MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

03/03/2005 10:54:12

Muza i Jutrzenka

Wywiad z Ireną Andersową, żoną Generała Władysława Andersa. Anna Cholewa-Selo


Żona Generała

Byłam młodą dziewczyną, która straciwszy najbliższych w zawierusze wojennej została „zaadoptowana” przez wojsko, stanowiące dla mnie namiastkę życia rodzinnego. Oczywiście, że wielokrotnie widywałam Generała ale do głowy mi nie przyszło, żeby traktować go inaczej niż z rewerencją i szacunkiem. Był ode mnie dużo starszy, i w moim pojęciu nieosiągalny jako mężczyzna (choć muszę przyznać, że bardzo piękny) i jako postać. Przecież był wodzem, bohaterem i przybranym ojcem dla całej swojej armii, która wdzięczna mu była za uratowanie życia i wyprowadzenie z syberyjskiej katorgi.

No, ale życie pisze tak dziwne scenariusze, że filozofom nawet się o nich nie śniło. Tak też i było w tym wypadku. Jak później przyznał się mąż, od razu „wpadłam mu w oko” i uważnie śledził rozwój mojej kariery scenicznej. Dawał znać o swojej admiracji kwiatami czy upominkami – wszystko spokojnie i bez presji, żeby mnie nie wystraszyć ani nie zniechęcić. Z drugiej strony byliśmy współtowarzyszami twardej, żołnierskiej niedoli, oboje wiedzieliśmy co to głód, nędza, strach i odwaga i te przeżycia stanowiły bazę wzajemnego zrozumienia, na której buduje się wszystkie trwałe związki.

Najbardziej ceniłam w nim niesłychaną dobroć, serce i wrażliwość uczuć. Kiedyś na przykład jeden z naszych żołnierzy otrzymał wiadomość o ciężkiej chorobie matki. Po jakimś czasie, po odebraniu od niego meldunku polowego, Generał półgłosem zapytał o jej zdrowie. Chłopak po prostu rozpłakał się, że ktoś ma serca i głowę pamietać o jego sprawach. Zwłaszcza, ktoś taki jak dowódca.



Generalski rozkaz dzienny przed bitwą o Monte Cassino zaczynał się tak: „Żołnierze kochani, moi bracia i dzieci!” Kto tak jeszcze rozpoczyna przemowy do wojska? Kiedy już zamieszkaliśmy w Anglii, podczas wyjść do restauracji niejednokrotnie zdarzało się, że polski kelner na widok męża prężył się na baczność i stukając obcasami składał meldunek. Na co on komenderował „spocznij” po czym wyściskawszy serdecznie swego byłego żolnierza wypytywał o jego losy.

Był cudownym, troskliwym mężem i kochającym ojcem dla naszej córki Anny Marii. W domu zrzucał generalskie epolety i stawał się radosnym, kochającym życie człowiekiem ze szczególnym apetytem na spotkania towarzyskie, bo nie wyobrażał sobie egzystencji bez ludzi. Jego hobby był brydż i wielokrotnie na balach czy zabawach mówił „Poczekajcie, niech tylko wyślę Irenkę z kimś do tańca, to będziemy mogli rozegrać małego roberka”.

Nazywał mnie swoją „majową jutrzenką” co było po części odnośnikiem do patriotycznej pieśni, miesiąca moich urodzin a także każdego wspaniałego dnia spędzonego razem. Przeżyłam z nim najszczęśliwsze 22 lata swego życia. Zmarł w 16. rocznicę bitwy o Monte Cassino – i jednocześnie moje urodziny. Od 35 lat codziennie wspominając go i troszkę popłakując, wdzięczna jestem losowi, że nas złączył i że mogliśmy dzielić tyle, tyle dni we wzajemnym szacunku i milości.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska