Grzegorz Napieralski: W działalności wielu prawicowych polityków i komentatorów można dostrzec sporo hipokryzji. Ci sami, politycy, którzy tak zabiegali o uznanie integralności Kosowa, w sprawie Osetii i Abchazji zajmują przeciwne zdanie. Bardzo często lubią oni relatywizować rzeczywistość i przedstawiać ją według wygodnego dla nich scenariusza. W tym przypadku ich
niekonsekwencja wzmocniona jest silną rusofobią. Dla nich Rosja była, jest i będzie, imperium zła, która cokolwiek by zrobiła i tak będzie negatywnie przez nich postrzegana. W wielu innych przypadkach postępują oni podobnie, a ich stosunek do wielu rzeczy przepełniony jest różnymi fobiami i natręctwami, które moim zdaniem bardzo utrudniają prowadzenie w Polsce odpowiedzialnego dialogu politycznego.
- Jak pan uważa, czy walka z Rosją na wielu poziomach będzie dla Polski dobra? Oczywiście, zaprzeszłości historyczne muszą być wyjaśnione. Ale z drugiej strony Rosja to nasz sąsiad, potężny rynek zbytu i gospodarka, która nabiera tempa. Czy nie czas skończyć z irracjonalnymi działaniami aby potem nie płakać (dla przykładu) nad bezpieczeństwem energetycznym Polski?
Grzegorz Napieralski: Polska z racji swojego położenia geopolitycznego, doświadczeń historycznych, kultury jest w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Mogłaby stać się państwem łączącym Rosję z UE. Dzięki utrzymywaniu dobrych stosunków z Rosją moglibyśmy odnosić wiele sukcesów nie tylko ekonomicznych. Niestety prawicowi politycy odpowiedzialni za politykę zagraniczną nie chcą tej szansy wykorzystać. Przedkładają korzyści ekonomiczne, kulturalne, prestiżowe nad własne głęboko w nich siedzące fobie, kompleksy i niezrozumiałe poczucie wyższości. Wystarczy spojrzeć jak histerycznie reagują na nieprzychylne, ale często błahe rosyjskie gesty w stosunku do Polski. Proszę zobaczyć ile emocji i nieprzychylnych komentarzy wywołał film "Rok 1612". W Polsce uznano, że jest on antypolski, gdyby iść tym tokiem rozumowania, to, Ukraińcy, Szwedzi, Turcy, nie mówiąc już o Niemcach powinni już dawno obrazić się na nas, za naszą rodzimą produkcję kinematograficzną opowiadającą o wojnach z tymi krajami. Po 1989 r. Polska bardzo wzmocniła swoją pozycję strategiczną, stała się członkiem Paktu Północnoatlantyckiego, a po polskiej wschodniej granicy powstały dwa suwerenne państwa. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego jeszcze dziś wielu polityków i komentatorów woli - co zresztą nie tylko w tym przypadku jest domeną polskiej prawicy – przywoływać upiory historii, wracać do przeszłości, przypominać krzywdy i na tej podstawie projektować przyszłość. Brakuje nam optymizmu, braku wiary, że przyszłość może być inna, a wszystko zależy od dobrej woli. Nie rozumiem dlaczego inicjatywę w kontaktach z Rosją, wolimy oddawać Francji i Niemcom, pomimo tego, że o wiele więcej nas Polaków i Rosjan łączy niż dzieli.
- Sprawa kolejna, która porusza wielu obywateli, szczególnie tych w sędziwym wieku, których korzenie tkwią na Wschodzie. Dlaczego Sejm wykreślił z rezolucji wydanej w związku z 65 rocznicą mordów na ludności polskiej na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów, słowo "ludobójstwo"? W zgodnej opinii historyków, w oparciu o liczne fakty i dowody, to było ludobójstwo. Nie jest tajemnicą, że w tej sprawie interweniował u marszałka Sejmu ambasador Ukrainy. Jak to jest, że na temat naszej historii i polityki decydują ambasadorowie obcych krajów?
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.