Polacy nie znają brytyjskiego kodeksu drogowego, często zachowują się tak, jakby wciąż byli w Polsce. Konsekwencje takiego stanu rzeczy to nie tylko wzrost zagrożeń na drodze. Problemem dla Wielkiej Brytanii stają się też olbrzymie koszty tłumaczeń sądowych, gdzie trafiają sprawy o wykroczenia drogowe, jakie popełniają polscy kierowcy.
Bill Aitken, szkocki parlamentarzysta z Partii Pracy, wyjaśnia: “To oczywiste, że prawo ruchu drogowego w Polsce jest inne i nigdzie indziej nie jest tak surowe jak w Wielkiej Brytanii. Ale nasi goście, z Europy Wschodniej w szczególności, będą musieli się nauczyć, że prawo brytyjskie dotyczy tak samo ich jak nas (Brytyjczyków)”.
Już kilka miesięcy temu gazeta donosiła o problemie kierowców z Europy wschodniej. Okazało się, że stanowili oni 10% wszystkich kierowców wysyłanych na dodatkowe szkolenia dla kierujących pod wpływem alkoholu. Alarmujące są również dane agencji ubezpieczeniowych. Liczba roszczeń związanych z wykroczeniami drogowymi przeciwko Polakom potroiła się w przeciągu ostatnich tylko dwóch lat, z 938 w 2004 do 3312 w roku ubiegłym.
Aby walczyć z tym problemem, planuje się powołanie specjalnej ubezpieczeniowej bazy danych, która działać ma na terenie całej Europy. Ma to umożliwić policji bezproblemowy dostęp do wszelkich informacji o ubezpieczeniu i kierowcy na temat każdego jeżdżącego po Europie pojazdu.
Ponadto, w planach są także inne, dużo bardziej dotkliwe dla niesfornych kierowców, zmiany angielskich przepisów. Policja ma uzyskać prawo natychmiastowego karania grzywną każdego kierowcy, który popełni wykroczenie drogowe.
Jak tłumaczą nam polscy kierowcy, po przybyciu na wyspy, nie jest łatwo 'przestawić” się na angielski kodeks drogowy
Grzegorz: „w Polsce jeździłem samochodem sześć lat. Sądziłem, że największa różnica to ruch lewostronny. Na miejscu przeżyłem niemiłe zaskoczenie, że różnic jest znacznie więcej. Do tej pory zdarza mi się popełniać wiele błędów. Nie wynika to z lekceważenia przepisów. Po prostu na drodze, w dużym ruchu, ciężko pamiętać o wszystkich różnicach. Na przykład w Polsce, z powodu złego stanu dróg i opadów śniegu, znaczenie mają tak naprawdę jedynie znaki pionowe. Na to, co namalowane na jezdni mniej się zwracało uwagę. A tutaj, w Anglii, ciężko się przestawić, że niektóre informacje podane są tylko na samej już nawierzchni.
Kłopoty polskich kierowców powodują zagrożenie dla bezpieczeństwa, narażają brytyjski budżet na dodatkowe koszty, a także psują nasz coraz lepszy wizerunek wśród wyspiarzy. Warto zatem postarać się, aby polski kierowca cieszył się takim samym uznaniem, jak polski hydraulik czy budowlaniec.
SMW