Magistrowie czują, że Polska ich odepchnęła

- Po 1 maja 2004 na Wyspy wyjeżdżali głównie ludzie młodzi, większość z wyższym wykształceniem, a przynajmniej licencjatem. Zwykle mówili lepiej lub gorzej po angielsku. To dawało im nadzieję, że znajdą tam ciekawą, zgodną z wykształceniem pracę. Okazało się, że praca faktycznie jest, ale wyłącznie fizyczna - w pubach, restauracjach, hotelach. Tu nic się nie zmieniło. Większość z nich wciąż jest barmanami, sprzątaczami, pakowaczami.

Dlaczego?

- Bo wciąż trudność sprawia im dobre zaprezentowanie się nowemu pracodawcy. Nie są wystarczająco przebojowi, gdy trzeba powalczyć o lepszą pozycję, a na rynku brytyjskim jest silna konkurencja. Tylko wyjątkowo zdeterminowani potrafią dać z siebie wszystko i znaleźć lepszą pracę.

Reszta się nie stara?

- Starają się, ale Polakom życia nie ułatwia polityka imigracyjna rządu brytyjskiego, "migration management". Po zamachach terrorystycznych z 2001 w USA i później w Londynie i Madrycie, Brytyjczycy przestraszyli się emigracji z krajów islamskich. Z tamtych krajów ściągają głównie wysokiej klasy specjalistów. Takich, którzy już znają angielski, bo pochodzą z byłej kolonii, a jednocześnie od razu można ich zatrudnić na stanowisku wykładowcy matematyki na uniwersytecie lub w dziale IT. Wśród Polaków Brytyjczycy znaleźli ludzi, których bardzo potrzebowali do pracy fizycznej i na niższe stanowiska. Staliśmy się bezpiecznym i tanim źródłem siły roboczej.

Znam Polaków, którzy pracują na wysokich stanowiskach w City.

 

Tagi: metro

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: