27/10/2008 09:40:45
W pewnym momencie, zapominając o lewostronnym ruchu, o mało nie wpadłam pod samochód. Kierowca zatrzymał się. Spróbował dowiedzieć się dokąd zmierzam. Potrafiłam pokazać mu tylko kartę z adresem. Popatrzył z politowaniem na mój ciężki plecak i zawiózł mnie na miejsce. Byłam zachwycona.
Zbieranie truskawek nie jest wymarzonym zajęciem. Jeszcze mniej zachwycające były warunki bytowe, ale po skończonej pracy można było w miejscowym pubie (przerobionym ze starej stodoły) napić się piwa (kszotowało 10 pensów) i codziennie uczyć się angielskiego. Na farmie byli studenci z całego świata. Dominowali Polacy i Turcy. Porozumiewaliśmy się jakąś łamaną angielszczyzną, ale nie przeszkadzało to w nawiązywaniu wakacyjnych przyjaźni. W weekendy wychodziło się na główną drogę i łapało okazję, by jechać do miejscowej metropolii, czyli Norwich.
Pokochałam to miasto przypominające swym układem ulic średniowieczny gród, położony wokół zamkowego wzgórza. Te wąskie uliczki, bazar na głównym rynku, gdzie stał kiosk podający angielską herbatę w filiżankach z angielskiego niebieskiego fajansu, a przede wszyskim wspaniałą katedrę anglikańską, z ogromnymi romańskimi kolumnami. To jedno z tych prowincjonalnych miast, gdzie można znaleźć kościół na każdy tydzień roku (podobno jest ich 52) i pub na każdy.
Niedaleko farmy mieszkał Polak, były lotnik, który spragniony rozmów w rodzinnym języku w niedzielę podjeżdżał samochodem i zabierał kilka osób, by towarzyszyły mu na mszy w katolickim kościele. Odprawiane po angielsku. Inny z Polaków przyjeżdżał, także poczuć się w polskiej atmosferze, aż z King’s Lynn. Tak po raz pierwszy zetknęłam się z polską emigracją powojenną.
Wreszcie mój pobyt dobiegł końca. Musiałam jeszcze odwiedzić kuzyna, by podziękować za wspaniałe wakacje. Stanęłam z samego rana na szosie. Pierwszy samochód, który się zatrzymał, była to ogromna ciężarówka. Jechała do Manchesteru. Po raz kolejny dopisasło mi szczęście.
W ostatni weekend, znowu przez przypadek, znalazłam się w Norwich. Stacja zachowała swój wiktoriański wystrój. Zabrakło jednak bagażowego, który chciałby pomóc „young lady” w niesieniu bagażu. Po drugiej stronie ulicy na hotelu ogromny neon głosił „Premier Inn”. Gdzieś tylko z boku zauważyłam kotwicę i mały napis „Nelson”. Ulice, podobnie jak i stacja”, zyskały po remoncie, ale miasto zostało mocno przebudowane. Obok wspaniałego XV-wiecznego kościoła pod wezwaniem St Peter of Mancroft stanął ochydny szklany pawilon – siedziba lokalnej stacji BBC.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...
Skup metali kolorowych 0773882127...
Skup metali kolorowych i stali.Działamy na terenie całego Lo...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...