Agencja tylko dla zdesperowanych i ludzi o silnych nerwach. Ciężko powiedzieć, czy w ogóle działają legalnie, a raczej bardzo latwo powiedziec, ze nie. Jeśli dobrze przeglądnąć umowę, to jest to pic na wodę. W naszym przypadku historia wyglądała tak, że początkowo mieliśmy jechać do Bedford, w rezultacie po przyjeździe powiedziano nam, że są tam dla nas szykowane mieszkania, i będą dostępne dopiero za kilka dni...wiec wyladowalismy w Petersborogh. Po kilku dniach przyjechał po nas "agent" (który wcześniej skasował kasę za lokum + depozyt i opłaty administracyjne), zapakował do samochodu i w czasie jazdy poinformował, że jednak nie będziemy pracować w Bedford, tylko jedziemy do... Coventry. Dojechaliśmy na miejsce koło 2-3 nad ranem, wpakowano nas po ciemku do pokoju, mówiąc, że jutro o 9-tej mamy rozmowę o pracę w Daventry (ponad pół godziny jazdy samochodem od miejsca zamieszkania). Kierowca który nas tam podwoził wysadził nas najpierw przed nie tym magazynem co trzeba. Na szczescie po okolo godzinie przyjechal i wzial juz do celu, gdzie po tescie, na ktorym warto znac angielski co najmniej na poziomie podstawowym. Dom w którym mieszkaliśmy to była melina, pokój wielkości 3x2, bez żadnej szafy, półki za to z grzybem na ścianie. Facet co tydzień walący w drzwi i krzyczący, że albo płacimy czynsz albo na ulicę. Próbujesz takiemu wytłumaczyć, że już zapłacone a on ciągle swoje i swoje. Niektórzy zastraszeni płacili extra, byleby nie wylądować na ulicy. Ta historia powtarzana jest często. W trakcie naszego mieszkania tam przewinęło się sporo ludzi, którzy opowiadali nam zupelnie taką samą historię jak nasza. Najpierw przerzucanie z miasta do miasta, a jak człowiek jest wymęczony psychicznie i fizycznie, pakują cię do jakiejś nory, wiedząc, że jeśli nadal z nimi jesteś to nie masz wyboru. Dojazd do pracy wyglądał tak, że do busa pchano ludzi jak naleśniki, nie raz kucało się na podłodze. Zreszta dojazd jak zapewnial kilkakrotnie "agent Polak" jeszcze przed wyjazdem okazal sie jednak platny(6 funtow dziennie). Kierowca mówiący tylko po rosyjsku nie zawsze rozumiał na która ma przyjechać, bo zmiany ustalane w pracy były z tygodnia na tydzień.
Dla nas skończyło się szczęśliwie - przeprowadziliśmy się po trzech miesiacach, jak tylko wyrobilismy nin i odlozylismy troche pieniedzy. Mamy stałą, fajna pracę i na szczescie tylko to pozostalo nam z kontaktu z ta "agencja", "mafia", czy jak tam ich nazwac