MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

03/08/2003 05:20:04

Władysław S.Reymont

Przyszedł na świat w rodzinie w której tradycje szlacheckie przeplatały się z chłopskimi.
Gdy w parę dni po urodzeniu odbywał się jego chrzest, w obrzędzie tym po połowie uczestniczyli przedstawiciele świata szlacheckiego - ks. Szymon Kupczyński, stryj Antoni Rejmentowej i Melania Szatkowska, właścicielka dóbr Huta Drewniana oraz chłopskiego - Jan Skrzypczak i Feliks Kościelak. Syn organisty wiejskiego i zubożałej szlachcianki urodził się w licznej rodzinie. Starsza czwórka rodzeństwa to trzy siostry i brat. Po Stanisławie przybyły jeszcze cztery siostry. Rzecz zrozumiała, że w tych warunkach nierówne buły możliwości startu życiowego licznego potomstwa Józefa Reymonta. Stanisław urodził się pod znakiem powstania styczniowego. Jego matka była kurierem powstańczym. Jej brat, Ludwik Kupczyński, brał udział w powstaniu i został zesłany na Syberię. Przypuszczalnie jakiś udział w powstaniu miał również stryj matki, a chrzestny pisarza, ksiądz Kupczyński. To było wychowanie narodowe przyszłego pisarza. Franciszek, starszy od brata o osiem lat, miał z woli ojca zostać lekarzem. Został jednak wydalony z tej szkoły, zawodząc nadzieje i ambicje ojcowskie. Drugi syn nie zdał egzaminów wstępnych do szkoły, a że nie było pieniędzy na jego wykształcenie, rodzice postanowili zatrzymać go w domu i "wyuczyć na organistę" Zanim Stanisław nauczył się czytać, chłonął legendy, baśnie i gadki opowiadane w rodzinnym domu. Specyficzne warunki wychowania domowego, nie kontrolowana przez nikogo lektura, brak systematycznego wykształcenia - wszystko to razem było przyczyną, że Reymont przebył dość długą drogę, nim osiągnął status człowieka, zdolnego do samodzielnej egzystencji w Warszawie, literata, utrzymującego się z honorariów autorskich. Od najmłodszych lat pisał wiersze, poematy i dramaty, traktując te nieudolne próby jako rodzaj przeznaczenia czy posłannictwa, rodem z literatury romantycznej.

Dojrzałość
"Wiesz, jak chciałbym, aby u nas wszystko rosło i potężniało, jak bardzo kocham tych wszystkich, którzy mają jakikolwiek temat, którzy się mogą przyczynić do rozwoju sztuki. Sam mogę nic w życiu nie zrobić, ale chciałbym całym sercem, aby zrobili ci, co mogą." - Władysław Stanisław Reymont

Stosunkowo późno, dopiero gdy ukończył lat dwadzieścia, zaczął prowadzić dziennik (rok1888) w tym samym czasie zaczął próbować swych sił w prozie. Uzbierawszy tom nowel, posłał je do oceny Ignacemu Matuszewskiemu. Ocena wypadła pomyślnie. Nim jednak Reymont doczekał się uznania najtęższego krytyka epoki, żył w niepewności i często myślał, że jego pisarstwo nigdy nie sprosta poziomem współczesnym wymaganiom. Swoich wierszy nie miał komu czytać. Pisał je spontanicznie, z wylewnością, która mu przeszkadzała w opanowaniu formy artystycznej. Jednym z pierwszych czytelników tych wierszy był, młodzieńczy przyjaciel Reymonta, aktor, Edward Oleśniewicz. Do tajemnicy został dopuszczony również Franciszek, lecz ten, zniecierpliwiony brakiem stabilizacji życiowej brata, napisał mu kiedyś bez ogródek: "Rzuć do milion kroć diabłów poezję." Podziałało to wręcz odwrotnie. Reymont ani myślał porzucić pisma. Pisał we wszystkich okolicznościach i warunkach, aż wreszcie dorobił się własnego stylu i znalazł uznanie... u obcych. Rodzina długo nie miała zaufania do jego talentu. Pierwsze utwory Reymonta wyszły drukiem , gdy miał 25 lat, a gdy zdobył pierwsze laury, wydał "Pielgrzymkę do jasnej Góry" ukończył 27 lat. Pewne zdarzenie miało również wejście w krąg spirytystów, częstochowskich i warszawskich. Tam zetknął się z dwoma wybitnymi ludźmi - Ignacym Matuszewskim i Julianem Ochorowiczem. Dzięki spirytystom po raz pierwszy wyjechał za granicę - do Londynu i Paryża. Mając 24 lata Reymont odczuwał stale ostry głód wiedzy i ubolewał nad tym, że ojciec nie dał mu wykształcenia. Gdy w pewnej chwili zapragnął zostać księdzem, to dlatego, że - jak sądził - sposobiąc się do tego zawodu, zdołałby uzupełnić swoje braki. Liczył też na to, że gdy wstąpi do seminarium, ojciec zechce mu dopomóc finansowo. Zamiar ten jedna niebawem porzucił. Istotny i osobisty kontakt z przeorem paulinów na Jasnej Górze stracił na rzecz kontaktu z redaktorem warszawskiego "Głosu", Józefem Karolem Potockim. W ówczesnym życiu warszawskim Reymonta odnajdujemy ślady zainteresowania pracom konspiracyjnym - oświatową i politycznym. Uważał się wtedy za socjalistę. W roku 1885 Reymont na rękopisie projektowanego tomu "utworów poetycznych" wypisuje dwa hasła mające - jak postanowił - patronować jego twórczości: "Homer" i "Robotnicy". Brak dokumentów i bezpośrednich świadectw zaangażowania Reymonta w pracy politycznej nie pozwala w ogóle określić, jak długo i w jaki sposób uczestniczył w ruchu konspiracyjnym. Wiadomo tylko, że "policją warszawską" został wydalony z miasta, z którym był związany od 30 roku życia. Zmuszony nakazem policji warszawskiej do rocznego pobytu na Wolbórce, Reymont uciekł do teatru ( 1884 ). Ten aspekt ucieczki do teatru wędrownego przed tyranią ojca i monotonią życia w domu rodzinną zmieniają utartą opinię, jakoby Reymont postanowił poświęcić się całkowicie aktorstwu. Wymownym świadectwem jest list pisarza do Katarzyny ( 1885 ), w którym przedstawił siostrze motywy swego postępowania: nie mógł przebywać w Warszawie, gdzie pozostawił wszystkich bliskich swemu sercu ludzi, a nie chciał tkwić na wsi, w domu, w którym życie było dla niego nieznośne. Ucieczka do teatru wydawała mu się jeśli nie pewnym dobrem, to w każdym razie mniejszym złem. Wszelako musiał znosić wraz z głodującą trupą aktorską biedę i upokorzenia. Oburzały go praktyki dyrekcji, nie płacącej gaży aktorom, pecha ziemian, głupota mieszczaństwa i niski poziom prowincjonalnego życia kulturowego życia. Przekonał się z drugiej stron, że i środowisko aktorskie pozostawia wiele do życzenia. Kilka swoich wczesnych utworów poświęcił później odtworzeniu życia aktorów prowincjonalnych. Umiał pisać o tych nie utalentowanych artystach, z prawdziwym współczuciem, dostrzegał w nich iskrę talentu, i świetnie orientował się w ich doli. Gdy rozstawał się z teatrem w 1890r. , pisał do brata, że dość ma owych "zapoznanych kretynów", zarozumiałych komediantów, próżnych maniaków, z którymi nie możne znaleźć wspólnego języka. Ostrość tej wypowiedzi zostanie złagodzona inną, wyrażoną w liście do Józefa Holewińskiego. Reymont pracował wtedy nad swą drugą powieścią pt. "Fermenty". Początkowo miał jej dać tytuł "Nieznani" i tak motywował wybór tematu : "Bo ci nieznani - to wiele z tych dusz ginących w zaułkach prowincji , w miasteczkach, we dworach, którzy przechodzą nieco poziom otoczenia, szamocą się ze sobą, łamią i giną przeważnie, bo sami są jeszcze nieuświadomieni w swoich porywach i pragnieniach, to szereg istnień, które się spotyka dość często i dość dziwacznych, częściej śmiesznych nawet, które są pośmiewiskiem, celem szyderstw i drwin i wzruszenia ramion - a którym bardzo nieczęsto zagląda się głębiej w duszę, a prawie nigdy nie zna naprawdę". Reymont dostał się w jeszcze inne środowisko dostając pracę na kolei. Musiał podjąć tą pracę mimo nędznych zarobków, ponieważ nie mógł żyć bez zajęcia. Pełnił funkcję robotnika drogowego, dozorującego kilkudziesięciokilometrowy odcinek planu kolejowego. Dwa i pół roku wytrwał na plancie. Mieszkał u chłopa, znosił niedostatek i zimno, wyczerpywała go praca, do której wstawał o piątej rano. A jednak te lata, które przeklinał za ich nudę i beznadziejność, jednocześnie błogosławił za to, że dały mu możliwość napisania tomu nowel. Był to już początek poważnej twórczości. Wprost z pracy na kolei, jesienią 1893r. , Reymont przeniósł się do Warszawy, by na miejskim bruku zakosztować życia głodującego literata, walczącego o uznanie dla swego talentu. W Warszawie liczył już tylko na siebie. Nie chciał prosić nikogo z rodziny o pomoc materialną. Zaznał dotkliwej biedy, która się wlokła za nim co najmniej dwa lata, zanim ukazała się jego powieść pt. "Komediantka". Zamieszkał przy ulicy Świętojańskiej, dzieląc pokój z murarzem, krawcem i szewcem. Jego "buty piły wodę jak smoki". Ubranie tak się prezentowało, że garson u Lourse'a wyprosił go z kawiarni ( 1894 ). Pisał w katedrze św. Jana, nie mając własnego spokojnego kąta. Trudności jakie musiał pokonywać na początku swej kariery literackiej, były jednak nie tylko natury materialnej. Młody pisarz przyjął zasadę : "Życie przedstawiać, jakim jest, a nie, jakim być powinno" Był dumny ze swej przynależności do młodej "radykalii", wśród której znajdował się m.in. Żeromski. Odwiedzał Zapolską, Dygasińskiego oraz Ignacego Dąbrowskiego, autora słynnej "Śmierci". Miał przeszkody w zamieszczaniu swoich utworów w takich tygodnikach, jak "Tygodnik Ilustrowany". Zarzucano mu naturalizm i zwracano uwagę, że powinien zmienić kurs. "z powodu tego nieszczęsnego naturalizmu mam zamknięte drzwi niejedne. Jużci, że go nie odrzucę, ale potrzeba go będzie na razie złagodzić. Kastrują mi duszę : żeby ich psy gryzły psiakrew!". Nawet przyjazny Reymontowi Grot, radził mu czytać klasyków, gdyż uważał, że w nowelach Reymontach za mało jest "astralnego ciała". Reymonta bardzo to dotknęło. W swym dzienniku pisał z oburzeniem o zarozumialstwie Grota i akcentował, że swoją drogę pisarską zna doskonale i ani myśli z niej zbaczać. Gdy jednak przyszło do zamieszczenia noweli "Zawierucha" w "Tygodniku Ilustrowanym" i gdy redakcja zażądała od Reymonta złagodzenia kilku fragmentów, to - choć z wielką niechęcią - musiał przystać. Jeszcze ostrzej potraktowano jego naturalizm w noweli "Spotkanie". Musiał ją pisać na nowo, gdyż usunięci na życzenie redakcji drastycznych rozmów z księży i synów obywatelskich psuło całkowicie kompozycję utworu. Mimo powodzenia "Pielgrzymki do Jasnej Góry" redakcja niechętnie szła na ustępstwa młodemu autorowi. Przeciwnie nawet: uważano, iż bezwzględnie powinien podporządkować się kierunkowi pisma. Reymonta oburzyły te wymagania, Zwłaszcza że swoją "Pielgrzymkę" uważał za utwór zgodny z poglądami radykalnymi, jakie wyznawał, współpracując z "Głosem". "Pielgrzymka" uważana dziś za wzór reportażu literackiego i zapowiedź talentu epickiego, który miał się najwyraźniej objawić w "Ziemi obiecanej" i w "Chłopach", Współcześnie była uważana za utwór, w którym lud wiejski ukazano w korzystniejszym świetle niż szlachtę. Reymonta szybko uznano za duży talent, choć tomu nowel, który pozytywnie ocenił Matuszewski nie wydano w całości. Dodajmy, że wchodzi tu w grę także braki techniki pisarskiej, dość jeszcze chropowatej, która - niezależnie od naturalizmu - sprawiała młodemu artyście nie byle jakie kłopoty. Sam się o tym przekonał, odczytując później swoje wcześniejsze utwory przyjęte do druku bez znacznych poprawek. Wyrobiwszy sobie stosunki w prasie literackiej i wśród wydawców, zaczął pisać "Komediantkę". Zamieścił ją w 1895r. w "Kurierze Codziennym". Powstała w rodzinnym domu, po powrocie Reymonta z pierwszej wyprawy zagranicznej, do Londynu i Paryża. Reymont podjął tę podróż aby zapomnieć o miłości do pewnej aktorki - Antoniny Szczygielskiej. Niepomyślny zbieg okoliczności i przepoetyzowanie tej miłości przez Reymonta doprowadziły do przykrego rozstania. W cztery lata później Reymont wystawił pomnik swej miłości w noweli pt. "Lili. Żałosna idylla" : "Jest to jedna z moich dotychczasowych rzeczy - najlepsza, a główna postać w tej noweli, ta Lili, mnie się podoba bardzo i czuję, że weźmie za serce czytelników. Ja się w niej kocham jak w kobiecie rzeczywistej". Reymonta pochłaniało teraz życie literackie w Warszawie i za granicą. Często wyjeżdżał z kraju, zwłaszcza do Paryża. Zawarł przyjaźń z Janem Lorentowiczem, znawcą literatury francuskiej i wytrawnym stylistą, we Francji wszedł w zażyłość z domem lekarza - emigranta, Henryka Gierszyńskiego, nawiązał też bliższe znajomości w kole paryskiej poloni artystycznej. Długoletnia znajomość z Hortensją Lewentalową i jej zięciem, Ferdynandem Hoesickiem, a więc ze środowiskiem "Kuriera Warszawskiego", zażyłość z Józefem Wolffem, właścicielem "Tygodnika Ilustrowanego", a poza tym obserwacja paru innych salonów i saloników warszawskich dały Reymontowi sposobność do satyrycznego przedstawienia tych środowisk w "Ziemi obiecanej". Zwierzał się Hoesickowi : "To życie i tamten świat łódzki porywa mnie różnorodnością żywiołów, brakiem wszelkich szablonów, rozpętaniem instynktów, nieliczeniem się z niczym, potęgą żywiołową prawie. Jest to chaos brudów, mętów i dzikości, złodziejstwa, klęsk, ofiar, szamotań, upadków, jest to rynsztok, w którym spływa wszystko : jest to jedna dzika walka o rubla, wielka sarabanda przed ołtarzem złotego cielca - jest to ohydne, ale jest to zarazem potwornie mocne i wielkie". "Chciałbym ją jak najprędzej wyrzucić ze swego organizmu, bo mnie męczą te roje ludzkie, bo mnie rozpychają te potwory - fabryki, bo mi nie dają spokoju te maszyny, w których ruch czuję w sobie, których świst i szum budzą mnie w nocy". Powieść ta nie przestała być dokumentem do charakterystyki początków życia przemysłowego w Polsce w końcu XIX wieku. Nie ma sobie równej w opisach hal fabrycznych, ich brzydoty, przerażającego hałasu i pyłu. Reymont miał zamiar przedstawić dopiero powstające w Łodzi środowisko przemysłowe w optymistycznym, budzącym nadzieję na przyszłość świetle. Efekt był zupełnie inny. Ukazująca tych najlepszych przemysłowców z całego grona zmechanizowanych robotników _ "Ziemia obiecana" byłaby obrazem miasta, stworzonego i rządzonego przez kapitalizm. Gdy "Ziemię obiecaną" w 1927r. przełożono na angielski tendencje narodowe słabo dały się odczuć, natomiast ukazała się w całej pełni zupełnie inna strona. Powieść przyjęto tam jako ilustrację poglądów Johna Ruskina, jako ostrzeżenie i protest przeciwko urbanizacji ze względu na jej niebezpieczeństwo moralne i biologiczne dla człowieka. Dzisiejsza interpretacja tej powieści mówi jeszcze coś innego. "Ziemia obiecana" jest ilustracją tezy, że w określonej sytuacji i określonych warunkach człowiek bez względu na pochodzenie, czy osobowość staje się sługą maszyny, którą sam stworzył, staje się niewolnikiem swego bogactwa, niezaspokojonego pożądania złota albo surowca, które można przerobić na złoto. Uznanie, a nawet entuzjazm dla "Ziemi obiecanej", wyrażony przez takich znawców jak Matuszewski, czy Przesmycki, pozwolił Reymontowi już w trakcie pisania łódzkiej powieści, pod koniec 1897r., zawrzeć umowę na nowe dzieło pt. "Chłopi". Pisarz postanowił, że z "Chłopów" zrobi arcydzieło. Nie przewidział, że niezbyt mocny jego organizm nie sprosta nakazom woli, i pisanie "Chłopów" przeciągnęło się bardziej, niż przypuszczał. Prócz stałych niedomagań, na które cierpiał w konsekwencji lat głodowania i niewygód, były jeszcze inne przeszkody. M. In. Reymont, zachęcony przykładem przyjaciela, Mariana Kiniorskiego, zapalił się do studiów w Ecole Libre des Sciences Politiques, która przyjmowała słuchaczy bez świadectwa szkoły średniej. Jak się zdaje, autor "Fermentów" bardzo się przejmował perspektywą uzyskania dyplomu tej uczelni. Jednakże temperament, praca i zawarte umowy pisarskie nie pozwoliły Reymontowi zabrać się do studiów, które początkowo wydawały mu się tak łatwe. Kiniorski, niezależny finansowo, chlubnie ukończył paryską Ecole, Reymont mógł o tym jedynie pomarzyć. Nienawiść do miasta, kojarzącego się pisarzowi wyłącznie z przemysłem, w "Chłopach" przerodziła się w żarliwość w stosunku do pracy na roli, na wsi, w otwartej przestrzeni. Podwaliną dzieła Reymonta było zamiłowanie do autentyczności. Pisarz przeszedł prawie do legendy jako wytrwały kronikarz wiejskiego obyczaju i kultury. Malczewski na portrecie przedstawił autora "Chłopów" z grubym notesem w ręku, co ma znaczenie symbolu. Dzięki obserwacjom, czynionym i zapisywanym systematycznie w czasie pracy na plancie kolejowym, rosła wrażliwość pisarza. Umiejętność chwytania na gorąco dialogów dochodziła do perfekcji, pamięć stawała się niczym najbardziej precyzyjny instrument. Zasięg wzroku po prostu był niezrównany, jednocześnie ze słuchem i innymi zmysłami. Pisania powieści przeciągnęło się na lat dziesięć. Tetralogia miała dwie redakcje zasadnicze. Pierwsza powstała przed katastrofą kolejową (1900); napisana była dość szybko, w ciągu niespełna dwu lat. Druga opierała się na pierwszej, ale została kompletnie zmieniona, opracowana na nowo. Pisał ją Reymont około ośmiu lat. Katastrowa kolejowa wytrąciła mu pióro z ręki na dobrych kilkanaście miesięcy. Podpisana umowa na "Chłopów" musiała czekać. Reymont zapytywany, kiedy zacznie pracować, odpowiadał: "Albo ja wiem?" Pięć miesięcy po katastrofie pisał do Kiniorskiego: "Dopiero teraz rzetelnie i uczciwie przeklinam ten wypadek, bo czuję, jakich krzywd mi narobił. Ty zrozumiesz, gdy Ci powiem, taką rzecz: wyjmuję rękopis, czytam, biorę pióro i chcę pisać - no i nie mogę, bo nie znajduje w sobie ani jednej myśli, ani jednego obrazu, nic, nic - to szaleństwo może ogarnąć". W listach do siostry i brata wyraża niepokój: "Jeśli mowa o kalectwie, najgorsza byłaby niezdolność do żadnej pracy umysłowej". Reymont za poradą adwokata wzniósł "akcyz" o odszkodowanie w wysokości 50 000 rubli. Otrzymał 38 500 rubli. Po zapłaceniu adwokata zostało 33 500 rubli. Była to kwota bardzo pokaźna. Stała się też podstawą polepszenia sytuacji majątkowej pisarza - mógł sobie pozwolić na kosztowne leczenie i długotrwały pobyt za granicą, a później - na zakup nieruchomości, najpierw majątku Charłupia pod Sieradzem, a potem Kołaczkowa w okolicach Wrześni w Wielkopolsce. Po roku od katastrofy w sierpniu 1901 roku, Reymont na nowo próbował swych sił w literaturze. Druk "Chłopów" rozpoczęto w trzecim numerze "Tygodnika Ilustrowanego" 1902 roku. Wydanie książkowe pierwszego tomu ("Jesień") pojawiło się niebawem, lecz wyłącznie dla prenumeratorów pisma. Pełna edycja pierwszych dwóch tomów, stanowiących całość, wyszła w dwa lata później. Wydawcy zaproponowali Reymontowi, by dalsze dwa tomy "Chłopów" ogłosił pod innym tytułem, co miało być korzystniejsze ze względów handlowych; na to się jednak nie zgodził. Trzeci tom ("Wiosna") wyszedł spod prasy drukarskiej dopiero w roku 1906, czwarty ("Lato") w 1909. W kraju powieść była przyjęta z dość dużym zainteresowaniem, choć odzywały się niekiedy głosy, że dosyć już wiejskich tematów. Nie szczędzono jednak autorowi uznania. Orzeszkowa w liście z roku 1909 oświadczyła patetycznie: "Jak glob ziemski na Atlasie opiera się teraz na Panu powieściopisarstwo polskie", a pisząc do Tadeusza Bochowica, podkreśliła, że Reymont jest po śmierci Wyspiańskiego bodaj jedynym w młodej generacji pierwszorzędnych pisarzy. Sędziwej pisarce bardzo się podobało, że, jak pisała, w umyśle młodego autora "pierwiastki rozkładowe czasu nie zatarły linii granicznej pomiędzy dobrem i złem, a wichry klasowe nie wymiotły z serca imienia ojczyzny".

Sława
"Mąż, symbolizujący dzisiaj [12-V-1909] wśród nas tych, co nigdy nie przestali być naszymi przyjaciółmi, jest zarazem pisarzem znakomitym, czczonym od swych współziomków; przechodził on gorzkie próby losu, cierpiał, pracował ciężko, żył wśród prostaczków. Potrafił więc ich opisać nie tak, jak ci pisarze, co fabrykują naród (fabriquent du peuple), korzystając z podręczników i mało ścisłych ankiet, ale podając obrazy żywe. [...] Zaznajomił nas nieszczęśliwym życiem drobnych urzędników, aktorów prowincjonalnych, robotników łódzkich, z piekłem przemysłowym tamtejszym; opowiedział także wiele scen z życia wiejskiego: stały się one źródłem jego arcydzieła "Chłopi". Popularność Reymonta w 1909 roku sięgała szczytu. Przekład niemiecki "Chłopów" wzbudził entuzjazm wydawcy, Eugena Diederichsa, i spowodował lawinę pochwał krytyki. Tłumacz, J. Kaczkowski, przewidywał, że za "Chłopów" autor otrzyma najwyższą nagrodę literacką, to jest nagrodę Nobla. Odezwały się i zarzuty. Maria Komornicka (Włast) gorszyła się "wszelkim w autorze brakiem dreszczu proroczego, wszelkiej intuicji historycznej" i nieobecnością w nim "jakiego bądź śladu ideowych czy tylko agitatorskich fermentów" - a Stanisław Brzozowski w "Legendzie Młodej Polski" pisał: "Chłopi byliby epopeją, gdyby można było już przedstawić samo życie wsi naszej jako wystarczającą sobie dziejową całość, całość, która by swoim kształtem już i istnieniem tłumiła tragizm, była wcieleniem wartości. Tu tragizm się nie zbudził: i dlatego wieś ta odbija się nie w zwycięskiej historycznej świadomości, lecz w przypadkowym spojrzeniu nie znającej swych historycznych podstaw psychiki aktualnej". Opinia Brzozowskiego opiera się raczej na nieporozumieniu. Wieś polska, taka jaką Reymont znał i opisał, na przełomie stuleci XIX i XX przechodziła do historii i z tego punktu widzenia życie jej stanowiło "dziejową całość". Zabieg zastosowany w "Panu Tadeuszu" przez Mickiewicza w odniesieniu do szlachty u progu zasadniczych przemian społecznych i politycznych - powtórzył z wielkim wyczuciem chwili Reymont w "Chłopach". Dla Reymonta lud kojarzył się z pojęciem narodu. Pisarz wydobył i artystycznie opracował te cechy ludu-narodu, które lapidarnie ujął w "Weselu" Stanisław Wyspiański: "A bo chłop i ma coś z Piasta [...], chłop potęgą jest - i basta". Panorama życia wiejskiego różni się zasadniczo od życia w mieście. Dramatyczność pierwszych dwóch tomów powieści ( "Jesieni" i "Zimy" ), w których rozgrywa się zasadniczy konflikt, zagrażający nie tylko rodzinie Borynów, ale i całej wsi - nie przenosi się do tomów następnych ("Wiosny" i "Lata"). Spełniają one funkcję epilogu. Przy tym leniwo płynąca w nich akcja pozwala rozeznać się w artyzmie Reymonta, który w opisach wiejskiej przyrody, wiejskiego obyczaju i najprostszych wiejskich zajęć nie ma sobie równego w literaturze. Nie rozstając się jeszcze z "Chłopami", w roku 1907 podjął Reymont pracę nad nowym dziełem, tym razem historycznym. Początkowo miały to być dzieje polskich powstań, od 1794 do 1863 roku. Reymont z entuzjazmem rozmyślał o swej nowej koncepcji powieściowej, o czym donosił Orzeszkowej. W rezultacie powstała trylogia o upadku Rzeczypospolitej, która otrzymała tytuł "Rok 1794". Reymont rozczytywał się w pamiętnikach, m. In. Koźmiana, Ochockiego, Kitowicza, studiował prace historyczne Korzona, Askenazego, Tokarza, Skałkowskiego i Kukiela. Wertował też wszystko, co miało związek z wybraną epoką w twórczości literackiej od Mickiewicza do Kraszewskiego, sięgnął do druków, które były dla niego wprost bezcenne. Nie rozstawał się za słownikiem Lindego, tonął w stosach gazet, anonsach "kafe - hausów", sklepów i miejsc rozrywkowych; notował nazwiska i adresy. Poznawał życie codzienne czasów Stanisława Augusta i Kilińskiego. Pracował tak, jakby był uczniem Flauberta. Oglądał własnymi oczyma ulice Grodna, Warszawy i Krakowa, zapamiętywał domy i pałace, penetrował parki, ogrody i całe dzielnice, nie zaniedbując też wypraw za miasto, na wieś. W tej metodzie pisarskiej był kult dla dokumentu historycznego, dla autentyzmu, dla szczegółu, który nie powinien uchybiać prawdzie lub prawdopodobieństwu. Nie bez wpływu na rozmiłowanie się w tej właśnie epoce były wczesne z nią kontakty u zarania pisarstwa, gdy powstawała "Pielgrzymka do Jasnej Góry" - w setną rocznicę Insurekcji Kościuszkowskiej - i późniejsze, łączące się z wizytą Reymonta w Grodnie u Orzeszkowej, gdy po raz pierwszy zetknął się z miastem - terenem akcji "Ostatniego Sejmu Rzeczypospolitej"
 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska