W niedzielę wybrałem się na spacer. Daleko nie uszedłem, bo na drodze stanął mi pub „The Head of The King”. W słońcu było ze dwadzieścia stopni, więc zamówiłem chłodne „ale”. Przy drewnianym stole na zewnątrz pubu siedział, oprócz mnie, jakiś mężczyzna. Miał na sobie błękitną koszulę i jasnopopielate spodnie, zaczerwienioną twarz, rzadkie jasne włosy i wyłupiaste, bladoniebieskie oczy. Skręcał papierosa i gapił się na mnie, a po chwili zadał jakieś pytanie, którego nie zrozumiałem. Poprosiłem, by powtórzył, bo nie rozumiem, gdy ktoś mówi cockneyem. Oburzył się:
- To nie jest żaden cockney! - wykrzyknął.
Za trzecim razem zrozumiałem, że chodzi mu o to, dlaczego piję „ale” zamiast normalnego piwa. Czy dlatego, że słodsze? Odpowiedziałem twierdząco dodając, że jest również mocniejsze, ma więcej witamin z grupy „B”, dzięki czemu wystarczą mi dwa. Pit, bo tak miał na imię mój towarzysz zza blatu, robił takie miny, jakby słuchał opowieści o UFO. Zauważyłem, że ma palec w gipsie. Wybił go sobie grając w bilarda. Opowiedziałem mu, że też miałem gips, bo rozwaliłem sobie patelę w kolanie. Patelę, czyli rzepkę. Polska nazwa mu się bardzo spodobała i bez przerwy powtarzał: „zjebka”, „zjebka”. Po zakończeniu wątku ortopedycznego zajęliśmy się lingwistyką, a wszystko dlatego, że stwierdziłem, iż język angielski jest głupi. Te przeczenia na końcu, zamiast na początku zdania, te wszystkie „do”, te cholerne idiomy, fonetyka. Pit dość rezolutnie zauważył, że gdyby angielski był głupi, to międzynarodowym językiem byłby polski, a skoro nie jest, to znaczy, że polski jest głupi lub przynajmniej głupszy.
Miałem co prawda w zanadrzu pewne argumenty, ale Pit operujący tak prostą logiką nie dałby się przekonać. Pogadaliśmy za to o Grzegorzu Rasiaku, którego Pit ceni i cieszy się z jego przejścia do Bolton. To - zdaje się - jedyny Polak, o którym słyszał Pit.
Dochodząc do domu zatrzymałem się przy workach ze śmieciami. Wystawała spod nich sporej wielkości książka. Była to „Encyklopedia dla dzieci”. Spojrzałem na rok wydania - 1991. Ciekaw byłem, czego brytyjskie dzieci 17 lat temu mogły się dowiedzieć np. o Polsce.
„Polska, kraj w Europie Wschodniej, siódmy co do wielkości na kontynencie pod względem liczby mieszkańców. Kraj rolniczy, porośnięty ziemniakami i burakami, uprawianymi na małych i bardzo małych farmach. W Polsce wydobywa się dużo węgla i produkuje statki” - tyle „Encyklopedia dla dzieci” na temat naszej ojczyzny.
Spojrzałem na Czechosłowację, tam trochę więcej: „Antykomunistyczna rewolta w 1968 roku” i „aksamitna rewolucja” w 1989 roku, dzięki której kraje okupowane przez ZSRR zostały wyzwolone z niewoli”. Zatrzymałem się przy Rumunii - tam też rewolucja antykomunistyczna, która „zakończyła się śmiercią dyktatora i zwycięstwem demokracji. Rumunia to kraj atrakcyjny turystycznie, ale biedny”.