Mimo to dla wielu Polek przyzwyczajonych do podziemia aborcyjnego, to właśnie nielegalne metody usuwania ciąży wydają się być najlepszym rozwiązaniem.
Aborcja w Wielkiej Brytanii to nie nowość. Według rządowych statystyk, w 2006 roku na Wyspach dokonano 193,700 zabiegów usunięcia ciąży. I choć brytyjskie Ministerstwo Zdrowia (Department of Health) nie posiada szczegółowych danych odnośnie obywatelek Polski, które poddały się aborcji na Wyspach, wiadomo, że w 2006 roku na terminację ciąży zdecydowało się 7,400 kobiet niebędących rezydentami Wielkiej Brytanii. W 2005roku było ich 7,900.
Tylko na Ealingu, typowo polskiej dzielnicy Londynu, w 2006 roku usunięto 2000 ciąż.
Ustawa o aborcji z 1967 roku sprawiła bowiem, że Wielka Brytania jest jednym z najbardziej liberalnych krajów Europy, w którym zabiegów dokonuje się bez żadnych problemów i zbędnych utrudnień.
Teoretycznie jednak tzw. Abortion Act jest pustą ustawą, i choć liczbę aborcji w ubiegłym roku określono jako rekordową, to jak podkreślają politycy, w Wielkiej Brytanii nie ma „aborcji na życzenie” (abortion on demand). Podobnie, jak w ustawach aborcyjnych wielu innych krajów, aby otrzymać zgodę na usunięcie ciąży, należy spełnić przynajmniej jedno z kryteriów, takie jak: zagrożenie dla życia matki lub uszczerbek na jej zdrowiu fizycznym i mentalnym lub podejrzenie niepełnosprawności płodu.
W rzeczywistości jednak – tak twierdzą niektórzy brytyjscy politycy potępiający liberalne prawo aborcyjne – zgoda na usunięcie ciąży jest wydawana przez lekarzy zbyt pochopnie.
Nadine Dorris z Partii Konserwatywnej mówi na przykład, że „nieprawdą jest, że aborcje na życzenie nie istnieją, bo duża część zabiegów jest dokonywana na pacjentkach niespełniających kryteriów ustawy z 1967 roku”.
Między teorią a faktami
O tym, czy Polki usuwające ciążę na Wyspach spełniają warunki Abortion Act, można jedynie spekulować. Faktem jest natomiast, że już wiosną tego roku brytyjscy ginekolodzy w Luton donosili, że jedna na cztery kobiety prosząca o aborcje to obywatelka jednego z krajów Europy Wschodniej.
Dyrektor jednej z prywatnych klinik aborcyjnych BPAS, Lisa Cunningham, potwierdziła wówczas zdanie lekarzy, wyznając, że „wiele kobiet z Europy Wschodniej tłumaczy, że powodem ich decyzji odnośnie przerwania ciąży jest to, że na Wyspach przebywają dopiero od niedawna, i w razie urodzenia dziecka nie przysługiwałyby im świadczenia rodzinne. – Gdyby mogły otrzymać benefity, wtedy nie zdecydowałyby się na aborcję – dowodzi Lisa Cunningham.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.