
Pierwszy post, więc mam nadzieję, że założyłem go przynajmniej w odpowiednim dziale.
Znajomi starają się o uzyskanie mieszkania przez miejscowe housing association i wszystko wydawało się być już na dobrej drodze, do czasu...
Po miesiącu aplikowania odezwał się do nich jeden z pracowników.
Wiadomo, byli przygotowani na to, że w razie odzewu będą musieli jak najszybciej dostarczyć najważniejsze dokumenty (paszport, NIN i tym podobne).
Na początku szło gładko - pytano ich na przykład od kiedy są w UK, gdzie mieszkają obecnie, o dowód tożsamości i tak dalej.
Odesłali wszystko, co było potrzebne i w tym momencie zaczęły się ich kłopoty.
Po jakimś tygodniu oczekiwania na jakąkolwiek odpowiedź w tej sprawie (odrzucenie/akceptacje) otrzymali informację, że pracownik do chwili obecnej nie otrzymał wymaganych dokumentów i jeśli nie dostanie ich do dnia następnego - zacznie rozpatrywać aplikację kogoś innego. Ok, zdarza się, może akurat wtedy wysiadł im internet, może ich e-mail po prostu nie doszedł lub został przez przypadek usunięty - wysłali wszystko jeszcze raz.
Po tygodniu dostali po raz kolejny informację, że dokumenty nie zostały otrzymane i czy to oznacza, że rezygnują z aplikacji (swoją drogą chwila, czy to nie miało być tak, że jeśli nie doślą tego w przeciągu 24 godzin to ich aplikacja odpadnie w tym przypadku z automatu?).
Trochę już zniecierpliwieni całą sytuacją znajomi wysłali wszystko raz jeszcze trzykrotnie, bo coś im zaczęło już tutaj śmierdzieć.
Po długim czasie oczekiwania na odpowiedź wysłali czwartą wiadomość z informacją, że niemożliwe jest, by tym razem ta kobieta nic nie dostała. W e-mailu dołączyli screenshoty tego, ile razy wiadomości zostały wysłane, ich treść oraz daty.
Po kolejnym tygodniu oczekiwania otrzymali informację, że wszystkie dokumenty tym razem zostały odebrane, po czym zostali spytani o dokument, potwierdzający ich prawo do pobytu w UK.
Uprzedając - nie był to NIN, nie były to referencje z miejsca pracy, nie był to paszport.
W tym momencie zadzwonili do Citizens Advice i tam uzyskali informację, że Polacy nie potrzebują takiego dokumentu, jedynym jest paszport i tyle, oprócz tego nic takiego nie jest potrzebne i ktokolwiek tego wymaga - robi to nielegalnie.
Nie chcąc jednak robic jeszcze wtedy awantury - odpisali to, czego się dowiedzieli z infolinii i skopiowali link do strony rządowej, gdzie było to dokładnie opisane. Dodali, że nie posiadają takiego dokumentu, bo nie muszą go posiadać.
Ku zdziwieniu nas wszystkich - w e-mailu zwrotnym pracownik pominął wszystko to, o czym go poinformowali i nawet nie nawiązał do tematu. Nasi znajomi nie są co prawda ludźmi, którzy mają kij w tyłku, ale po cichu oczekiwali wtedy na jakieś małe "przepraszam" albo przynajmniej o wyjaśnienie całej sytuacji...
Za to dostali pytanie o to, czy mogą przesłać oficjalne zaświadczenia od pracodawców, które będą zawierały imię, nazwisko, datę urodzenia, zajmowaną pozycję i datę rozpoczęcia pracy w ów firmie. Zostali nawet zapytani o godziny pracy (sic!).
Wszystko wysłali, aczkolwiek znowu pojawiło się pytanie - czy kobieta, która odpisuje na to wszystko w ogóle nie czyta treści otrzymywanych wiadomości? Przecież prawie wszystko można znaleźć chociażby na paszporcie...
Dzisiaj, znów po tygodniu oczekiwania dostali następne pytanie, które brzmi: "co robiliście Państwo wtedy, gdy już wprowadziliście się do UK, ale nie mogliście podjąć jeszcze pracy, bo czekali Państwo na uzyskanie NIN? Czy mogą Państwo podać swoje numery ubezpieczenia i datę, kiedy zostały te listy wysłane? Czy mogliby Państwo również podać informację, kiedy te listy zostały przez Państwa otrzymane?"
Tu już zapaliła się nam wszystkim czerwona lampka. List NIN został przecież jej przesłany. Po co jej informacje co kto robił w tym czasie, kiedy jeszcze nie mógł pracować, a już był w Anglii?
UK jest jeszcze w Unii Europejskiej, więc chyba nic się nie mogło jeszcze oficjalnie aż tak pozmieniać, a poza tym takie informacje są raczej aż za prywatne? Dlaczego już pytają o prawo do pobytu, skoro Citizens Advice twierdzi, że nic takiego nie jest Polakom potrzebne, a ona sama powinna mieć tego świadomość, skoro to jest jej praca?
Sprawa ciągnie się już miesiąc. Sami uzyskaliśmy dom w ten sposób, ale u nas wszystko było załatwione w ciągu niecałego miesiąca.
Dostaliśmy po prostu jednego e-maila, który zawierał w sobie wszystkie pytania na które trzeba było odpowiedzieć + załączyć przy tym wszystko, co było potrzebne.
Co robić? Załatwienie osobiście tej sprawy odpada, bo już próbowali i zostali odesłani z kwitkiem, bo "Wszyscy wszystko mają załatwiać on-line i już, nie mogą robić wyjątków dla nikogo, bo ludzi, którzy chcą dostać mieszkanie są tysiące"...
Infolinii jakiejkolwiek brak, jedyna istnieje tylko jeśli chce się zabokoować jakąś naprawę.
Niepokoi w sumie wszystko, treść pytań i to, że jeden e-mail = jedno pytanie, co wygląda tak, jakby ktoś specjalnie chciał opóźnić załatwienie czegokolwiek...
Może ktoś jest w tym momencie w podobnej sytuacji i może się wypowiedzieć?
Dziękuję z góry za wszystkie odpowiedzi

[ Ostatnio edytowany przez: Maciejox 11-03-2019 15:08 ]