodzą jak już są starzy.
Jestem pewna, że w Polsce mniej ludzi cierpi na samotność, ponieważ są w prawdziwych związkach, a żeby taki związek utrzymać to trzeba wzorce wynieść z domu.
O randkę tu nie trudno, przez internet to można zrobić bardzo szybko, ale z tych randek nic nie wynika, ponieważ trudno spotkać kogoś interesującego.
My Polki jesteśmy mądre i piękne, i szukamy odpowiedniego partnera do rozmowy. Mężczyźni tutaj natomiast to osoby puste, których częstym zainteresowaniem jest jedzenie w restauracjach i siłownia. Mam tu na myśli Anglików, którzy kończą college, dostają bez problemu pierwszą lekką pracę za niezłe pieniądze i myślą tylko jak tu się rozerwać, pobawić. Po co iść na studia i się wysilać? Anglik z natury jest leniwy, zresztą sami tak o sobie mówią. No więc tacy niewyedukowani panowie są np. dla mnie mało atrakcyjni. Nie wspominając już o zakładaniu rodziny i braniu na siebie odpowiedzialności za kogoś. To kosztuje zbyt dużo czasu, wyrzeczeń, pieniędzy i kłopotu.
Wydaje mi się, że presja, żeby być bardzo aktywnym powoduje, że nie mamy czasu na życie towarzyskie i randki, a co tu dopiero mówić o spotkaniach z mężczyzną częściej niż raz w tygodniu.
Kolejna sprawa to ta dostępność kandydata na partnera. Tu jest więcej ludzi singli niż w związku małżeńskim. Poznaje się więc kogoś i jak już spotkania przestają być ekscytujące, zmienia się partnera na innego. To specyfika tego wielkiego miasta, gdzie przyjeżdżają młodzi ludzie z całego świata robić karierę; często się przemieszczają, tak więc jest rotacja, nie ma stałości pracy, miejsca zamieszkania, a co za tym idzie, stałego partnera. Wiecie, dlaczego tu ludzie głównie mają koty a nie psy jak u nas w Polsce? Bo z kotami nic nie trzeba robić, tak mi powiedział pewien Anglik. No więc żadnej odpowiedzialności, żadnych zobowiązań.
Model życia pokazany w „Seksie w wielkim mieście” już niedługo odejdzie do lamusa, ponieważ i tak wracamy wieczorem do pustych mieszkań, gdzie zagłuszamy ciszę telewizorem; czujemy się samotni i w głębi duszy chcielibyśmy mieć stałego partnera – twierdzi Dominika. – Ludzie już zaczynają to rozumieć; wpadają w depresję, nerwicę natręctw, ataki paniki i inne choroby spowodowane samotnością i niestety tu bardzo częste. Taka zabawa jest fajna do pewnego czasu. Człowiek z natury potrzebuje bliskości drugiego człowieka, stałości w związku. Tak jesteśmy skonstruowani.
Dziś zapomnieliśmy, co jest tak naprawdę w życiu ważne, zagubiliśmy się w tym wszystkim. Powodem do dumy jest rodzina, nie randki w każdy weekend z kimś innym do czterdziestki czy pięćdziesiątki.