Mysle, ze nalezy rozdzielic tutaj pewne grupy posiadaczy domow:
-ci, ktorzy kupili/chca kupic nieruchomosc na tzw. interest only
-ci, ktorzy finansuja zakup domu na kredyt, gdzie splaca sie odsetki oraz kapital
W pierwszym przypadku ludzie ci moga pozostac w “negative equity” nawet po 25 latach, jesli sytuacja na rynku sie nie zmieni, bo nawet, jesli wezmiemy pod uwage historyczne fazy wzrostu i spadku cen nieruchomosci, to tak naprawde nie mamy zadnej pewnosci, ze tym razem ten kryzys nie bedzie trwal nawet 100 lat – nikt tego nie wie.
W drugim przypadku, kiedy splaca sie kapital wraz z odsetkami, to srednio po 15 latach powinno sie wyjsc na plus w momencie sprzedazy, chyba, ze sytuacja pogorszy sie jeszcze bardziej.
Najlepsza opcja jest splacenie “mortgage” calkowicie (25-30 lat) – wtedy zostajemy z czystym zyskiem, bez wzgledu na to, jaka wartosc tego domu jest – nawet, jesli jest to tylko polowa wartosci w porownaniu do momentu kupna.
Nie sa to juz czasy, kiedy kupowalo sie dom w poniedzialek, kladlo sie warstwe “magnolii”, wymienialo stara kuchnie na tania, ale nowa i ladnie wygladajaca, uprzatalo ogrodek i mozna bylo sprzedac w piatek z 20k zyskiem – eh, to byly czasy.

Niestety, dzis kupno nieruchomosci to dlugoletnia inwestycja i nie dla tych, ktorzy nie maja gwarancji, ze stac ich bedzie na jej splacanie przez 25-lat, bo jesli cos sie stanie i nagle braknie na miesieczne splaty kredytu, to wtedy nawet po 10 latach mozna zostac w dlugach

– rynek jest dzis nieprzewidywalny.
My nie mielismy absolutnie planow, aby trzymac nieruchomosci przez 25 lat, ale rynek sie zmienil i trzeba sie bylo dostosowac, wiec pozostaje wynajmowac i czekac na lepsze czasy.
Poza tym warto pamietac, ze nieruchomosc nie jest warta tyle, ile nam pokazuja statystyki, czy srednie krajowe i tyle, ile my sobie myslimy – jest warta tyle, ile chce za nia zaplacic potencjalny kupujacy, jesli takiego dzisiaj znajdziemy – “buyers market”.