Str 3 z 3 |
|
---|---|
KwiatPaproci | Post #1 Ocena: 0 2025-09-05 18:37:31 (tydzień temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
***
W 2006 roku opuściłam dwuosobowe lokum, które wynajmowałam uprzednio z uwagi na Eddiego przez dwa lata. Przeniosłam się do pokoju jednoosobowego z widokiem na krzewy róż, których słodki zapach leniwie unosił się w rozgrzanym latem powietrzu. Na moim łóżku przygotowano dla mnie świeżo pachnącą pościel, a na kominku spoczywała mała pluszowa zabawka. Pokój wydawał się staroświecki w kojący sposób i wyglądał dokładnie tak, jak wyobrażałabym sobie wolny pokój u babci. Mieszkała tam właścicielka domu, której nigdy nie widziałam, żeby wychodziła ze swojego pokoju, oraz jej syn, srebrnowłosy Anglik o imieniu Hugh, który był niezwykle dumny z tego, że ich dom zachował wszystkie swoje oryginalne elementy z czasów wojny. Z pewnością mieli tam zabytkowe liczniki elektryczne – obsługiwane jeszcze przez stare szylingi brytyjskie. Hugh trzymał mnóstwo starych szylingów, które sprzedawał nam, lokatorkom, abyśmy mogły uruchamiać nimi liczniki elektryczne. Potem poddawał recyklingowi te monety, opróżniając domowe liczniki i sprzedając nam te same szylingi ponownie w zamian za współczesne funty brytyjskie. Wynajmował kilka sypialni wylacznie kobietom, a przed wynajęciem pokoju przeprowadzał rozmowy kwalifikacyjne z wybranymi kandydatkami, aby upewnić się, że wszystkie pasujemy do owego miejsca. Wszystkie dziewczyny tam były szczupłe, miały średnie lub długie włosy i każda zawitała do domu Hugh jako singielka. Myślę, że wszystkie mialyśmy od dwudziestu pieciu do trzydziestu pieciu lat. Hugh miał ponad sześćdziesiąt lat i odbywał cotygodniowe spotkania z każdą lokatorką. - Znajdziesz trochę czasu na pogawędkę ze starym człowiekiem? - pytał. Zawsze miał cydr gotowy na spotkania w salonie i każdy dzień tygodnia był poświęcony innej lokatorce. Zdaje mi się, że moje były wtorki. Hugh opowiadał mi o innych lokatorkach podczas naszych spotkań. Na poddaszu mieszkała Angielka, której nowy chłopak zaczął później nocować w jej pokoju. Angielka podobno ostrzegła Hugha wprost, żeby nigdy nie dotykał jej rzeczy, takze Hugh powiedział mi, że jest "bardzo dziwna". Była tam rowniez przemila, towarzyska Irlandka. Dzieliłam z nią kuchnię i od początku ją polubiłam. Była zreszta otoczona przyjaciółmi, a Hughowi też musiała sie podobac, ponieważ wyznał mi, że zasugerował jej, że powinni zostac parą. Podobno nawet żartowała z nim o prezerwatywach, ale potem stala się bardzo odległa. Hugh zapytał mnie o moje zdanie w tej sprawie, a ja próbowałem delikatnie odwieść go od dalszych zalotow. Potem była przepiekna Niemka. Zawsze podziwiałam niemiecką modelke Claudię Schiffer, a niemiecka lokatorka Hugh była dla mnie prawie tak samo ładna. Wkrótce zaczęła spotykać się z młodym mężczyzną, a Hugh powiedział mi gorzko: "mężczyźni w pubie opisaliby kobiety takie jak ona na swój własny sposób". Była Tajka, która również zaczęła randkować bardzo szybko, ale która prowadziła długie rozmowy z Hugh na temat jego fetyszy. Podobno nawet zasugerowała mu różne strony internetowe, na których miał szukać podobnych sobie towarzyszek zabaw. Wreszcie byłam ja z Polski. Hugh powiedział mi, że zawsze lubił moje nogi, oraz fakt, że wyszłam za mąż, a więc znałam "mężczyzn i ich pragnienia", jak to ujął. Hugh najwyraźniej był zainteresowany tym, co nazywał "terapią korekcyjną" czyli sesjami klapsów nago. Miałam niemile uczucie, że ma nadzieję, że się przyłączę, ale nie powiedziałam zbyt wiele. - Jedna dziewczyna ma się wyprowadzić - powiedział mi we wtorek - a ja zwykle wykonuję pewne rytuały w byłym pokoju lokatora, aby pozbyć się złej atmosfery. Nie masz nic przeciwko? Powiedziałem, że nie mam nic przeciwko. - Zwykle bywam w tym czasie nagi - kontynuował. - Nie masz nic przeciwko? Wyprowadziłam się z domu Hugh tak szybko, jak tylko mogłam, aby wynająć lokum w Harlesden gdzie właściciel mieszkał osobno. *** |
KwiatPaproci | Post #2 Ocena: 0 2025-09-05 18:56:55 (tydzień temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
Wiosną 2007 roku podjęłam pracę w niepełnym wymiarze godzin jako recepcjonistka w przychodni lekarza rodzinnego w londyńskiej dzielnicy Queens Park. Było to częścią mojego planu, aby stopniowo zmienić pracę i zniknąć z pola widzenia mojego odległego męża.
Moje stanowisko w recepcji lekarza rodzinnego było pracą za minimalną stawkę i pracowałam tylko w godzinach porannych. W tamtych czasach nie wiedziałem, że ludzie o niskich dochodach w Wielkiej Brytanii mogą uzupełnić swoje zarobki zasiłkami. Nie wiedziałem nawet, czy kwalifikuję się zresztą do jakiegokolwiek zasiłku, mimo że zarówno Polska, jak i Wielka Brytania były wówczas krajami członkowskimi Unii Europejskiej. Martwiłam się, że być może w tym kraju mój mąż, z którym byłam w separacji, musiałby ubiegać się o zasiłek wspólnie ze mną, jeśli formalnie byłam mężatką. Naprawdę byłam aż tak bezradna - nigdy nie przyszło mi do głowy, że powinnam dowiedzieć się, na jaką pomoc się kwalifikuję. Zawsze pracowałam zawodowo od ukończenia szkoły i jedyne, co miałam w planach, to kontynuować pracę. Po prostu zaczęłam szukać dodatkowego zajęcia na moje popołudnia, a tymczasem starałam się nauczyć jak najwięcej do mojej pracy w przychodni. *** Byłam zachwycona, że w końcu mogłam być częścią organizacji służącej brytyjskiemu społeczeństwu. W Pięciu Gwiazdach czasami również doświadczałam wspaniałego uczucia bycia użyteczna dla innych, ale chodziło tylko o pomoc konkretnym firmom, a nie szerszej społeczności. W przychodni lekarza rodzinnego nie miałam już pomagać innym firmom. Zamiast tego miałam się zajmować indywidualnymi osobami w potrzebie. Podobało mi się to. Byłam dumna, że nasz lekarz wykonuje kluczową pracę i byłem szczęśliwa, że mogę pomóc. Z drugiej strony, nie wszystko było łatwe w naszej przychodni. Jedną z trudności był fakt, że nasz szef, Doktor, często krzyczał albo na swoich pacjentów, albo na personel niemedyczny. - Dlaczego ty nigdy nie płaczesz, kiedy Doktor na ciebie krzyczy? - zapytała mnie Vesna, nasza sekretarka medyczna z Serbii. - Kiedy ja zaczęłam tu pracować, dużo płakałam. Lubiłam Vesnę, chociaż nie brzmiało to dla mnie dobrze, że ktoś powinien płakać w pracy, aby złagodzić szefa. W każdym razie nigdy nie płakałam po prostu dlatego, że byłam zbyt dumna, by to robić. Wszelkie obelgi przełykałam w milczeniu, tak jak zawsze robiłam to przez całe swoje życie. - Czy ty wpisałaś coś w kartotece tej pacjentki na komputerze?! - Doktor krzyknął do mnie pewnego dnia przed kilkoma pacjentami w recepcji. - Ktoś wprowadził błędne dane do jej teczki po tym, jak widziałem ją po raz ostatni, i to musiałaś być ty, ponieważ nic nie umiesz, a myślisz, że umiesz! Wskazał na jakiś skrót terminu medycznego w jej kartotece, którą razem otworzyliśmy na moim komputerze. Nie wiedziałam, co oznaczał ten skrót. – Zastanawiam się, kto zna tak trudne słowa jak to tutaj – powiedziałam, starając się być uprzejmie dyplomatyczna, nie wskazując bezpośrednio na mojego szefa. Doktor zamilkł. - Zapomnij o tym. To ja napisałem. – powiedział szybko i zniknął w swoim gabinecie. Wiele lat później tamta przychodnia została zamknięta przez radę gminną jako "nieadekwatna" i stanowiąca "zagrożenie dla pacjentów". Dowiedziałam się o tym z artykułów prasowych, dostępnych w Internecie. Przeczytałam tam również niektóre opinie personelu i pacjentów, które wspominały o "braku prywatności" lub opisywały naszego lekarza jako "seksistę, rasistę, mówiącego o swoim personelu w obraźliwych słowach". Nikt nie wydawał się odpowiedzialny za utrzymanie porządku. Pielęgniarka powiedziała nam w recepcji podczas przerwy, że niektóre z naszych szczepionek są przeterminowane. Nikt w recepcji nie wydawał się odpowiedzialny za monitorowanie zapasów. Wydawało się, że nikt w ogóle nie miał odpowiedzialnej funkcji poza Doktorem. Pacjenci byli czasami przyjmowani w nieokreślonej kolejności, w zależności od preferencji Doktora, więc trudno mi było wyjaśnić niektórym pacjentom, dlaczego jeszcze czekali godzinę po planowanym terminie wizyty. Kartoteka jednego pacjenta zniknęła po konsultacji. Doktor krzyczał na nas, na recepcjonistki, podczas gdy my przeszukiwałyśmy wszystkie polki i zakamarki usiłując znaleźć tą nieszczęsną kartotekę. *** Regularnie sprawdzałam ogłoszenia, szukając dla siebie drugiej pracy na pół etatu. Mój lokalny urząd pracy w końcu zamieścił ogłoszenie pracy dla asystenta do spraw przetwarzania danych na popołudnia, w niepełnym wymiarze godzin. Klejnot wśród ogłoszeń, pomyślałam. Uznałam, że jest to dla mnie wspaniała okazja, aby wypełnić drugą pracą popołudnia i załatać mój budżet, nadwyrężony przez słabo płatną poranną pracę w niepełnym wymiarze godzin. Proces rekrutacji składał się z pisemnego testu z matematyki, do którego nasza grupa kandydatów przystąpiła jednocześnie w sali konferencyjnej. Nie było rozmowy kwalifikacyjnej ani prawie żadnej wymiany zdań, chociaż krótko powiedziano nam, żebyśmy się nie stresowali. Zawsze kochałam matematykę, a młodemu człowiekowi, który przeprowadzał z nami test wstępny, musiały spodobać się wyniki moich obliczeń, ponieważ dostałam tą pracę. Ten młody człowiek podpisywał się pod swoimi e-mailami jako Nathan Meadowbank. Otrzymałam jego krótki e-mail z zaproszeniem prosto na pierwszą zmianę do pracy. Miałam być Asystentką do spraw Walidacji Danych w niepełnym wymiarze godzin za minimalną płacę. Na szczęście nie wymagano tam drogiego urzędowego stroju. Dzień przed rozpoczęciem mojej nowej popołudniowej pracy, mój okres próbny w przychodni lekarza rodzinnego dobiegł końca. Z niecierpliwością czekałam na podpisanie stałej umowy o pracę w recepcji, jednocześnie rozpoczynając pracę w zakresie walidacji danych. Może nie wszystko było idealne, ale cieszyłam się i byłam pełna nadziei. Wydawało mi się, że pewniej stąpam na własnych nogach w dążeniu do pozostawienia za sobą mojej niedawnej nieszczęsnej przeszłości. Pod koniec mojej zmiany Doktor zaprosił mnie do swojego gabinetu. Rozmowa nie była jednak taka, jakiej się spodziewałam. – Jesteś czysta i uczciwa – powiedział do mnie Doktor – ale nie sądzę, żebyśmy dobrze ze sobą współpracowali. To był ostatni dzień twojego okresu próbnego i nie podpiszę z tobą umowy o pracę. Nie będę cię potrzebował jutro rano. Byłam w szoku. Po wyjściu rano z domu jako osoba zatrudniona, wracałam po południu bezrobotna. Po raz pierwszy ktoś zrezygnował ze mnie w pracy, czego się nie spodziewałam i byłem wstrząśnięta. Uciekał mi też czas, w którym chciałam zapewnić sobie wystarczającą liczbę godzin w pracy, o której Eddie by nie wiedział, zanim skończą mi się moje niewielkie oszczędności. *** Firma Clever Costs, „Łebskie Koszty”, mieściła się w 2007 roku w dość przestronnym, jasnym biurze z dużą częścią wspólną typu otwarty plan, nad sklepami przy Edgware Road. Część wspólna wypełniona była rzędami jednakowych biurek, na których w krótkich odstępach stały monitory komputerów. Pracownicy nie trzymali żadnych przedmiotów osobistych na swoich stanowiskach pracy. Nikt nie miał stałego biurka, a zamiast tego oczekiwano zmian miejsca. Tak przynajmniej wyjaśnił mi na wstępie Nathan Meadowbank, który zajmował się wcześniej moim procesem rekrutacji. Teraz nazwałabym to „hot-desking”, aczkolwiek nigdy nie pokazano mi jak zarezerwować uprzednio wybrane biurko gdybym chciała siedzieć obok konkretnych osób, tak jak to robi się dzisiaj w tylu innych firmach. Lista zasad firmy, którą Nathan wysłał mi e-mailem przed pierwszym dniem, mówiła, że w biurze nie ma określonego dress code, czyli zaleceń odnośnie stroju, chociaż podczas procesu rekrutacji widziałam, że pracownicy wyglądali schludnie i profesjonalnie. Chłopcy nosili formalne koszule. Być może lubili pracować w biurze i woleli tradycyjne koszule z długim rękawem od zwykłych T-shirtów, które doskonale mogliby nosić. Dziewczyny nosiły eleganckie sukienki lub ładne bluzki przy biurkach, a ja miałam moje hipisowskie koraliki i moje najlepsze ubrania na mojej pierwszej zmianie. Naprawdę chciałem tam być. Martwiłam się jak oszacuję czas, ponieważ zegar na moim komputerze nie był ustawiony prawidłowo, a moja pierwsza zmiana miała trwać tylko trzy godziny. Wstydziłam się powiedzieć komukolwiek, że zapomniałam zabrać telefon lub zegarek z domu, więc nie miałam żadnego urządzenia do pomiaru czasu. Zaledwie dzień wcześniej straciłam pracę recepcjonistki, a ponieważ mój poprzedni szef, Doktor, powiedział mi, że trudno mu się ze mną współpracowało, więc byłam kłębkiem nerwów w Clever Costs, planując być tak pokorna, łagodna i cicha, jak to tylko możliwe. Bałam się. Nie zostałam nikomu przedstawiona na początku mojej pierwszej zmiany. Wszyscy siedzieli już przy swoich stanowiskach pracy, kiedy przyszłam, więc cichutko przycupnęłam przy biurku, które Nathan Meadowbank wybrał dla mnie na moją pierwszą zmianę. Chcąc dobrze wypaść, zawzięcie skupiłam się na moich nowych obowiązkach zgodnie z instrukcjami... Króla Pik. Może wytłumaczę. *** W moim rodzinnym domu babcia czasami udawała, że czyta nam z kart, dla zabawy w przewidywanie przyszłości. Różne karty miały różne znaczenia. Dziewiątka i dziesiątka trefl oznaczały kłopoty. Dziewiątka i dziesiątka pik oznaczały kwestie zdrowotne. Kolor karo oznaczał pieniądze, a as karo sugerował list. Kier oczywiście reprezentował miłość, a asy położone razem, oznaczały zmianę. Król, Królowa i Walet Pik reprezentowały przyjaciół. Czołówka Kier oznaczała albo przyjaciół, albo osoby starsze wiekiem. Czołówka kart Trefl była albo wrogami, albo jakimiś osobami z urzędu. Z zachwytem patrzyłam, gdy babcia rozkładała karty, jak kalejdoskop małych tajemnic, mimo że zawsze ostrzegała nas, abyśmy nie brali tego na poważnie. Nigdy nie miałam okazji poznac imion większości mojego nowego kolezenstwa w Clever Costs, dlatego na użytek niniejszego pamiętnika nadałam im imiona kart. Król Pik byłby kimś przyjaznym, a mezczyzna który krotko przeszkolil mnie do pracy również zdawal się być przyjacielski. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek zdradzil mi swoje imie, albo nie pamiętam jeśli to zrobil, stad moje dla niego przezwisko: Krol Pik. Wygladal na Azjate, z fantastycznie gestymi czarnymi włosami i ciemnymi oczami zza okularow. Pracowal ze słuchawkami na uszach, jednak zdawal się być na dobrych układach ze wszystkimi wokół. *** Młoda kobieta podeszła do mojego biurka i przykucnęła obok mojego krzesła. - Cześć. Jesteś Polką? – szepnęła do mnie po polsku. – Nathan mi powiedział. Ja też jestem Polką i on pomyślał, że może się zaprzyjaźnimy. Mam na imię Nina. - Dyskretnie uścisnęła mi dłoń pod poziomem biurka. – Nathan nie jest prawdziwym manadżerem – szeptała dalej po polsku, czego nikt w pobliżu nie rozumiał. - Manadżerowie są na urlopie i poprosili go, aby wyświadczył im przysługę i zajął się rekrutacją. To nie należy do jego obowiązków. Nie jestem nawet pewna, czy mu za to płacą. Zdziwiłabym się, gdyby tak było. Współczuję mu. - Nina spojrzała na Nathana, a potem znow na mnie. - Więcej nas tutaj jest z Polski. Może pójdziemy potem razem na lunch, żebyśmy mogły spokojnie porozmawiać? Kiedy nadałam tamtejszym współpracownikom karciane imiona, ja nazwalam moja wiecznie szepcząca Królowa Pik, tudzież tajnym szpiegiem w biurze przy Edgware Road, który przekazał mi informacje po polsku. Ochoczo wyszeptałam w odpowiedzi, że oczywiście pójdę z nią razem na lunch, aczkolwiek moja krótka zmiana bardzo szybko się skończyła i nigdy więcej jej nie zobaczyłam. - Jak mi idzie z wyrabianiem normy? – spytała Króla Pika Królowa Trefl – Ty przecież możesz sprawdzić. Krolowa Trefl wstała z miejsca i podeszła, żeby pochylić się nad Krolem Pik. Miała lśniące, długie, ciemne włosy z lekko opaloną cerą i obcym akcentem. Pomyślałam, że Królowa Trefl może być z daleka, może nawet z Ameryki Łacińskiej na przykład. - Wyrabiasz 78 procent normy - odpowiedział Król Pik. Podobnie jak ja, ona również musiała pracować w oparciu o ich wewnętrzne oprogramowanie. Niektórzy z nas wprowadzali dane, które inni walidowali, potwierdzali. Nasza praca przypominała linię produkcyjną, tylko ze umieszczoną w biurze. Najwidoczniej Król Pik był w stanie elektronicznie sprawdzić wydajność każdego stanowiska pracy z osobna. - No naprawdę? A co ze mną? Jakie ja mam wyniki? – zapytał ktoś inny. Grupa szczupłych sylwetek zebrała się wokół Pikowego, którzy objaśniał: - Ty wyrabiasz 86 procent... Ty 82 procent..." - A ile ona wyrabia? - zapytała groźna Królowa Trefl. - Kto? - odpowiedział Król Pik. - Ona - powtórzyła Treflowa. - ONA. Król Pik poddał się. - Ona wyrabia 98 procent - powiedział. - Przecież to tylko dlatego, że z nikim nie rozmawia! Jest okropna - podsumowała Królowa Trefl. Kiedy wszyscy wrócili na swoje miejsca, ja również podeszłam do Króla Pik. - Czy mogę również zapytać, jak mi idzie? - Powiedziałam. Byłam sztywna z nerwów i desperacko miałam nadzieję, że odpowiedź nie będzie brzmiała 98 procent. - Wyrabiasz 98%. To jeszcze zanim twoja praca nie zostanie sprawdzona pod kątem błędów, kiedy wielkość procentowa może się obniżyć - powiedział. Dotarło do mnie, że najprawdopodobniej to o mnie mówią "Ona". Nie wszyscy mówili o "niej", cieszę się, że mogę to powiedzieć. Nathan Meadowbank opowiedział swoim kolegom garść interesujących faktów o sobie tego dnia podczas mojej zmiany i wciągnął mnie w słuchanie. Głos Nathana, w tym zabałaganionym biurze, szybko stał się moją latarnią, która powstrzymywała mnie od rozpaczania nad "Oną", nad Doktorem i nad Eddiem. Przynajmniej mogłam skupić się na Nathanie zamiast na sobie. Wydawało się, że po raz pierwszy powiedział im pewne rzeczy, na przykład fakt, że grał w brydża w college'u lub że czasami odwiedzał ojca za miastem. Wydawało się, że niektóre osoby obok niego nie wiedziały. Jako osoba z małego polskiego miasteczka, chciałabym usłyszeć więcej o tym, jak wyglądało życie w malej miejscowości ojca Nathana w Anglii. Do 2007 roku nigdy nie byłam nigdzie w Wielkiej Brytanii poza Londynem. Wiedziałam, że podsłuchuję, ze kradnę wszystkie te informacje, nie dając nic w zamian, ale miałam nadzieję, że usłyszę od niego więcej. *** W czasach studenckich w Polsce poszłam kiedyś nieproszona na prywatną imprezę organizowaną w dniu św. Andrzeja na parterze akademika, w którym mieszkałam. Dzień Świętego Andrzeja 30 listopada to tradycyjnie w Polsce czas imprezy. Organizowane są potańcówki. Z tej okazji nawet często organizujemy wróżby, być może w większości domów rodzinnych. To polscy studenci germanistyki zorganizowali imprezę taneczną w moim akademiku. Każdy spoza germanistyki miał zapłacić za wejście. Na imprezę wdarło się jednak wielu innych studentów z tego dużego budynku, którzy przybyli w tłumie, którego byłam częścią. Kiedy usiedliśmy w środku, kazdy kto znalazł lub przyniósł sobie krzesło, z naszymi własnymi butelkami alkoholu przed nami na stołach wzdłuż ścian, zauważyłam, że jeden student języka niemieckiego próbuje sprawdzić bilety. Podniósł głos, wyrzucając za drzwi zawstydzoną blondynkę. To z kolei wywołało pewne zamieszanie, ponieważ jeden ze studentów wuefu oskarżył studenta germanistyki o złe traktowanie kobiety. - A ty? - zapytał go student języka niemieckiego - Gdzie masz swój bilet? Rozpoznałam tego pyskatego studenta wuefu. Kiedyś wcześniej rozegrałam przeciwko niemu brydżowego robra. Oboje byliśmy w mniejszości mieszkańców naszego akademika, którzy grali w brydża. Nie chciałam, żeby został wyrzucony z tej imprezy, albo inaczej nie miałbym nic przeciwko wyleceniu razem z nim. - Wszystko w porządku, on jest tu ze mną! - krzyknęłam do studenta germanistyki ze swojego miejsca. Do dziś nie wiem, dlaczego student języka niemieckiego nigdy nie sprawdził mojego nieistniejącego biletu. Przypuszczam, że w tym momencie musiał już czuć się nami zmęczony. Pyskaty, kochający brydża wuefista szybko się połapał. Podszedł za mnie i położył mi ręce na ramionach. Oboje spojrzeliśmy na studenta germanistyki. - Naprawdę??? – zapytał jadowicie student języka niemieckiego. - Trzymaj go więc teraz w ryzach! To była wówczas jedna z moich najlepszych imprez życiu, ponieważ grający w brydża pyskaty student wuefu przedstawił mnie tamtej nocy jako swoją "dziewczynę" prawdopodobnie każdemu swojemu przyjacielowi, a było ich wielu, więc nagle miałam wielu mężczyzn proszących mnie do tańca i szalenie mi się to podobało. *** Dlatego właśnie, kiedy Nathan powiedział, że grał w brydża w college'u, poczułam się, jakbym przypadkowo znalazła bryłkę złota. Nathan nigdy ze mną nie rozmawiał, ale mówił o sobie do innych osób i znajdował się w niedalekiej odległości ode mnie, więc słuchałam dalej. Być może byłam jego najbardziej zagorzała słuchaczka, choć nigdy nie komentowałam niczego, co mówił. Był moją ulubioną stacją radiową w tym miejscu. Prawdopodobnie od tego momentu Nathan nie mógł dla mnie w żaden sposób zrobić nic złego, był jakby zupełnie inny niż reszta biura, trochę jak nowo znaleziony kuzyn lub ktoś należący do mojego własnego świata studenckiego. Bolesne było to, że nie miał pojęcia, bo nigdy nic nie powiedziałam. Jakoś dziwnie nie umiałam nic powiedzieć, ponieważ to biuro mnie paraliżowało. Czułam się, jakbym nigdy miała moc do nich dołączyć. Po raz pierwszy w życiu poczułam się trochę niepełnosprawna, psychologicznie i być może już byłam. Chodzi o to ze ten temat, który tyle dla mnie znaczył, a na który nie odpowiedziałam, w rozpaczliwie samotnym momencie mojego życia, oznaczał dla mnie jakby cały świat. Nikt inny też nie odpowiedział Nathanowi na temat brydża. Być może nikt inny nie grał w brydża w college'u. Tak bardzo chciałam, aby ten temat się ciągnął dalej. Chciałam, aby toczył się i rósł jak śniegowa kula. Jednakże ten temat został porzucony. Jakby jeden kuszący kolorowy balon rozprysł się dla mnie. |
KwiatPaproci | Post #3 Ocena: 0 2025-09-05 19:19:21 (tydzień temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
ROZDZIAŁ JEDENASTY – SZAMANKA
– Kiedyś była nauczycielką – powiedział Walet Trefl do innego młodego mężczyzny siedzącego obok niego w Clever Costs mojego drugiego dnia pracy. - Chciałbyś mieć taką nauczycielkę? *** - Angielskiiiii! - krzyczały pijane męskie głosy na ulicy w Polsce. Dopiero co zaczęłam uczyć języka angielskiego w jednej ze szkół technicznych i stąd wiem, że to musiał być rok 1995 i miałam 22 lata. Wracałam do domu z wieczornego wyjścia. To nie był dla mnie długi spacer do domu, może 15 minut lub mniej. Miałam na sobie mini spódniczkę i wygląda na to, że zostałam rozpoznana jako nowa nauczycielka przez grupę pijanych młodych mężczyzn. Moi uczniowie nigdy nie sprawiali mi kłopotu na ulicy: nie odważyliby się, ale myślę też, że po prostu by nie chcieli. Ta pijana grupa była albo jakimiś najstarszymi uczniami w mojej szkole, albo najprawdopodobniej w ogóle nie chodzili już do szkoły, ale mimo to woleli widzieć mnie jako nauczyciela. - Angielski! - krzyczeli po polsku, a następnie dodali: - Dasz dupy? Nienawidziłem tej etykiety, którą miałem od najmłodszych lat, tej "nauczycielki". Najgorsza nie była moja praca jako taka. Podobała mi się moja praca w klasie. Ale gdziekolwiek chodziłam po pracy, w moim małym miasteczku, wszyscy wiedzieli, kim jestem. - Czy to jeden z twoich uczniów? Ten siedzący przy barze? – zapytała mnie Kira, moja koleżanka z liceum plastycznego w klubie. - Właśnie schował papierosa na twój widok. Palenie było jeszcze dozwolone w pubach i klubach w Polsce w tamtych czasach. - Nie, ale musi uczyć się w mojej szkole", powiedziałam, "może jest nieletni, jeśli chowa papierosa". Jak można cieszyc się wyjściem do klubu bedac pod stala obserwacja? "Kim był ten facet, którego ściskałaś na koncercie w zeszły weekend?", zapytała mnie inna nauczycielka w pracy, "Chłopcy mi powiedzieli, widzieli cię". "Ach, to byłby kolega z czasów szkolnych, dawny przyjaciel" - odpowiedziałam. "Wcale go nie ściskałam, oparliśmy się wzajemnie o plecy, patrząc na gwiazdy. Chłopcy są niemozliwi". Wydawało mi się jednak, że nie mam już życia prywatnego. Nagle zestarzałem się w wieku dwudziestu dwóch lat, jako nauczycielka w moim małym polskim miasteczku, i nienawidziłam tego. Poczułam się znowu młodo po przyjeździe do Londynu w wieku trzydziestu lat. Głównym powodem było to, że nikt mnie tu nie znał, a moje nowe anonimowe życie wydawało mi się wyzwalające. Po drugie, klubowicze w Londynie byli ponadczasowi. W londyńskich klubach zawsze byli ludzie w każdym wieku i znów czułam się młoda. Czułem, że należę do tego tłumu. Zakochałam się bez pamięci w tym mieście i przylgnęłam do niego. Nawet podczas moich problemów w 2007 roku nie chciałam mieszkać nigdzie indziej, chciałam tylko ukryć się w Londynie. Miałam szczęście zaczynac nową pracę, mimo iz początkowo zaproponowano mi zaledwie kilka godzin. Gdybym tylko mogła teraz wyluzować sie w moim nowym biurze. *** – Nie rozumiem – powiedziała biała kobieta o blond włosach i spiczastym nosie z brytyjskim akcentem do otaczającej nas przestrzeni biurowej, jakby do nikogo, podczas mojego drugiego popołudnia w Clever Costs. Nazwe ja Krolowa Kier - Nie rozumiem, o czym wy mówiliście. Ona jest tylko trochę nieśmiała, to wszystko! Moja Królowa Kier, siedząca obok mnie na początku mojej drugiej zmiany, miała empatię. Jeśli mówiła o mnie, to miała rację: byłem nieśmiała. Niestety, właśnie wychodziła z biura na koniec swojej zmiany, a ja zostałam, po cichu martwiąc się, kto mówił, co mówił i o kim. - W Polsce są jeszcze feudalni! – powiedział donośny męski głos z brytyjskim akcentem za moimi plecami drugiego dnia w biurze przy Edgware Road. Pamiętalam, jak Dama Pikowa mówiła, że w biurze są inni Polacy, ale nigdy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi na ta zaczepke, co mnie rozczarowało. Nagle poczułam się, jakbym wróciła do szkoły, do mojej poprzedniej pracy nauczyciela, stając w obliczu trudnego, ale bystrego ucznia. Mężczyzna był bezczelny, ale przynajmniej znał historyczne słowa i polubilam właściciela tego głosu. Odwróciłam się, i oto był on, Król Trefl. Biały mężczyzna z krótkimi brązowymi włosami patrzył na mnie w milczeniu ze środka otwartego planu biura. Miałem nadzieję, że to on mówił i miałem nadzieję, że będzie kontynuował, abym mogła wiedzieć na pewno, że to on, i żebym mógła odpowiedzieć. Wkrótce jednak i on odwrócił się cicho, pokazując mi i ekranowi swojego komputera tył eleganckiej białej koszuli. Po ciuchu wymyśliłam sobie na niego przydomek „English Peasant”: „Angielski Chłop Feudalny". Mam nadzieję jednak, że trzyma się dobrze. Z całego serca chciałam nawiązać kontakt, ale na drugiej zmianie zupełnie nie miałam pojęcia, jak przełamać lody. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę tej pracy. Uciekałam przed nękaniem domowym i potrzebowałam twardo stąpać obiema nogami po ziemi. Chciałam mieć pracę i móc płacić czynsz. Tak bardzo chciałam pracować i pragnęłam być akceptowana. Co zrobić, żeby wszystko się ułożyło? Czułem, że nie mogę rozsądnie powiedzieć: "Mowicie może o mnie?" To byłoby dokładnie takie samo pytanie, jakie później słyszałem na oddziałach psychiatrycznych. "Mówicie o mnie?" – pytali niektórzy pacjenci. – Ach, rozumiem, to o tym mówiliscie. Bo myślałem, że mówicie o mnie". Profesjonalne słowo określające to egocentryczne, obsesyjne uczucie to ksobność. Drugiego dnia w Clever Costs czułam się wlasnie jak osoba ksobna i bylam głęboko nieszczęśliwa. *** "Miałem ocenę pracy w zeszłym tygodniu", powiedział pewnego dnia Paul. "Czy wiesz, co mi powiedzieli podczas mojej oceny?" Appraisal, Ocena pracy, była jedna z tych wymyślnych rzeczy, ktore robili w większym biurze Paula w londyńskim sektorze finansowym. W moim Clever Costs musieli nigdy nie dokonać ani jednej oceny. W Clever Costs, jak na biuro tej wielkości, nasz dział HR wraz z kierownictwem wyższego szczebla reprezentowała ta jedna osoba, jeden jasnowłosy młody czlowiek siedzący przy jednym z otwartych biurek, na którym spoczywały moje poufne dokumenty. – Mężatka – powiedział anonimowy męski głos za mną w Clever Costs. - Pewnie z jakimś beznadziejnym Polakiem! Nigdy nie byłam żoną Polaka, ale mój zmarły ojciec Polak i niektórzy inni Polacy w mojej rodzinie nie byli beznadziejni, byłam o tym doglebnie przekonana, więc krew mi zawrzała i przy tej okazji nawet się nie odwróciłam. *** Mojego trzeciego i ostatniego popołudnia w Clever Costs, czyli w piątek, Nathan Meadowbank skonczył prace wcześnie na weekend. Stał z kaskiem motocyklowym pod rękawem biurowej koszuli. Moje serce się ściskało, ponieważ mój ulubiony DJ radiowy miał być nieobecny, a ja miałam zostac sama, nie mając nic na czym mogłabym się skupic, poza moim teraz intensywnym uczuciem braku przynależenia do grupy. Miałam nadzieję, że będę mógła skupić się po prostu na pracy, nie słysząc o "niej". W ogóle nie czułam się dobrze. Tamtego ranka zbierało mi się na wymioty na każdą myśl o tym, że muszę iść do pracy. Czułam się wręcz znienawidzona w moim nowym biurze i żałowałam, że nie było kogoś odpowiedzialnego, do kogo mogłabym się zwrócić. Uciekałam od przeszłości i wcale nie czułem się bezpiecznie w mojej teraźniejszości. Zdecydowanie nie wyrabiałam już 98% firmowej normy. Moje wyniki musiały być gorzej niż przeciętne i czułam, że grozi mi zwolnienie z kolejnej pracy. Młody czarnoskóry mężczyzna, który przynosił sobie do jedzenia ryż z groszkiem do pracy i który grał w piłkę z Nathanem i kilkoma innymi chłopakami, odchylił się na krześle, patrząc na mnie. Przerwał pracę i przechylił głowę, próbując przyciągnąć mój wzrok. Wiedziałam, że chciał dobrze i że próbował skłonić mnie do mówienia w najszczerszej próbie uspokojenia mojej osoby. To był ten z sercem: Król Kier. Jednak ja zamarłam w milczeniu. Nie byłam w stanie zareagować. Irracjonalnie bałam się, jak reszta grupy oceniłaby to, co powiem. Spojrzałem na niego przelotnie, ale nie byłam w stanie poprosić go, by dyskretnie odwrócił wzrok. - Gdzie patrzysz, Nick? - zapytał męski głos ze środka biura. - Przestań patrzeć. - She is a picture though - odpowiedział Krol Kier – czyli: Ale ona jest „a picture”. Mój angielski mnie zawiódł. Nie wiedziałem, czy „picture”, obraz w języku angielskim to osoba, która nic nie mówi, w myśl polskiego porzekadla „Mowil dziad do obrazu a obraz do niego ani razu”. Nie dotarlo do mnie ze według niego ladnie wygladalam jak z obrazka. Żałowałam, że nie mogę zniknąć, stać się dla nich przezroczysta. – Nie, Nick – natychmiast zareagowała Adminka w uroczej czarnej sukience. Adminka lubiła Krola Kierowego. Obdarowywała go promiennymi uśmiechami. - Po prostu nie. Ona jest... czymś innym. - Ona po prostu myśli, że jest taka ważna, ponieważ dostała pracę przy Edgware Road - powiedziała młoda kobieta z hidżabem owiniętym wokół twarzy. Zbudowana wzdłuż antycznego rzymskiego traktu Edgware Road nie jest szczególnie znana poza szeroka oferta bliskowschodnich restauracji; jednak leży w pobliżu centrum Londynu. - Jak dla mnie ona jest odrażająca - powiedział mężczyzna z silnym afrykańskim akcentem. W biurze Clever Costs zrobiło się ciemno, gdyz ciężkie chmury na zewnątrz zakryły słońce. Duże ulewne krople deszczu uderzyły w Edgware Road. Myślami byłam z Nathanem. Czy udało mu się uciec na motorze przed deszczem? Błyskawica uderzyła w pobliżu i usłyszeliśmy potężny dźwięk grzmotu przetaczający się przez otwartą przestrzeń biura. - To ona! - krzyknęła Adminka, mój As Treflowy. - Ona sprowadziła burzę! - Adminka odbiegła kilka kroków od swojego miejsca i przykucnęła obok krzesła Afrykańczyka, tego samego, który powiedział, że ktoś jest "odrażający". Odwrociwszy się do srodka biura dodala - Dostalam spojrzenie tak twarde, że zrobilo mi się tak zimno jak nigdy dotąd! Milczałam do końca mojej zmiany, a potem podeszłam sztywno do Króla Pik, aby powiedzieć "dziękuję ci za całą pomoc", po czym w milczeniu opuściłam biuro. Prawie biegłam chodnikiem w stanie szoku. A więc zostałam zidentyfikowana jako osoba, która wywołała burze: szamanka zaklinająca deszcz w tym londyńskim biurze w dwudziestym pierwszym wieku. „Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby mi co to za miejsce” – myślałam. Później nabrałam pewności, że z powodu narastającego stresu w moim życiu, musiałam zacząć halucynować w tamtym biurze. "Jakie to nieznośnie żenujące", pomyślałam, "załamać się psychicznie w środku nowego miejsca pracy". *** Nigdy nie wróciłam do Clever Costs. Wysłałam zwięzły e-mail do Nathana Meadowbank'a, że nie mogę się skupić z powodu problemów osobistych i dlatego nie jestem w stanie kontynuować pracy. Nie chciałam już pracować, a już na pewno nie dla Clever Costs, ale pamietalam, że ich kierownictwo było nieobecne i nie chciałam, aby przepytywano młodego Nathana po moim nieudanym zatrudnieniu. Potem spędziłam weekend w łóżku, ale nie było to dla mnie zwykłe wylegiwanie się. Nieustannie czułam intensywny strach i głęboki wstyd. Nie umiałam zracjonalizować swoich uczuć, a zamiast tego zaczęłam mieć koszmary na jawie. Byłam przekonana, że słyszę różnych ludzi przybiegających na moją ulicę, wysłanych przez to biuro przy Edgware Road, aby krzyczeć przed moim domem, jak kompletnie jestem do niczego. Czułam się jak we śnie, ale byłam tez na wskroś przerażona. Gorączkowo myślałam, jak wytłumaczyć się światu. Pod koniec soboty lub wczesną niedzielą pisałam już w zeszycie zlepki słów, starając się argumentować własną obronę przed moimi wyimaginowanymi oskarżycielami, i kładłam ten zeszyt na parapecie, aby mógł go przeczytać każdy, kto mógłby szpiegować mnie przez okno, może przez satelitę Teraz rozumiem, że miałem halucynacje w tamten weekend. Przechodziłam przez mój pierwszy w życiu epizod psychotyczny. *** Właściciel Pięciu Gwiazd, Wasif, mój poprzedni wieloletni szef, odwiedził mnie w poniedziałek, aby zapytać, co się ze mną dzieje. Wstałam z łóżka, żeby otworzyć drzwi wejściowe, ale potem wróciłam pod koc, a on wziął krzesło i usiadł kilka kroków dalej, przy moim kuchennym zlewie. Zapytał o moje zdrowie. Musiałam zebrać wszystkie swoje siły i odwagę, aby odpowiedzieć. – Zwariowałam, Wasif. Jestem wariatką. - Jak to zwariowałaś? - Oni to zauważyli – upierałam się – oni mówili, że jestem wariatką. – Nie rozumiem – powiedział Wasif. - Kim są ci ludzie, o których mówisz? Biuro? Byłaś w jakimś biurze, w którym mówili, że jesteś wariatką? Zdjął okulary i przetarł twarz. - Wracaj do pracy Kasia, nie było cię tylko krótki czas. I w ten sposób wróciłam do Pięciu Gwiazd. Upewnili się, żebym poszła do lekarza, ale zapewnili mi pracę w ich biurze. Umożliwili mi aktywność i zawsze będę za to wdzięczna. |
KwiatPaproci | Post #4 Ocena: 0 2025-09-05 19:22:47 (tydzień temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
ROZDZIAŁ DWUNASTY - PACJENTKA
Pod koniec 2007 roku odczuwałam wszystko tylko połowicznie i żyłam połowicznie. Powrót do normalności po psychozie był trudny. Po pierwsze, okropnie było usłyszeć taką diagnozę jak moja: psychoza. To polski psychiatra pierwszy nazwał mój stan psychozą i zrobił to podczas rozmowy z moją siostrą. Ten psychiatra nigdy mnie nie spotkał, ale moja siostra spotkała się z nim latem 2007 roku, aby poprosić o radę, jak ze mną rozmawiać. Powiedział jej, że jestem niebezpieczna dla siebie i dla innych. Być może nie miałam historii przemocy, ale dla niego każdy pacjent psychotyczny był niebezpieczny. Później powiedziałem brytyjskim lekarzom, że jestem po psychozie i kiedy opisywałam im moje paranoiczne myśli podczas mojego epizodu, wszyscy zgodzili się z moją polską zdalną diagnozą psychozy. Zaczęłam się sama siebie bać. Przez wiele miesięcy wstydziłam się spojrzeć ludziom w oczy i ciągle wpatrywałam się w chodniki, aby uniknąć przypadkowego popatrzenia w twarze innych ludzi. Byłam nieustannie i intensywnie zażenowana sama sobą i nie cierpiałam siebie jako nowej pacjentki psychiatrycznej. *** Jeden z londyńskich lekarzy zapytał mnie w 2007 roku, czy myślałam krzywdzić dzieci. Wiem już, że lekarz musi zapytać pacjenta psychiatrycznego o myśli mordercze lub samobójcze, ale wiem też, że zwykle nie sugeruje się żadnych konkretnych odpowiedzi. Jednak po mojej pierwszej krótkiej psychozie jeden lekarz rodzinny w pobliżu Willesden Junction w Londynie zapytał mnie dwa razy o moje możliwe tendencje do krzywdzenia dzieci i wzbudził tym we mnie przerażenie. Bałam się siebie jeszcze bardziej. Wcześniej byłem nauczycielka prawie tysiąca młodych osób i bardzo ważne było dla mnie bezpieczeństwo dzieci. Zastanawiałam się, jak bardzo mogłam być niebezpieczna, jeśli to lekarz zadał mi te pytania. To zwiększyło moją obsesję na punkcie dzieci. Często przyglądałam się małym dzieciom na ulicach, niepokojąc się, czy są bezpieczne. *** - Hej ty! Powinnaś się uśmiechać! - usłyszałam pewnego pochmurnego i szarego popołudnia w północno-zachodnim Londynie wracając do domu. Przy drodze siedział mężczyzna na wózku inwalidzkim. Być może dlatego, że sam był niepełnosprawny, uśmiechnęłam się nieśmiało. Zapytał, czy chcę, żeby towarzyszył mi wzdłuż ulicy. Rzeczywiście, chciałam. Chciałam, żeby ktoś pomógł mi poczuć się mniej nieśmiałą i zaskakująco znalazłam wystarczająco dużo odwagi, by przytaknąć, kiedy o to zapytał. Miał na imię Leigh. Była w nim jakaś łagodność i wydawało się, że ma w sobie spokojną i radosną siłę. Wyglądał jak ktoś, kto nagle stracił nogi, z mocną górną częścią ciała. Był już ekspertem w poruszaniu się na wózku inwalidzkim i obracał rękami kola wózka w szybkim tempie. Wyprzedziliśmy małego chłopca, którego matka ciągle prosiła, żeby do niej dołączył. Dziecko popłakiwało i zostawało z tyłu. - Jak ktoś bez nóg może być szybszy niż ktoś z dwiema nogami? - zapytał Leigh, gdy mijaliśmy chłopca. Chłopiec podniósł wzrok i pospieszył do mamy. Od razu polubiłam Leigh. Chciałam go znowu zobaczyć. Zatrzymaliśmy się na zakręcie przy mojej ulicy, ale nie zapytał mnie o numer telefonu. Nie byłam pewna, czy ma jakiekolwiek kieszenie i czy miałby telefon komórkowy w kieszeni. Przede wszystkim nie chciałam sprawić mu przykrości swoimi pytaniami, więc ja też nie zapytałam o jego numer telefonu. Wieczory spędzałam więc nadal sama. *** Lustro w gabinecie Jeffa było wysokie i dość szerokie. Staliśmy przed nim, patrząc sobie w oczy w tym lu |
KwiatPaproci | Post #5 Ocena: 0 2025-09-05 20:01:35 (tydzień temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
To co wklejam to moj tekst przed korekta. Automatyczne tlumaczenie powrzucalo mi meska odmiane czasownikow, i widze ze nie wszystko odrecznie pozniej poprawilam. Takze przepraszam za ten balagan.
Oczywiście przy Edgware Road nie bylo firmy Clever Costs. Byla tam firma o nazwie Global Expense ktora juz nie istnieje. W pamietniku pozmieniane sa imiona i nazwiska oraz nazwy firm, tylko nazwy geograficzne nie sa zmienione. |
|
|
KwiatPaproci | Post #6 Ocena: 0 2025-09-06 15:33:07 (6 dni temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
CHAPTER OSIEMNASTY - POWIERNICZKA
- Pięknie wyglądasz na zdjęciu paszportowym - powiedział mój nowy bezpośredni przełożony w 2015 roku, skanując mój paszport do teczki pracowniczej mojego pierwszego dnia w A-to-Z Products Ltd. - O nie, wyglądam okropnie - powiedziałam. Moje zdjęcie ukazywało grubą twarz. Nie byłam już szczupła. Przyrost masy ciała jest częstym skutkiem ubocznym leków, które przyjmowałam i nie nauczyłam się jeszcze utrzymywać właściwej wagi podczas przyjmowania tabletek. - Dlaczego? - mój nowy manadżer przyjrzał się mojemu zdjęciu. Zastanawiałam się, jak komukolwiek może podobać się to moje zdjęcie i nagle zdałam sobie sprawę, że mój nowy manadżer pochodzi z Indii, ma czarne, grube brwi i ciemne oczy. Być może podobała mu się moja cera lub oczy. Ludziom tak często podoba się to, czego nie mają. Sama podziwiałam wygląd kurdyjskich dziewcząt w The World Food Deli w 2003 roku. - Ale ty masz szczęście - powiedziałam kiedyś do narzeczonej mojego byłego manadżera Emira w 2003 roku, - Nie musisz malować brwi. Masz idealne brwi i rzęsy, nie tak jak ja. - Mówisz poważnie? - odparła, - Jestem za bardzo owłosiona. Zobacz mam ciemne włoski na rękach. To ty masz szczęście, twoje włosków prawie w ogóle nie widać. - Nigdy mi to nie przyszło do głowy - powiedziałam. – Tylko ze moich brwi i rzęs też nie widać. Moja twarz bez makijażu wygląda bardzo niemrawo. *** [...] *** Mój nowy manadżer miał na imię Saihaj. Miał dwadzieścia kilka lat. - Nie mogę powiedzieć, że jestem jak twój starszy brat - powiedział do mnie podczas pierwszego spotkania w cztery oczy - ponieważ to ty jesteś starsza, ale naprawdę jestem jak twój brat. Zawsze możesz ze mną porozmawiać i możesz mi mówić o wszystkich swoich problemach. Lubiłam Saihaja. Byłam jego pierwszym bezpośrednim podwładnym i czułam, że się stara, żeby wszystko się układało. W firmie było więcej pracowników Azjatów. - Jedną rzeczą, o której chciałbym wspomnieć, jest czystość - powiedział nasz nowy dyrektor, Anglik, Rod, który przeprowadził się z mniejszego miasta w północnej Anglii, gdzie mogło być mniej mniejszości etnicznych. - Obejrzałem dziś toalety pracownicze i są nieporządne. Poza tym, co tam robią te wszystkie leżące plastikowe butelki? Po wypiciu wody wyrzuca się butelkę do kosza. Otwierałem usta, żeby wyjaśnić, że te butelki są prawdopodobnie przeznaczone do ablucji, kiedy odezwał się młody Hindus, Pradav. - Te butelki są do podmycia się po załatwieniu. To azjatycki zwyczaj. Nie wiedziałam, że to zwyczaj azjatycki, a nie tylko islamski. Rod zdawał się zbity z tropu i szybko zakończył tę część swojego przemówienia. - Myślę, że Rod jest trochę rasistą - powiedział Pradav do Saihaja po spotkaniu. Następnie Pradav spojrzał na mnie. – Och, nie martw się o Kasię – powiedział szybko Saihaj – Ona nic nie powie. Znam ją i nie pójdzie rozmawiać o tym z Rodem. *** Regularnie zmienialiśmy kody do drzwi w naszym biurze. Saihaj pokazał mi, jak zdemontować zamki kodowe do drzwi, jak zmienić położenie małych czerwonych płytek wewnątrz, aby ustawić nowy kod i jak zamontować zamki z powrotem na drzwiach. Po kilku tygodniach przyszła moja kolej, aby pokazać to samo naszemu nowemu pracownikowi, Pradavowi. Tego samego dnia zaniosłam kilka teczek z powrotem do archiwum. Pozwoliłam, aby drzwi komórki zamknęły się za mną, gdy starannie układałam pliki na półce. Kiedy wychodziłam, zamek drzwi nie otworzył się. Sprawdziłam wcześniej zamki Pradava na innych drzwiach, ale rzeczywiście zapomniałem sprawdzić od środka rzadko używany zamek komórki. Uchwyt wewnątrz archiwum nie został prawidłowo przymocowany do mechanizmu zamka. W pewnym sensie poczułam ulgę, że to ja utknęłam w środku, a nie kto inny. Mimo to nie wiedziałam, jak się wydostać. - Pomocy! - Zapukałem w drzwi komórki od środka, ale w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mnie usłyszeć. Rozejrzałem się za śrubokrętem, ale nie było żadnego. Oczami duszy widziałam już jak spędzam całą noc w komórce. Musiałam coś zrobić. Był tam wieszak na ubrania wykonany z cienkiego drutu. Pomyślałam, że mogłabym użyć drutu zamiast śrubokręta, gdybym tylko znalazła sposób na spłaszczenie końcówki. Potem usłyszałam, jak ktoś spłukuje toaletę dla gości, która znajdowała się w pobliżu mojej komórki. Usłyszałam, jak ktoś wychodzi i zaczęłam gwałtownie stukać w drzwi archiwum. - Co do diabla? - usłyszałam głos szefa na korytarzu. Krzyczałam i pukałam, aż drzwi otworzyły się od zewnątrz i zobaczyłam przed sobą jego zaskoczoną twarz. – Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się. Potem przyniosłam śrubokręt, aby naprawić zamek. *** Powiedziałam jednemu mojemu szefowi w Wielkiej Brytanii, że jestem po psychozie. Po roku mojego zatrudnienia szef poprosił mnie o spotkanie z klientem pod nieobecność chorego kolegi, ale spanikowałam. Powiedziałam, że nie ma sensu, żebym szła. Prawdopodobnie i tak moje spotkanie nie poszłoby dobrze, ponieważ histerycznie bałam się, że klient rozpozna mnie jako szaloną kobietę, która kiedyś chodziła po ulicach i mówiła głupie rzeczy. Ludzie mają tendencję do porażki, gdy panikują, a ja z pewnością właśnie bym spanikowała. Jednak po kilku kolejnych miesiącach znów brakowało nam personelu i powiedziałem szefowi, że chętnie pójdę na jedno spotkanie z klientem. Czułam się gotowa i miałem rację, ponieważ spotkanie zakończyło się sukcesem. To był dla mnie niesamowity zastrzyk pewności siebie w kwestii pracy. Fakt, ze moje koleżeństwo wiedziało o moich zmaganiach ze zdrowiem psychicznym dało zaskakujący wymiar. Niektórzy współpracownicy wydawali się mieć większą łatwość opowiadania mi o własnych problemach. Pewna osoba zadzwoniła na mój prywatny numer komórkowy, aby powiedzieć, że właśnie miała pierwszy atak paniki i że planuje być nieobecna w pracy przez nieprzewidziany czas. Poszłam do jej bezpośredniego przełożonego. - I co o tym sądzisz? - zapytał mnie jej manadżer. - Myślę, że niedługo jej przejdzie - powiedziałam, czując się jak ekspert w tej dziedzinie. - Można nauczyć się radzić sobie z tymi dolegliwościami i jestem pewna, że ona sobie poradzi. Za pierwszym razem po prostu panikuje. - Ona się musi wziąć w garść - powiedział jej manadżer. - I wiem, co mówię, ponieważ ja też kiedyś miałem ataki paniki. Innym razem kolega zwierzył mi się, że coś go trapi. - Masz czasem sny, które się powtarzają? - zapytał mnie. Czułam, że jego pytanie mogło być dla niego ważne. Podejrzewałam, że on też może być pacjentem, więc starałam się sobie przypomnieć. - Kiedyś ciągle śniło mi się, że upadam - odpowiedziałam - Czasami budziłam się, wyciągając ręce dla ochrony. Potem to wszystko przeszło. - A na jawie? Wierzysz, że można przejść przez tę samą sytuację raz za razem? A jeśli tak, to co byś zrobiła? Jeśli widzisz to samo raz za razem? - Nie jestem pewna, czy można przejść przez dokładnie to samo. Zawsze coś będzie inaczej. Punkt czasowy byłby inny. Poza tym ty byłbyś inny. Miałbyś za sobą inne doświadczenia. Jeżeli już raz znalazłeś się w danej sytuacji, prawdopodobnie rozwinąłeś nowe umiejętności radzenia sobie z podobną sytuacją później. W miarę upływu czasu nabywa się nowe umiejętności. - Nigdy o tym nie myślałem – powiedział. - Dziękuję, to było pomocne. *** |
KwiatPaproci | Post #7 Ocena: 0 2025-09-09 22:09:24 (3 dni temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY – SZCZĘŚCIARA U wylotu mojej ulicy w Londynie w 2017 roku mieściła się firma minitaksówkarska. Któregoś dnia przyjechał po mnie kierowca narodowości afgańskiej. Tak jak wielu innych podobnych mu kierowców, spytał mnie, czy mam męża i dzieci. Powiedziałam, że mam chłopaka. – Jakiej narodowości jest twój chłopak? – zapytał. – Szkot. – Przynajmniej nie Anglik – skomentował. – Mam dużo klientów Anglików. Zwykle piją piwo i rozmawiają o piłce nożnej. I tak sobie myślę, że wieczorem ten człowiek pewnie siada u siebie w sypialni z piwem w ręce i opowiada o piłce nożnej. Co to za życie być z takim człowiekiem? Wiedziałam, że w Wielkiej Brytanii piłka nożna, tak jak i wszelkie inne rodzaje sportu, uważana jest za bezpieczny, ogólnikowy temat do rozmowy i przypuszczałam, że jego klienci mogli po prostu starać się nie wychodzić poza obręb niekonfliktowych przedmiotów konwersacji. Jednak różni ludzie różnie odczytują te same zdarzenia. *** Jako pacjentce psychiatrycznej w 2009 roku zapewniono mi w grupie terapeutycznej niejako kurs „small talk”, czyli niezobowiązującej rozmowy towarzyskiej. Doradzono nam, żebyśmy zbierali informacje o sportach, pogodzie, życiu celebrytów oraz o rozrywce, żeby móc następnie wykorzystać wszystkie te informacje do takiej niezobowiązującej rozmowy w naszej grupie. Terapeutka ostrzegła nas, żeby nie mówić o religii ani o wojnach. – A o czym innym w ogóle warto mówić? – starszy wiekiem pacjent pochodzenia pasztuńskiego, Irfan, jęknął w odpowiedzi. Irfanowi nigdy się nie udawało przemilczać religii i wojen podczas naszych ćwiczeń, więc terapeutka nieustannie go upominała. Robiliśmy jeszcze inne ćwiczenie ściśle związane z pochodzeniem kulturowym. Terapeutka odtwarzała różne utwory muzyki pop i pytała, co robiliśmy, usłyszawszy je wcześniej po raz pierwszy. Brytyjczycy w naszej grupie płynnie opowiadali nam o swoich wspomnieniach. Wydawało się, że pamiętają każdy szczegół własnego życia w odniesieniu do piosenek, które słyszeli. Ja miałam trudności. – Naprawdę nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam tę piosenkę, chociaż oczywiście słyszałam ją wiele razy – powiedziałam. – Może zamiast tego powiem, co czuję, kiedy ją słyszę? Terapeutka nie była zachwycona moją propozycją. – Nie znam tej piosenki – mawiał Irfan. *** Jako iż jest rozwiedziony, lubi siłownię, ma wyższe wykształcenie i jest wyższy ode mnie, Cameron błyskawicznie ukazał się w wynikach mojego wyszukiwania na internetowej stronie randkowej w 2014 roku, kiedy przygotowywałam się do ponownego wyjazdu z Polski do Wielkiej Brytanii. Poszedł na studia jako pierwszy w swojej rodzinie i teraz dziękuję Bogu, że to zrobił, bo inaczej mogłabym nigdy go nie znaleźć. Bardzo podobała mi się jego twarz na zdjęciu profilowym, ale również spodobał mi się jego prostolinijny opis samego siebie. Napisałam do niego jako pierwsza. Nie wydawał się szczególnie mną zainteresowany, ale uprzejmie odpowiadał na wszystkie moje wiadomości. Później dowiedziałam się, że przechodził wtedy żałobę i nie był aktywnym użytkownikiem tej strony randkowej, mimo iż uprzednio się do niej zapisał. Podobno ignorował „niemądre” wiadomości od jakichś innych kobiet, jednak uznał, że sprawiam wrażenie osoby bardzo szczerej i że nawet jeśli pytałam, jak się ma, to miało się wrażenie, jakbym naprawdę była życzliwie zainteresowana odpowiedzią. Nie chciał więc być nieuprzejmy i ciągle odpisywał. Z mojego punktu widzenia wyraźne było tylko, że jest wyłącznie uprzejmy, ale nie kwapi się do umawiania ze mną. Pomimo to bardzo go lubiłam i zdecydowałam się spróbować budować z nim przyjacielską więź, zamiast randkować z kimkolwiek innym z tamtej strony internetowej. A później szybko rozwinęła się nasza znajomość i godzinami rozmawialiśmy przez telefon wieczorami i w weekendy, aż spotkaliśmy się osobiście i zostaliśmy zakochaną parą. Moje skrajnie niskie poczucie własnej wartości nie pomagało w budowaniu trwałego związku. Od początku szalenie lubiłam rozmawiać z Cameronem, ale gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, było to w zatłoczonym miejscu i dostałam napadu lęku w otoczeniu tak wielu osób. Przeszło mi, kiedy wyszliśmy w inne miejsce. Ogólnie najlepiej się czułam, spotykając się w domu, i nachodziły mnie różne obawy, ilekroć wybieraliśmy się gdzieś razem na miasto. – Zawsze się boję, że ktoś mnie rozpozna jako wariatkę i powie ci coś nieprzyjemnego – wyznałam w końcu i wymagało to ode mnie ogromu odwagi, żeby w ogóle mu to powiedzieć. – Nie martw się takimi rzeczami – próbował mnie przekonać Cameron, ale nie przestawałam się martwić. W miarę upływu czasu w końcu poznałam pełnego tupetu żartownisia, jakim najwyraźniej zazwyczaj zawsze był, a i on również stopniowo poznał mnie z mojej bardziej wyluzowanej strony. Właściwie to myślę, że dużo mu zawdzięczam. Mój proces powrotu do zdrowia nabrał tempa, bo rozkwitałam przy jego pewności siebie i wiele z mojej starej traumy przybladło. Chyba nigdy w życiu tyle się nie śmiałam, ile będąc z Cameronem. Robiliśmy niemądre rzeczy, gdy nikt nie patrzył, na przykład bawiliśmy się kiedyś w ten sposób, że ja biegałam przez pokój tam i z powrotem, a on próbował celować w moją poruszającą się głowę, rzucając piłeczkę ze zmiętego papierowego ręcznika kuchennego. *** Na początku 2017 roku czułam się gotowa na nowe wyzwanie zawodowe. Moje CV przedstawiało mnie jako osobę stale zmieniającą pracę i w odpowiedzi na aplikacje o prace zazwyczaj dostawałam odpowiedzi odmowne. Nie chciałam się jednak poddać. Zamieściłam bezpłatne ogłoszenie kandydata na stronie internetowej Gumtree, co było jeszcze wtedy możliwe, pisząc, że mam doświadczenie w administracji i podstawowej księgowości oraz że robię „dobrą herbatę”. Otrzymałam odpowiedź od Trevora Fairfielda z przedsiębiorstwa inżynieryjnego Celestial Circuits z prośbą o podesłanie mojego CV. Bardzo podobała mi się rozmowa u niego o pracę. – Praca jest twoja – powiedział na końcu. – Mamy tu głównie chłopaków. Głównymi tematami rozmów są samochody, piłka nożna i kobiety, i każdy specjalizuje się w którymś z tych tematów. Będziesz tu pasować. Biuro Celestial Circuits było moim pierwszym miejscem pracy, w którym umowa zawierała informacje, jaki jest wymagany strój. Ubiór miał być smart-casual, czyli gdzieś pomiędzy oficjalnym a trochę bardziej na luzie, co było trochę bardziej formalne niż moje poprzednie całkowicie wyluzowane stroje w poprzednich miejscach pracy. Zabrałam się więc za kupowanie nowych ubrań. *** – Bardzo łatwo sprawdzić, czy spódnica jest właściwej długości – mówiła moderatorka do naszej grupy dziewcząt na rekolekcjach katolickich w Polsce w latach dziewięćdziesiątych. – Przy klękaniu spódnica powinna dotykać podłogi. W ten sposób wiadomo, że jest skromnej długości. Nie kupujcie żadnych ubrań z głębokim dekoltem i najlepiej jest wybierać bluzki z krótkim rękawkiem, a nie bezrękawniki. W latach nastych tego wieku może oddaliłam się od zorganizowanej religii, ale wybierając w 2017 roku profesjonalne bluzki do pracy, nadal byłam pod wpływem tamtych dawnych rad. Z desperacją stwierdzałam, że większość bluzek do pracy w brytyjskich sklepach miała głęboko wycięte dekolty. Uprzednio nosiłam tylko codzienne topy z małym dekoltem w łódeczkę w najlepszym razie, unikając nisko skrojonych wycięć w kształcie litery V. W 2017 roku ostatecznie kupiłam trochę bluzek ukazujących górę przecinka w biuście i po prostu nieustannie naciągałam sobie te bluzki w tył na plecy, żeby mieć z przodu jak najmniej dekoltu. *** Biuro Celestial Circuits było pełne życia i koloru. Było tam sporo dowcipnych osób i często się śmiałam, słysząc ich rozmowy. Ja nie potrafiłam podobnie rozmawiać i czułam, że ich docinki w moją stronę były mniej ostre, jako że folgowali mojej zagranicznej angielszczyźnie. Miało to miejsce również swoje złe strony. Kiedyś byłam świadkiem starcia w pracy kierowniczki biura, Donny, z kierownikiem projektów, Tobym. – Czy opisałabyś zachowanie Toby’ego jako agresywne? – spytał mnie Trevor u siebie w gabinecie. – Nie, nie opisałabym go jako bardziej agresywnego niż Donna. Nie uważam, żeby ktoś zdecydowanie był ofiarą tego incydentu. To było bardziej jak starcie dwóch silnych osobowości. Wiedziałam, że Trevor wolałby, żebym stanęła po stronie Donny. Donna i Trevor często trzymali się za ręce, pomimo iż on mieszkał ze swoją żoną. Singielka Donna była dogłębnie zauroczona Trevorem i najwyraźniej miała nadzieję, że on ostatecznie wybierze związek z nią. Według biurowych plotek nasz magazynier Tyler omal nie stracił kiedyś pracy, otworzywszy w firmie paczuszkę zawierającą tabletki Viagry. Tyler w końcu dokładnie sprawdził adres na paczce i zabrał Viagrę do gabinetu Trevora, mamrocząc: „Eee, szefie, to chyba do ciebie”. Chłopcy w biurze byli krytycznie nastawieni do Trevora i Donny. – O nie, tylko nie znowu oni! – jęczał starszy projektant Tom, gdy Trevor i Donna wyszli razem z biura na przerwę. – Dlaczego oni mówią, że idą tylko na chwileczkę? Jemu to chwały nie przynosi. Ja bym się wstydził na jego miejscu – komentował młodszy asystent Tony. W niektóre poranki chłopcy nucili zabawną melodyjkę z komedii Benny Hilla, oglądając przez okno, jak Donna parkuje samochód. Podczas gdy auto Donny cofało się i wykręcało, i znowu, i ponownie, chłopaki nucili coraz głośniej, a ja się śmiałam. *** W czerwcu 2017 r. pojechałam z zespołem Trevora na wyścigi konne Royal Ascot. Było to moje pierwsze wyjście na wyścigi i musiałam kupić mój pierwszy w życiu kapelusz. Zamówiłam przez Internet kapelusz wyglądający na zdjęciu jak spełnienie moich marzeń i pozostawiłam go w pudelku aż do wyścigów. Powinnam była zamiast tego naśladować Donnę, która spędziła mnóstwo czasu, przymierzając w sklepach różne kapelusze. Ostatecznie ona wyglądała przepięknie, podczas gdy ja przy niej wyglądałam jak jej ciotka w moim źle dobranym kapeluszu, pomimo że to ja byłam odrobinę młodsza. – O nie, wyglądam jak klaun – wymamrotałam początkowo, ale moje koleżeństwo zapewniło mnie, że wyglądam dobrze. Kierownik produkcji Tristan życzliwie wyjaśnił mi, jak obstawiać zakłady. Gdy sięgnęłam po torebkę, żeby zapłacić za mój pierwszy zakład, Tristan zakrzyknął: – Ach, no przecież zobaczyłem twoją torebkę w środku! Mogę jeszcze raz popatrzeć? Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wcześniej miał sposobność zobaczyć wnętrze kobiecej torebki. *** – No i ile na razie wygrałaś? – pogodnie spytał Cameron, gdy zadzwoniłam do niego z wyścigów. – Wszystko mogę powiedzieć, ale nie to, że wygrywam. – Roześmiałam się. Mieszkaliśmy z Cameronem wspólnie już od kilku lat. Jest wiecznie żartującym, towarzyskim ekstrawertykiem, ale być może dlatego, że wiele przeszedł w życiu. Ma też w sobie dużo wrażliwości i był moją podporą, moim najlepszym przyjacielem i prawdziwym partnerem. Jest Szkotem. Po naszej telefonicznej rozmowie postanowiłam zrobić coś nieracjonalnego i zamiast stawiać na konie wskazywane przez moich dobrze przygotowanych kolegów, zaczęłam szukać jakiegoś o nazwie związanej ze Szkocją. Zawahawszy się nad koniem nazwanym Scottish, ostatecznie obstawiłam innego o nazwie Highland Reel, co jest nazwą tradycyjnego szkockiego tańca. Jakież było moje zdumienie, gdy zobaczyłam, że Scottish prowadził przez większość wyścigu, a następnie wygrał Highland Reel! Czułam, że tego typu łut szczęścia raczej ponownie się mi nie trafi i zamiast obstawiać wygrane pieniądze na kolejne wyścigi, zachowałam je i zabrałam do domu na szczęście. – Jak stawiałaś? Na Highland Reel? Wiedziałaś o tym koniu wcześniej, czy po prostu postawiłaś w ciemno? – pytał Tristan, który nie nawykł do przegrywania i patrzenia, jak innym się szczęści. Pogoda była upalna. Była środa, bodajże trzeci dzień wyścigów Royal Ascot w 2017 roku, który okazał się wtedy najgorętszym dniem roku. Piłam głównie wodę, częściowo dlatego, że nie powinnam pić alkoholu, przyjmując lekarstwa, ale również dlatego, że oczami wyobraźni widziałam siebie, jak podpita spadam po schodach w moich niewygodnych butach, jeśli nie przestanę pić alkoholu w ten upał. Donna była inna. Była nie do zdarcia i raczyła się porządnymi drinkami, mimo że miała dużo wyższe obcasy niż ja. Robiła sobie mnóstwo zdjęć po całym włożonym przez siebie wysiłku, żeby dobrze wyglądać. Udało jej się, wyglądała idealnie i trudno się dziwić, że chciała to uwiecznić. Trevor ofiarnie podjął się roli mojego przewodnika po rozmaitych sektorach publiczności. – Ludzie nad nami to rodzina królewska z arystokracją i celebrytami – wyjaśniał. – My jesteśmy pospólstwem. Ale tam dalej, w dalekich sektorach, to chłopstwo. *** Ostatniego dnia mojego trzymiesięcznego okresu próbnego Trevor poprosił mnie do siebie do gabinetu, żeby powiedzieć, iż zdecydował się przedłużyć mi okres próbny o kolejne trzy miesiące. – Nie podobał mi się fakt, że kupiłaś nowy czajnik za firmowe fundusze, kiedy byłem na urlopie – powiedział. – Czajnik się zepsuł. Oboje z Donną byliście za granicą, więc nie mogłam poprosić o pozwolenie. Mieliśmy w budynku klientów, którzy robili sobie herbatę z czajnikiem nakrytym talerzykiem. Nie było to bezpieczne, ktoś mógł się oparzyć. Pomimo moich tłumaczeń mój okres próbny został przedłużony i znów zaczęłam szukać kolejnej pracy. |
KwiatPaproci | Post #8 Ocena: 0 2025-09-09 22:17:17 (3 dni temu) |
Z nami od: 21-11-2024 Skąd: Meme |
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY – NIE USTAWAJ
W 2010 roku przepisano mi dwa lekarstwa: przeciw psychozie oraz antydepresant. Już ponad dziesięć lat nie zmieniano mi tych przepisanych lekarstw. Oba z nich mogą być groźne w ciąży, jak można wyczytać na załączonej ulotce, a ulotka mojego antydepresanta zawiera następującą poradę: „Jeżeli jesteś kobietą zdolną do zajścia w ciążę, powinnaś stosować skuteczną metodę antykoncepcji (jak na przykład pigułka antykoncepcyjna) podczas przyjmowania [sertraline]”. W efekcie, jeżeli jesteś kobietą i przyjmujesz antydepresant, wydaje się, że powinnaś przez całe życie przyjmować też pigułkę antykoncepcyjną, nawet jeżeli przepisują ci antydepresant zapobiegawczo, żeby uniknąć nawrotu w przyszłości, tak jak w moim przypadku. Nigdy nie starałam się zajść w ciążę, mimo że bardzo chciałam. W 2015 roku otrzymałam kopię listu ze specjalistycznego ośrodka zdrowia psychicznego NHS z poradą dla mojego lekarza rodzinnego. W liście napisano: „Jeżeli wystąpił więcej niż jeden epizod psychotyczny i pacjentka jest stabilna, wówczas zaleca się, aby Pani Weber przyjmowała leki przez długi czas. Jeżeli chce ona przestać brać lekarstwa, należy to zrobić powoli – […] w zależności od reakcji”. W rzeczywistości żaden mój lekarz pierwszego kontaktu nie był zainteresowany monitorowaniem moich reakcji i przepisaniem mi zmniejszonej dawki. – Jesteś chora. Musisz przyjmować leki – mówili mi z naciskiem lekarze rodzinni. *** W czasach mojej psychozy w 2009 roku na Harlesdenie pielęgniarz środowiskowy powiedział mi, że mój stan się polepszy, choć niektórych rzeczy już nie osiągnę. – Niektóre dziewczyny, kończąc dzień pracy w biurze, idą poćwiczyć na siłownię, a potem jeszcze wieczorem spotykają się z chłopakiem przy lampce wina – opisywał pielęgniarz. – Ty nie będziesz mieć takiego życia. Jednak na pewne sposoby możesz jeszcze dawać sobie radę. No cóż, panie pielęgniarzu, prawie udało mi się to życie osiągnąć. Nawet jeśli wieczorami nie pijam wina. Mam pełnoetatową pracę biurową, którą lubię. Mam troskliwego faceta, którego kocham. Czasem żałuję, że nie mam dzieci i nie posiadamy też wielkiego domu, ale uważam, że wiodę dobre życie. Muszę tylko unikać opowiadania o swojej historii choroby psychicznej poza tym pamiętnikiem. *** Na początku 2021 roku dostałam list z Post Office Life Insurance, nakłaniający mnie do zakupienia ich ubezpieczenia na życie. Mała czcionka na odwrocie listu objaśniała: „Nie wypłacamy ubezpieczenia w przypadku, jeżeli śmierć ubezpieczonego spowodowana została samobójstwem lub umyślnym samookaleczeniem […]”. Z ekscytacją przeczytałam ten mały druk, mając nadzieję, że ten fragment dostatecznie ich chroni, żeby mogli oferować ubezpieczenia na życie pacjentom psychiatrycznym takim jak ja. Zadzwoniłam do nich z prośbą o przedstawienie oferty cenowej, dodając, że mam w historii chorobowej psychozę. Niestety, Post Office Life Insurance nie oferuje ubezpieczenia na życie osobom po psychozie, jak powiedziano mi w 2021 roku w Wielkiej Brytanii. Zapytałam na początku 2021 roku również innego ubezpieczyciela, Legal & General, o ofertę ubezpieczenia na życie dla mnie. Ich doradca przeszedł ze mną przez cały ich kwestionariusz chorobowy, zanim odmówił mi polisy. – Czy może powinnam zadzwonić ponownie po kilku miesiącach, po upływie większej ilości czasu, może to by pomogło? – spytałam. – Nie, to bez różnicy. W pani historii chorobowej jest psychoza, co zablokowało złożenie oferty. Nie mogę pani nic zaoferować, przykro mi – wyjaśnił. Osoba po psychozie nie może więc też uzyskać ubezpieczenia na życie z Legal & General. Mimo iż osoby z depresją mają czasem myśli samobójcze, osoba ze zdiagnozowaną depresją w kartotece medycznej może jednak starać się obecnie w tym kraju o ubezpieczenie na życie. Podobnie osoby ze stanami lekowymi. Jednak osoba po psychozie nie może. Przebyty epizod psychotyczny cię dyskwalifikuje. Większość brytyjskich ubezpieczycieli sądzi, że po przebytej psychozie nie nadaje się nikt do ubezpieczenia na życie za żadną cenę. Ludzie myślą, że psychotyk to jakby zabójca. Jednak moje osobiste doświadczenie podpowiada mi, że psychozą można nazwać okres skrajnego stanu lekowego z przeżywanymi halucynacjami lub złudzeniami. Po tym przeżyciu nadają ci etykietkę i nie jesteś już przydatny wielu organizacjom, niezależnie od tego, jak stabilne jest znów twoje zdrowie. Na zawsze już jesteś osoba po psychozie i stosują wobec ciebie inne reguły gry. Miałam szczęście. Po latach odpowiedzi odmownych spotkałam dobrego agenta ubezpieczeniowego, który doradził mi w 2018 roku, że spośród wszystkich brytyjskich ubezpieczycieli najwięcej zrozumienia dla problemów ze zdrowiem psychicznym ma firma Scottish Widows. Spróbowaliśmy zwrócić się do nich i udało mi się tam dostać ubezpieczenie na życie. Jest to dla mnie błogosławieństwo, gdyż po ubezpieczeniu mojego życia zmniejszyło się natężenie moich stanów lekowych. Z drugiej strony jednak zdaje się, że po kilku latach, mogą być oni jedyną brytyjską organizacją ubezpieczającą takie osoby jak ja. Scottish Widows pobierają ode mnie składki miesięczne w kwocie niemal dokładnie dwa razy wyższej niż kwota składek proponowanych mi przez Legal & General w 2021 roku za jednakową wysokość ubezpieczenia, zanim system Legal & General odrzucił mnie za przebytą psychozę. Mam stosunkowo kosztowne ubezpieczenie, dlatego czasem próbuję rozglądać się za tańszą opcją. W ten sposób więc orientuję się w opcjach dostępnych na rynku i wiem, że na początku 2021 roku prawie żadne przedsiębiorstwa ubezpieczeniowe w Wielkiej Brytanii nie było zainteresowane złożeniem mi oferty. W moim przekonaniu obrazuje to, jak mało liczą się w społeczeństwie ludzie tacy jak ja. Nie jestem jedyną mieszkanką Zjednoczonego Królestwa, która przeszła przez psychozę i niewątpliwie nie byłam ostatnią osobą, która zachorowała w ten właśnie sposób. Chciałabym zostawić pozytywną spuściznę młodszym ludziom poprzez pisanie o własnym życiu. Mam nadzieję, że zabierając głos, być może przyczynię się do poprawy życia innych osób w przyszłości. Chciałabym powiedzieć tej kobiecie na ulicy – psychotyczce, że życie już nie zawsze musi tak wyglądać. Chciałabym również zapewnić kierownictwo firm ubezpieczeniowych, że „po psychozie” niekoniecznie oznacza „umierający”. *** Po nagłym odstawieniu lekarstw w 2018 roku znów miałam krótki nawrót choroby. Czułam się uprzednio często senna w pracy, a ponieważ mój lekarz pierwszego kontaktu nie chciał obniżyć mi dawki lekarstw, całkowicie przestałam kupować tabletki, co oczywiście mądre nie było. Wydaje mi się, że najpierw przeszłam przez okres manii, gdy tak gwałtownie zabrakło w moim organizmie silnych środków uspokajających, aczkolwiek w nowej pracy po prostu myślano, że jestem typem bardzo ekstrawertycznym. Moi najbliżsi i najdrożsi nie zorientowali się natychmiastowo, że coś się zmienia. Kiedy jednak napotkałam w pracy stresującą sytuację, w końcu przeszłam przez epizod na początku 2019 roku. Tym razem nie wpisano mi do papierów rozpoznania psychozy, tylko stanów lękowych, ale było to podobne do moich poprzednich epizodów. Pisałam w Internecie dziwne wiadomości. Nawet próbowałam skontaktować się przez media społecznościowe z brytyjską rodziną królewską oraz z katolickim papieżem. Na szczęście tym razem miałam przy sobie mojego Camerona. Nie postrzegałam siebie samej jako osoby chorej, ale ponieważ widziałam, że Cameron się martwi, dałam mu się namówić, żeby zabrał mnie do lekarza. Którejś nocy spędziłam parę godzin na stojąco, gdyż nie potrafiłam spać, byłam zbyt zdenerwowana, żeby spokojnie usiąść, a nie chciałam obudzić Camerona, wiercąc się w łóżku obok niego. Przyszła mi do głowy kojąca, uspokajająca myśl, że stojąc tam, strzegę naszego domu i jego snu, i że nic złego nie może się zdarzyć. Trwało to, aż on jednak obudził się i uparł, żebym jednak spróbowała się położyć. Tym razem szybko wyzdrowiałam. Nie pracowałam tylko przez dwa miesiące, co przekonuje mnie o stosunkowej intensywności tamtego epizodu. W jego rezultacie utrzymywała się dłużej moja pogorszona fobia społeczna. Podczas choroby w 2019 roku skontaktowałam się z Paulem. Nadal pracował jako kierownik i był w poważnym związku. Widziałam na Facebooku, że Paul wyglądał przy swojej partnerce na tak wyluzowanego i szczęśliwego, jak nigdy nie był przy mnie. Napisałam do niego, żeby mu to powiedzieć. Miło było wymienić się kilkoma wiadomościami po tylu latach, choć żadne z nas nie odczuwa potrzeby pozostania w kontakcie. Z ulgą przyjęłam fakt, że Paul ma się dobrze i zostawiłam to za sobą. Po tym, jak wysłałam mu wiadomość przez profesjonalną platformę internetową LinkedIn, Nathan Meadowbank uprzejmie mi odpowiedział. Pisał, że życzy mi jak najlepiej, ale że nie pamięta niczego ani nikogo z firmy Clever Costs. Odpisałam, że to dlatego, że nie miał czego pamiętać, bo nikt oprócz niego właściwie nic nie mówił. Naturalnie jestem przekonana, że ponieważ Nathan piastuje obecnie wysoką funkcję w swoim miejscu pracy, po prostu woli nie pamiętać. Byłoby niezwykłe, gdyby ktoś nie pamiętał „niczego ani nikogo” z miejsca, w którym pracował przez lata. Wyszukałam też wiadomości o innych osobach i firmach, które przedstawiłam w niniejszym pamiętniku. Eddie zbudował sobie świetną karierę, pracując w ciekawych korporacjach, o czym dowiedziałam się bez kontaktowania się z nim. Firma Pięć Gwiazd wpadła w kłopoty finansowe i została rozwiązana. Firma Clever Costs została wykupiona przez międzynarodowego giganta finansowo-technologicznego za miliony funtów i nie ma już biura w Londynie. Jak już wcześniej wspomniałam, przychodnia, w której kiedyś pracowałam, została trwale zamknięta. Jeff zbankrutował, straciwszy karierę lekarską. Ja nadal czuję się najlepiej na zapleczu firm, w stosunkowo niewidocznych rolach wspierających. Jednakże moje drugoplanowe role nabrały z czasem większej odpowiedzialności połączonej z lepszym wynagrodzeniem, tak iż obecnie czuję się całkowicie zadowolona z mojej po-psychotycznej ścieżki kariery. Jeśli chodzi o zdrowie, to w 2022 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór. Wiem, że mogę niedługo umrzeć. Nie jest to dla mnie łatwe, aczkolwiek na razie wolę moje doświadczenie wczesnego raka od poprzedniego doświadczenia ostrej psychozy. W przeciwieństwie do tego, jak czułam się podczas psychozy, chorując na raka, nie wstydzę się swojej choroby. Wszystko wokół jest zrozumiale i wszyscy są dla mnie nieprawdopodobnie mili. Cameron trwa u mego boku. Nadal jest moim filarem, na którym mogę się oprzeć, oraz moim pocieszycielem, z którym mogę się śmiać. A zatem ostatecznie jednak znalazłam moją wielką miłość i tym razem wiem na pewno, że to jest „to”. Jeżeli dane mi będzie dostatecznie długo pożyć, chciałabym napisać więcej o Cameronie w następnej książce. *** Wszyscy w Wielkiej Brytanii przeszliśmy w 2020 roku przez trwający miesiącami lockdown w czasie pandemii Covid-19. Podobno po okresie pandemii wiele osób cierpi na depresję i stany lękowe. Nie znam statystyk pozostałych chorób psychicznych. Wiem jednak na pewno, że dla osób zmagających się z pogorszonym zdrowiem psychicznym zawsze jest światełko w tunelu. Musisz tylko się nie poddawać. Nie powątpiewaj, nie ustawaj w drodze. Z czasem twój stan naprawdę może się poprawić. Kiedy słońce wstanie znowu i ponownie, nowe dni miękko ucałują twoje zdrowiejące rany jak świeże, sterylne opatrunki. |