Raport ogłoszono w zeszłym roku. Opisywał on szkody, które w spółkach Skarbu Państwa miały powstać za rządów poprzedniej, prawicowej ekipy. Wiceprezes NIK
Krzysztof Szwedowski mówi, że materiały zniknęły z Ministerstwa Skarbu w czasie trwania kontroli: "Kontrolerzy korzystali z tych materiałów. W sytuacji, w której ponownie mieli potrzebę skorzystania z tych samych materiałów i wystąpili o ich udostępnienie, okazało się, że tych materiałów już nie ma".
O zniknięciu dokumentów napisała czwartkowa "Rzeczpospolita". Szwedowski nie zaprzecza, że prawdziwe są także inne informacje dziennika - w tym cytaty z wystąpienia pokontrolnego Izby - opisujące Raport Otwarcia jako dokument niewiarygodny i pełen błędów. Wystąpienie pokontrolne NIK ma być opublikowane we wrześniu.
Do publikacji odniósł się rzecznik rządu
Marcin Kaszuba. Stwierdził on, że według jego informacji zaginione dokumenty zostały już odtworzone. Kaszuba twierdzi, że prezes NIK Mirosław Sekuła zdystansował się od publikacji "Rzeczpospolitej": "Nie jest to oficjalne stanowisko Najwyższej Izby Kontroli. Jeżeli ten raport zostanie opublikowany bardzo chętnie powiem, jaki jest komentarz rządu w tej sprawie"
Była minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka
Aldona Kamela-Sowińska mówi tymczasem, że od początku odbierała Raport Otwarcia jako dokument, który powstał na zamówienie polityczne: "Z 700 spółek, które nadzoruje minister skarbu, wybrano 20, ale nikt nie pokusił się o odpowiedź dlaczego właśnie te, a nie inne".
Z kolei minister obrony narodowej
Jerzy Szmajdziński zaprzeczył sugestiom "Rzeczpospolitej", jakoby premier Leszek Miller wpływał na kształt Raportu: "Nigdy takie dyrektywy, zalecenia, sformułowania ze strony prezesa Rady Ministrów nie padały i nie mogły padać dlatego, że to, co było naszym celem to pokazanie stanu faktycznego, a nie stanu na krótkotrwałe zapotrzebowanie propagandowe."
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.