Nie jest uzależniony. Na codzień nawet piwa nie pije. Choć zdarza się raz na parę miesięcy, że zostanie u kumpla na drugi dzień i popiją. Ale to tyle. Nie dłużej.
Nikt tego nie pojmuje.
Mogę analizować, zgadywać.
Mógł mieć coś do mnie - taka prymitywna zawiść ludowa - bo musi płacić na czas, a był na wakacjach na Słowacji, zrobił sobie zęby, jakiś remont mieszkania które kupił; a tu trzeba płacić. Wiecie, taka zawiść do jak do urzędu skarbowego, że trzeba płacić podatki, jak do elektrowni, jak do landlorda. "Człowiek nima piniendzy, a oni wszyscy ino chco. Nic nie robio, a ino by brali".
Rewolucyjne poczucie skrzywdzenia, bo czemu oni mają, ja nie mam i tylko muszę im płacić, chociaż oni mają dość.
Poza tym nie przejmuje się losem np. zwierząt, do tego nie kalkuluje co robi; nie przewiduje.
Wyda co ma od razu, na nową komórkę, komórkę dla brata, nowe adiddasy (to są dla tej warstwy symbole luksusu i rozwoju) itd., a później nie ma na jedzenie.
Lata temu chciał być "na swoim" i zamieszkał w jednym domu wraz z Rumunami z myjni samochodowej w której pracował, w paskudnej dzielnicy. Załatwił im to właściciel myjni - Pakistańczyk - ale na wszystkich papierach był nasz obecny lodger. Pachnie katastrofą? Zgadliście.
Skończyło się tak, że Rumuni nie płacili znacznej części rachunków (bo ich też nie rozumieli lub uważali, że to ich nie dotyczy), jak np. Council Taxu, no i jego za to ścigali (a miał w tej opcji zaoszczędzić). Zresztą do tej pory jakieś długi za nim chodzą - bo i w jakieś lewe firmy pożyczkowe się wdał.
Po jakimś czasie podkulił ogon i uciekł do mnie (znał mnie od lat).
Słowem - nie nadaje się do samodzielnego życia we współczesnym świecie, do tego w UK.
Z pewną fascynacją obserwowałem wtedy poczynania jego i jego "kolegów". Miałem zresztą z tego niezły ubaw, zakładaliśmy się kiedy owa "wspólnota" się z roztrzaska o podłogę. W samej myjni zaś co pewien czas ktoś uciekał albo coś kradł (on był najrzetelniejszym pracownikiem).
Opinia moderatora: Post edytowany z niewłaśiwej treści. Konefka