Hasło „powtórzmy irlandzki cud” to dobre hasło, pod warunkiem, że oznacza dążenie do rozumnego działania politycznego, opartego na porozumieniu ponad podziałami różnych sił społecznych. W Irlandii najpierw doszło do swoistego paktu o współdziałaniu pomiędzy rządem i związkami zawodowymi. W rezultacie tego porozumienia związkowcy nie torpedowali rządowych pomysłów na przebudowę gospodarki. Najpierw była zgoda, dopiero potem nastąpił rozkwit.
TN: Wygląda na to, że cud nastąpi nieprędko, a Irlandia nadal będzie punktem docelowym wakacyjnych migracji zarobkowych Polaków. Dlaczego właśnie ona? Czy Twoim zdaniem chodzi o jakieś podobieństwo mentalne Polaków i Irlandczyków, czy może ważniejsza jest względna bliskość i dostępność tego kraju?
KS: Podobieństwa podobieństwami, ale to nie jest kluczowy element. Prawda jest taka, że imigranci są Irlandii po prostu potrzebni, a Polacy mają sobą wiele do zaoferowania. W chwili, gdy Polska przystępowała do Unii, Irlandia robiła tak wielką liczbę inwestycji, że nie była w stanie poradzić sobie własnymi środkami. Ściągano więc fachowców z zagranicy, np. Niemiec, ale szybko okazało się, że Polacy są równie dobrzy, a zadowalają się niższymi płacami. Irlandia wciąż potrzebuje specjalistów w różnych dziedzinach. Przykładem służba zdrowia. Nasz personel medyczny zmusza Irlandczyków do podnoszenia własnych kwalifikacji! Jesteśmy po prostu lepiej przygotowani do pełnienia wielu zawodów.
TN: Ale czy Irlandczycy spodziewali się imigracji na taką skalę?
KS: Chyba nie. Sądzę jednak, że w pewnym momencie rynek pracy ustabilizuje liczbę imigrantów. To nie jest beczka bez dna. Moim zdaniem rynek irlandzki powoli się nasyca. Orientacyjna liczba 300 tyś. Polaków w Irlandii to będzie ta średnia, która już pozostanie.
TN: A więc nie grozi nam raczej niekontrolowany napływ Polaków na Zieloną Wyspę? Takie zjawisko może prowadzić do konfliktów na tle etniczym. Czy sądzisz, że Polaków i Irlandczyków też to czeka?
KS: Nie. Myślę, że nie będzie większych ekscesów. Jakieś jednostkowe incydenty mogą się zdarzać, ale sądzę, że nie na dużą skalę.
Irlandczycy nie mają uprzedzeń etniczych czy rasowych. Sami mają zakodowany swoisty etos, bo przecież oni też do niedawna wyjeżdżali z kraju za chlebem. Przeciętny Irlandczyk kojarzy, że Polacy robią po prostu to, co jego rodzice i dziadkowie jeszcze 30 lat wcześniej.
A poza tym... Polaków i Irlandczyków trochę jednak łączy. Obie nacje uchodzą za cwane i lubiące dobrą, suto zakrapianą zabawę. W tym sensie dobrze się dogadujemy, co może niekoniecznie się wszystkim podobać.
Z Krzysztofem Schrammem rozmawiał Tomasz Nowak, Polski Express