MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

Najlepszy prezent pod choinkę.

następna strona » | ostatnia »

Strona 1 z 15 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 13 | 14 | 15 ] - Skocz do strony

Postów: 140

odpowiedz | nowy temat | Regulamin

Post #1 Ocena: 0

2014-12-24 18:06:16 (9 lat temu)

Posty: 1985

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 04-12-2011

Dwa tygodnie temu we wtorek zachorował mój pies.
Gasł w oczach.
Tylko spał nie jadł a w środę rano nawet nie pił.
Od razu do veta.
Po badaniach został z podejrzeniem ostrego zapalenia trzustki.
Następnego dnia dostał wysokiej temperatury.
Po kroplówkach i ilości leków które zmieściły sie na dwóch kartach opisu choroby temperatura się unormowała.
Ale stan psa był krytyczny.
W sobotę rano weterynarz powiedział ze nie jest nic w stanie zrobić więcej.
Pies ledwo chodził.
Po pytaniu kto go moze uratowac powiedział że tylko w Queen Mother Hospital for Small Animals in Hatfield.
Pies do samochodu i droga 70mil w jedną stronę.
Na miejscu badanie i podejrzenie -niewyleczona trzustka i powikłania czyli DIC.
I znowu kroplówki, lekarstwa i dodatkowo transfuzje plazmy.
Po południu w niedziele uzbierały mu się płyny w brzuchy i w płucach. Ciężko oddychał.
W poniedziałek wieczorem byłem po południu u niego i powiedzieli że muszę poczekać bo ma transfuzję.
Podczas podawania krwi dostał wstrząsu.
Weszliśmy by jak to myśleliśmy zobaczyć i pożegnać się z nim ostatni raz.
Pies na stole zabiegowym z powiększoną klatką piersiową i brzuszkiem.
Leży na kocyku który przywieźliśmy z domu.
Lekarz położył psa na nim by czuł zapach domu.
Ledwo oddychał i był pod tlenem plus kroplówki i krew.
Nie widział nas tylko słyszał i podniósł głowę.
A gdy go głaskałem i do niego mówiłem to sie bardzo przytulał do ręki.
Widząc jak cierpi zapytalismy lekarza czy żeby się tak nie męczył nie trzeba go poddać eutanazji tak jak mówił wcześniej i nas ostrzegał lekarz.
Ale on mówi dajmy mu szansę on walczy.
Pojechaliśmy do domu bojąc się odebrać telefonu bo mógł być to od lekarza.
Ale nikt nie zadzwonił do następnego dnia rano we wtorek..
O 7rano dzwonimy jak co dzień i dowiadujemy się że pies przeżył i walczy nadal.
W środe jedziemy do niego.
Czekamy na lekarza i myślimy jak on teraz wygląda pod kroplówkami męcząc sie w klatce.
A tu wychodzi do nas pielęgniarka z psem na smyczy.
Spuchnięty od płynów na chwiejnych nogach ale zyje.
Nadal jest na critical care.
W łapkach wenflony.
Ciągłe badania i odczucie jak licznik kasy fiskalnej szpitala bije coraz wyższe kwoty.
Ale pies żyje.
W piątek jestem i chodzimy na 30min spacerze.
Spędzam z nim 3 godziny.
On śpi prawie cały czas na rękach.
W sobotę troszkę pogorszenie po odstawieniu leków.
Płyn w płucach.
Jest z nami tylko 30min.
Dowiadujemy sie że zmieniony został lekarz który go uratował.
A nowy i pielęgniarka zaczynają forsować propozycję operacji.
Mimo że wiadomo że 70% psów umiera po niej w męczarniach.
Zapala się nam światło alarmowe że zaczynają go traktować jako obiekt do badań medycznych związanych z chorobą która z reguły uśmierca psy.
Wcześniej podczas rozmowy z polskim weterynarzem ten po otrzymaniu informacji na co choruje pies zapytał wprost:
a on jeszcze żyje? z tego to chyba w UK mogli go wyciągnąć ze względu na poziom weterynarii w Anglii.
Po sugestii stażystki że może powinno się go otworzyć by zobaczyć co w środku informujemy nowego lekarza że maja przygotować psa do wyjścia ze szpitala.
Jesteśmy w niedziele.
Pies wraca do zycia razem ze swoją energią powoli.
Pije wodę ale karmiony jest przez rurkę poprowadzoną przez nos do żołądka.
W poniedziałek robią biopsje trzustki bo może są bakterie.
Ale nie ma.
Następny problem przed wypisem został rozwiązany.
Wczoraj we wtorek jedziemy odebrać psa.
Najpierw obowiązek mniej przyjemny to uregulowanie rachunku.
Na szczęście chociaż ubezpieczenie w swojej formie pokryje połowę leczenia w szpitalu.
A potem to co najprzyjemniejsze.
Na przywitanie słyszymy pierwszy raz szczekanie z radości.
Troszkę inne bo zbyt długa obecność rurki podrażniła gardło.
Pies nadal nie je.
Rozmowa z weterynarzem.
Otrzymaliśmy torbę lekarstw i jedzenie dietetyczne.
Pies w koc bo ma byc trzymany w cieple.
Potwornie chudy i słaby ale wesoły.
Dzisiaj od rana pilnowanie lekarstw i co godzina podawanie parę łyżek na siłę rozwodnionego ciepłego pokarmu.
Ale pies odpoczywa, jest w swoim domu i już zdążył przez okno obszczekać listonosza gdy ten za głośno wrzucał listy.
Za tydzień tylko czeka go wizyta kontrolna.
Ale już lekarz powiedział że bardzo proszą o przyjazd bo to jeden z niewielu psów które przeżyły DIC.
I wszyscy w szpitalu znają jego historię.
Tak więc powrót psa do domu na dzisiejszą Wigilię to mój najlepszy prezent jaki dostałem w życiu.
Dostałem go jako szczeniaka gdy sam chorowałem i był przy mnie tak ja teraz byłem przy nim prawie każdego dnia.
Na 3 dni pobytu u veta i 10 w szpitalu byłem u niego 11 razy.
Lekarz powiedział że żyje nie tylko z powodu leczenia ale naszej upartości i wiary w jego wyzdrowienie oraz ciągłych kontaktów bezpośrednich nas z psem.
I może to głupie dla kogos innego bo to pies.

Ale to nie tylko pies który czuje jak każde zwierzę a najlepszy mój przyjaciel.










Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

galadriel

Post #2 Ocena: 0

2014-12-24 18:30:51 (9 lat temu)

galadriel

Posty: 14701

Kobieta

Z nami od: 29-01-2009

Skąd: Lothlorien

Super!

I super historia swoja droga; )





Magowie byli ludźmi cywilizowanymi, o wysokiej kulturze i wykształceniu. Kiedy mimowolnie stali się rozbitkami na bezludnej wyspie, natychmiast zrozumieli, że najważniejszą rzeczą jest zrzucenie na kogoś winy. Ostatni Kontynent, Terry Pratchett

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

krakn

Post #3 Ocena: 0

2014-12-24 18:57:29 (9 lat temu)

krakn

Posty: 40201

Mężczyzna

Z nami od: 25-06-2007

Skąd: Caterham

To na prawdę najlepszy prezent.
Dużo zdrówka dla futrzaka :)
Liczy się czas który żyjemy dla kogoś, reszta to czas śmieć.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

E-mailStrona WWWNumer AIM

Post #4 Ocena: 0

2014-12-24 22:06:32 (9 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

buszko

Post #5 Ocena: 0

2014-12-24 22:54:14 (9 lat temu)

buszko

Posty: 764

Kobieta

Z nami od: 22-12-2012

Skąd: Wonderland

To chyba będą dla Was wyjątkowe święta :)
Dużo zdrowia !

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Post #6 Ocena: 0

2014-12-24 23:05:02 (9 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Izzkaa

Post #7 Ocena: 0

2014-12-24 23:22:38 (9 lat temu)

Izzkaa

Posty: 949

Kobieta

Z nami od: 17-02-2012

Skąd: Merseyside

Cytat:

2014-12-24 23:05:02, skokwbok1 napisał(a):
Normalnie , zona mi sie poryczala czytajac to.
*THUMBS UP*


I mnnie sie lezka zakrecila... :-[
Zdrowka dla psiaka :-)
Isskaa :-8

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Strona WWW

Nie_z_tej_bajki

Post #8 Ocena: 0

2014-12-25 00:33:10 (9 lat temu)

Nie_z_tej_bajki

Posty: 7186

Kobieta

Z nami od: 23-08-2010

Skąd: Tam, gdzie pachnie kawą ;-)

Poryczałam się... i ryczę nadal. i pewnie to dziwne dla tych, co nie mają zwierząt, albo dla tych co ich nie lubią/boją się... ale na pewno nie dla tych, co je mają...

Mam psa prawie 12letniego. I każdy jego "słabszy dzień", jest dla mnie początkiem strachu... Każda 'gulka" na jego grzbiecie...
Nie wiem czyj to "piesa". Ale życzę zdrówka i gratuluję 'właścicieli.... ;-)
Szacunek...
I głaski dla piesa oczywiście!!

[ Ostatnio edytowany przez: Nie_z_tej_bajki 25-12-2014 00:34 ]

Nie myśl o szczęściu. Nie przyj­dzie - nie zro­bi Ci za­wodu.... Przyj­dzie - zro­bi niespodziankę :D. W życiu niczego nie żałuj! Po prostu Carpe Diem!!! :-D

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Numer gadu-gadu

wielbicielka

Post #9 Ocena: 0

2014-12-25 07:11:15 (9 lat temu)

wielbicielka

Posty: 12625

Kobieta

Z nami od: 29-04-2011

Skąd: Londyn

:-[ ciesze sie Robinek razem z Toba *THUMBS UP*

......i zycze, zeby tego szczekania bylo z dnia na dzien co raz wiecej :-)

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Post #10 Ocena: 0

2014-12-25 11:45:46 (9 lat temu)

Posty: 1985

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 04-12-2011

Dziękuję za życzenia zdrowia dla mojego psiaka.
Nigdy nie chorował tak ciężko żaden mój wcześniejszy pies.
Nigdy nie spodziewałem się że tak można związać się emocjonalnie z własnym psem.
Na co dzień człowiek w tej gonitwie nie zwracał na szczegóły jego oddania.
Pierwsze trzy dni kiedy był u normalnego weterynarza martwiłem sie i powoli zaczynałem odczuwać braki tego co było na co dzień.
Jego wskakiwanie na sofę gdy siedziałem na niej i przytulanie się z boku.
A gdy wyczuwał że jestem podminowany to kładł łeb na nodze gdy leżał z boku i wciskał ją w moje udo bym poczuł jego obecność.
Wtedy kładłem rękę na jego głowie i go głaskałem.
Ale od momentu kiedy został w szpitalu i dowiedziałem się jak w ciężkim jest on stanie i ma może 10% szans to ponad tydzień czasu było wyrwane z życia.
Praca pod górę, normalne wcześniej życie pod górę i ciągły żal i łzy.
Chyba nigdy w życiu tyle się nie modliłem w myślach by był zdrowy.
By miał szanse być ze mną do swojej starości a nie odejść będąc tak młodym psem.
Wtedy jeszcze bardziej odczuwałem brak tego co było takie wcześniej normalne że gdy wychodziłem do pracy zawsze stał w oknie i widziałem jego łepek odprowadzający mnie wzrokiem do samochodu.
Czy radosne szczekanie i próba polizania mnie gdy wracałem.
Wiedział kiedy jest sobota i niedziela i ukradkiem rano kiedy spaliśmy wchodził na łóżko i kładł się miedzy nas i wpatrywał w twarz i wyczekiwał które z nas pierwsze otworzy oczy.
Nieraz trzymaliśmy oczy przymrużone by nie skończyło się to za szybkim myciem twarzy.
Kiedy był w szpitalu zawsze trzymałem świeżą wodę w misce codziennie dla niego bo bardzo chciałem by wrócił.
Ale najgorsza była wizyta następnego dnia w szpitalu gdy mu sie pogarszało.
Przyprowadzili go na chwiejnych nóżkach pokłutych wenflonami.
I nie podszedł do mnie tylko do żony i prosił o głaskanie.
Moje emocje wewnętrzne go odstraszyły. Mój strach, żal, złość.
Żona powiedziała że muszę zmienić nastawienie i powiedzieć mu że nie będę go winić za to że jeśli będzie musiał czy po prostu nie da rady to odejdzie.
Ja zawsze do takich rzeczy mam sceptyczne nastawienie.
Ale zmusiłem się do tego by się uspokoić w miarę i wziąłem psa do siebie i powiedziałem mu do ucha że nie będę miał do niego pretensji jeśli odejdzie.
Wtedy dopiero pies położył mi się na nogach.

Obrazek

Obrazek

Psy bardzo wyczuwają nasze emocje.
Gdy go lekarz zabierał musiał go wziąść na ręce bo chciał iść z nami gdy odchodziliśmy a potem kładł się na podłogę by nie mógł go zabrać.
Gdy był w szoku podczas transfuzji i nie widział nas tylko słyszał widziałem jak na niego działa nasz głos.
Wtedy to gdy leżał na stole wszyscy którzy nim sie zajmowali odeszli na chwilę byśmy mogli sie z nim pożegnać bo był w takim ciężkim stanie.
Ale mimo to nadal wierzyłem w niego że to taki mały fighter.
Tyle zawsze miał na co dzień energii że nie mogła tak nagle ulecieć.
I najgorsze to oczekiwanie na informację, na telefon.
I każdy dzwonek podwyższał nam ciśnienie. A dzwonili znajomi, klienci czy co najgorsze sprzedawcy usług.
Ci ostatni najmniej byli nam potrzebni.
Tydzień to emocjonalny rollercoaster i informacje lepiej mu lub gorzej.
U mnie tydzień takich emocji okazał się 4kilogramami mniej w wadze.
I za każdym razem w ostatnich dniach gdy go odwiedzaliśmy lekarz mówił ze nie jest zadowolony co do jego wyników badań.
A my za każdym razem widzieliśmy zmiany na lepsze w jego zachowaniu.
Jeden dzień to chęć na spacer i zainteresowanie innymi psami.
Gdy to powiedziałem lekarzowi to ten się ucieszył bo nie zawsze wyniki badań powiedzą jak sie pies czuje.
Drugi dzień to noszenie głowy powyżej tułowia i ogon w górze.
Trzeci to ciekawość wszystkiego i stroszenie uszu.
Ostatni to szczekanie.
Podczas jego choroby przeczytaliśmy co tylko można w internecie o jego chorobie.
Wpadło nam też kilka opisów o chorobach i traktowaniu psów w Polsce ale i w UK jak przedmiotów.
Opisy właścicieli mroziły serce.
Ale w tym szpitalu akurat nasz pies trafił na lekarza Anglika w tym najważniejszym momencie który miał podejście i poczucie jakby misji do wypełnienia.
I on go uratował bo wierzył w niego.
Ale już drugi lekarz (chyba Włoch) na koniec jego leczenia to miał podejście do psa jak do obiektu badań akademickich. Tak to odczuliśmy.
Podczas trzeciego dnia jego pobytu wydrukowałem jego zdjęcie kiedy był zdrowy w formacie A4.

Obrazek

Zdjęcie było zrobione miesiąc wcześniej.
Żona napisała w dolnym rogu że go kochamy.
I daliśmy to zdjęcie pielęgniarce która zaprowadzała go na leczenie.
Powiedzieliśmy jej tez że w domu rozmawiamy z nim po polsku i że wołamy go nie Felix a zdrobniale Feluś.
Kilka razy wymówiła to imię i poszła.
Następnego dnia gdy dzwoniliśmy na recepcję odbiera recepcjonistka i mówi "a wiem Feluś"
Nawet lekarz mówi już nie Felix a Feluś.
Okazało się że pielęgniarka powiesiła jego zdjęcie które dałem wczesniej na jego klatce i napisała na zdjęciu jak prawidłowo go wołać.
Ciekaw jestem jak wyszedł jej spelling.
Widziałem jak dziewczyny bardzo oddanie pracują ze zwierzętami na critical care i w szpitalu z boku.
A gdy byłem na spacerze z psem podeszły do niego dwie pielęgniarki które wyjeżdżały na święta i się z nim żegnały i życzyły mu zdrowia.
Ale jest już w domu.

Obrazek

A pierwsze kroki to były do pokoju z jego koszem z zabawkami i sprawdził czy niczego nie brakuje.



Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Strona 1 z 15 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 13 | 14 | 15 ] - Skocz do strony

następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,