PRACA NR 11
Na koniec swiata i jeszcze dalej, czyli o tym jak Dyzio zostal pielgrzymem.
Czas na wycieczke rowerowa, planowana od bardzo dawna.Jedziemy droga sw. Jakuba z Saint-Jean-Pied-de-Port do Santiago de Compostela, nastepnie planujemy odwiedzic Fisterra (mityczny koniec swiata). Potem zawitamy do Porto, Fatimy, Lizbony a zakonczymy wycieczke w Cabo da Roca (najbardziej wysuniety punkt europy.
Na przejazd mamy 14 dni i okolo 1400kilometrow do pokonania. Wyruszamy pociagiem z Ashford Int.
Hej przygodo!!!
Czternascie dni, 1085 przejechanych kilometrow, dwa panstwa (Hiszpania, Portugalia) , Santiago de Compostela, Fatima, Cabo da Roca, Porto i Lizbona.
Niestety nie udalo sie dojechac do Fisterra – za bardzo optymistyczny plan.
Jechalismy, jako pielgrzymi, droga Swietego Jakuba (Camino de Santiago). Dzieki temu ze mielismy paszpoty pielgrzyma (wyrobilismy je na poczatku drogi w Saint-Jean-Pied-de-Port) moglismy korzystac z noclegow w domach pielgrzyma tzw – Albergue. Za kilka euro (od 5-12) bylo lozko, toaleta i (zazwyczaj) dostep do kuchni. Czasem nawet sniadanie, ale rzadko.
Na poczatku byly to male domki dla max 15 -20 pielgrzymow, a im blizej do Santiago potrafily urosnac do piecipietrowych hosteli dla kilkuset osob.
Mozna bylo spotkac tam bardzo ciekawych ludzi, np:
- byl gosc, ktory idzie z Polski juz trzeci miesiac, wymieniajac buty (za darmo) co 1000km w jednym ze sklepow (sieciowka), bo jak tlumaczyl znalaz wade konstrukcyjna

(polak potrafi)
- byli dunczycy, ktorzy mieszkaja na lodzi w Kopenhadze, a w zeszlym roku spedzili pol roku w argentynie, gdzie przez kilka dni pracowali tylko za wyzywienie
- byl austriak Richard, ktory pije codziennie 10 litrowych piw, idzie szesc dni, siodmy ma wolne i pije jeszcze wiecej. Na poczatku mowil, ze jest muzykiem, potem zostal masazysta w pieciogwaizdkowych hotelach – tzw “AS wyprawy”
- byl szwed, ktory jedzie ze Szwecji na 80-scio letnim rowerze, ktorego dostal od wiekowego sasiada, a jak mu hamulec poszedl jadac z gorki, to na nowe kolo z holandii, czekal dni siedem
- byl niemiec, ktory mowil ze jest project menager w jednej z duzej firm motoryzacyjnych, ale zeby sie odprezyc od kilku lat jara trawe codziennie
- byl (ten tez byl dobry) australijczyk, ktory mowil ze po dziesieciodniowej medytacji zaczal rozumiec starozytne pisma
byl amerykanin, ktory mial tzw “open ticket” na powrot do domu mogl leciec z kazdego lotniska, gdzie dane linie lotnicze londowaly, pod warunkiem ze bylo wolne miejsce, albo ktos sie spoznil na lot.
- byl niemiecki-amerykanin, ktory mowil ze jest dzieckiem dyplomaty i mogl wybrac sobie obywatelstwo USA, albo Niemcy. Wybral to drugie, bo w stanach jest bardzo niebezpiecznie, a bogaci zyja w odizolowanych strefach, w ciaglym strachu przed biednymi zlodziejami.
- byl....byl.....byl.....
Czas na koscioly, ktorych na trasie jest mnostwo. Wiekszosc zostalo wybudowanych dosc dawno I widac w nich czasy swietnosci Hiszpanii i Portugalii.
Planowalismy podjechac pociagiem z Porto do Fatimy I tak tez zrobilismy. Kupilismy bilety do Fatimy (podkreslam do Fatimy), dojechalismy do Fatimy, wysiedlismy w Fatimie i do Fatimy mielismy jeszcze 20 km!!!! Cud! Dobrze ze nie jestem osoba religijna i w cuda nie wierze, ktos cos tam namieszal – moze jakas cudowna atrakcja dla turystow!
W Fatimie najbardziej zdziwila mnie “sciezka pokutna” - na placu glownym jest wylozona droga dlugosci okolo 250 metrow i pielgrzymi pokonuja ja na kolanach – najlepiej byc tam wczesnie rano, bo potem korki jak w Londynie!
Porto – piekne! Zatrzymalismy sie w hostelu prowadzonego przez brytyjczyka, ktory podczas meldowania opowiedzial o wszystkich ciekawych atrakcjach miasta (fantastyczny czlowiek).
Osobiscie najbardziej w pamieci utkwilo mi skaczacy mlodzi ludzie z mostu w centrum miasta do rzeki. Wysokosc okolo 20 metrow, tlum gapiow, jeden dzieciak z czapeczka zbierajacy kase za skok od turystow (euro for the jump), a potem sam skok i brawa!
Lizbona – moze byc, ale jak dla mnie za tloczno, glosno, ludzie dziwni i jacys niemili.
Dolaczylismy do wycieczki “zwiedzaj miasto za free”, ale na poczatku prowadzaca powiedziala, ze fajnie by bylo jakby kazdy dal kilka euro na koniec, wiec “urwalismy sie w polowie”
Irytujace bylo to, ze bardzo duzo ludzi oferowalo sprzedaz dragow, praktycznie co kilka minut ktos podchodzil i pytal czy cos pale.
Konczylismy wycieczke w tym miescie i musielismy spakowac rowery, wiec udalismy sie do sklepu rowerowego po jakies kartony. Koles chcial 7.50 euro za jeden karton – powalony. Kartonowe pudla znalezlismy na ulicy za free – jest ich mnostwo.
Pogoda – coz lato na poludniu, wiec musialo byc goraco, chociaz w gorach bylo nawet zimno.
Jazda rowerem w hiszpanii byla bezproblemowa. Kierowcy bardzo uwazaja na cyklistow, zreszta hiszpanow da sie lubic. Natomiast w portugalii – o ja je.

ie – idioci! Trabia na rowerzystow, wyprzedzaja na tzw “gazete” - strach jechac. Nawet sie cieszylem, ze nadrabiamy kilometry pociagami.
Koszty:
Ogolny koszt to 450 euro + bilety £124w dwie strony. (Eurostar i Monarch airlines)
Hostele – Porto -20, Lizbona 50 (dwie noce), Fatima 20 (pokoj z oknem na korytarz –

kolejny cud)
Dzieki Polskiej fladze, ktora byla przytwierdzona do bagaznika, poznalem kilka ciekawych rodakow.
Podsumowujac – Fantastycznie!!!!
Pozdrawiam
Dyzio w podrozy
![:-] :-]](modules/Forum/images/smiles/lol.gif )
Dyzio W Podrozy