MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

Perisno, czyli opowiesc na poly rzeczywista...

następna strona » | ostatnia »

Strona 1 z 2 - [ przejdź do strony: 1 | 2 ] - Skocz do strony

Postów: 15

odpowiedz | nowy temat | Regulamin

clockwork_orang

Post #1 Ocena: 0

2015-07-25 13:54:06 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

sobotni poranek, budze sie z glowa pelna szumu, to telewizor buczy wiadomosciami, widocznie zasnalem na kanapie, ech...

otwieram oko dla pewnosci i zamykam je zaraz, slonce swieci prosto w moja twarz, cos jest nie tak, przeciez o tej porze nie ma prawa swiecic w tym pokoju...
moment, na sofie musze skladac sie jak scyzoryk, a tu leze rozwalony jak na materacu, aby napewno na materacu?
nie, to cholerna trawa, ale jakim cudem zasnalem w parku???
jestem pewien, ze z domu sie nie ruszalem w piatek, bo i po co?

to nie park, to cholerne pole nie wiadomo gdzie, pelne traw i krzakow, a ja stoje na jego srodku... ciche parskniecie z tylu dodalo mi skrzydel, wielki kon bojowy stal uwiazany do rachitycznego krzaczka i patrzyl sie na mnie z wyrzutem... co jest? ja nawet konno jezdzic nie umiem, wiec szukaj innego wlasciciela

niestety, bylismy sami, wiec podszedlem do niego i spojrzelem w juki - pelno zelastwa, jakies noze, strzaly (czy musze dodawac, ze nigdy nie strzelalem?), troche sera i chleba... jest i piwo, hurra! jakos przezyje ten dzien

nie, to jakis sen musi byc, dla pewnosci strzelilem sie w czolo, au! to jednak nie jest koszmar nawet...

i co teraz? nawet konia oporzadzic nie umiem a co dopiero mowic o jezdzie na nim, ech szluga bym zapalil, a tu nic
pocieszylem sie cienkuszem na rozgrzewke i jakims cudem zdolalem osiodlac konia, rece chyba same wiedzialy jak pozapinac te wszystkie sprzaczki... teraz gorsze czeka, bo jak na to bydle wsiasc?

dalem rady, ale po godzinie jazdy, dosc wolnej, rozpalone zelazo zaczelo mi sie wiskac w tylek, a pola jak byly tak sa, ani zywej duszy wkolo, ni traktu ni drogi...

mam farta, wychodzi na to, ze jestem rycerzem, ale gdzie, w jakich czasach? sadzac po uzbrojeniu to pozne sredniowiecze - dosc solidny miecz dlugosci niecalego metra, o dziwo dobrze lezy w dloni, choc widac zuzycie i nie jestem jego pierwszym wlascicielem, to pewne
kon tez jakby mnie znal, reaguje na kopniecia pietami dosc szybko...

jest, znalazlem! dosc wydeptany trakt, ale w ktora strone isc? gdzie polnoc, gdzie poludnie? slonce troche pomaga, ale bez pory dnia, to moge sobie pobimbac... ide w lewo, a co, rownie dobry kierunek jak w prawo, hehe

samopoczucie znacznie mi sie polepszylo, bo trakt oznacza ludzi... a moze inteligentne dinozaury? wszystko jest mozliwe...

a'propos stron, zawsze majac wybor ide w lewo, to chyba jakies fatum pani Ursuli i jej 'lewej reki ciemnosci' :-]

no, wreszcie, jakas postac zamajaczyla sie na horyzoncie, czlowiek?
ryzyk-fizyk, galopem podarzylem w jej strona, uff, czlowiek, wyglada na pielgrzyma z wielka laska i kapturem narzuconym gleboko na oczy...
- witaj panie,
- gwekele uksjd faldjif (co ja mowie? ale widac zrozumial)
- jestem budowniczym z Konstantynopolu, mam na imie Artimeter, moge poznac twoje?

hmm, podac prawdziwe, czy wykorzystac szanse na nowe... np. Aleksander wielki?

- mam na imie Pan...
- Pan, panie?

taki maly zarcik w nawiazaniu do mitologi greckiej, a co, niech maja problem zwracajac sie do swoich panow

Konstantynopol brzmi znajomo, czyli jestem w sredniowiecznej Europie...

- jakie jest najblizsze miasto Artimeter?
- Fornion, stolica Czerwonych elfow
- elfow?
- tak, tez sie zdziwilem jak tu zabladzilem
- tu, to znaczy gdzie?
- jestesmy w Perisno panie, wybacz, Panie, jak mozesz tego nie wiedziec bedac rycerzem?
- hmm, stracilem pamiec po ostatniej bitwie i teraz bladze z kata w kat...
- pozwol wiec, ze wprowadze cie do tego swiata, sam jestem tu obcym rzuconym przez sztorm...

ta kraina nazywa sie Perisno i jest rok 386 po rozpadzie cesarstwa na kilka krolestw

elfy zajmuja zachodnia czesc, gesto zalesiona i pelna dziwow roznych, skrzatow i krasnoludow, ci ostatni maja swoje krolestwo ukryte gdzies w gorach Redwood, sa nacja dosc silna, acz trudno ich znalezc, glownie ich tarcze i topory na bazarach
Redwood walczy obecnie z Bluewood, buntownikami, ktorzy maja dosc krolow i ich sposobu rzadzenia, to tez elfy... elfy sa duza nacja i ich znaczenie w Perisno jest dosc znaczne, nie dosc ze okupuja caly zachod, wlacznie z tajemniczymi wyspami gdzie swoje bazy maja Niebiescy (Bluewood) rebelianci i dosc tajemnicze plemie o nazwie Aroulo Denka

jakies 50 lat temu grupa Hakkonow opuscila Stare Krolestwo Hakkon, gdzies na wyspach na wschod od Prisno, i wyruszyla na zachod, znalazla ta kraine i zalozyla republike zwana Tolrania
za nimi ruszyla grupa poscigowa Hakkonow... dzis to dwa rozne krolestwa Perisno, walczace ze soba od pieciu dekad
trzeba przyznac, ze kawaleria tolranska jest jedna z lepszych, natomiast legionisci hakkonscy nie maja sobie rownych w formacjach

- czlowieku, ty myslisz, ze jestem w stanie to wszystko zapamietac??? mam propozycje, przylacz sie do mnie, a ja jakos sie odwdziecze...
- mam 300 zlotych monet, to duzo?

- hehe, malo, tyle co na chleb i ser, ale...
- chleb i ser juz mam, wiec...

- we dwoch bedzie bezpieczniej odkrywac Perisno, dawaj to cienkie piwko...




ps. historyjka jest wytworem leniwej soboty, aczkolwiek bazuje na postaciach i histori gry pod nazwa Perisno, dodatku do gry firmy Teleworlds, oraz dodatku Floris (Artimeter)


[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 25-07-2015 14:04 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #2 Ocena: 0

2015-07-25 18:11:17 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

...skad skubaniec wiedzial o piwie? widocznie lokalna tradycja...

dotarlismy do lasu, droga wiodla jego skrajem, wiec teoretycznie wszystko bezpieczne, w razie czego w pole uciekamy i olac bagaze... rany, jak jakis imigrant

niestety, pech jak to pech zawsze wyskakuje znienacka, bandyci nas zaatakowali, a biedny Artimeter z palka pielgzymia... dalem mu luk i strzaly, ubogo, ale to wszystko co mialem przeciez...

do ataku!
samotnie pognalem na koniku, a kompan dzielnie probowal nadarzyc lapiac powietrze... zabilem dwoch, a konik jednego zanim i jego ubili, coz... bedzie kolacja i miecho na tydzien 8-)

poturbowani, ale zywi jakos dalismy rady dotrzec do miasta, bandyci byli na tyle hojni, ze bylismy w stanie zaplacic medykowi w Fornidor za szycie

elfie miasto, ktos by sie spodziewal strzelistych wiezyczek i kamiennych mostow nad wodospadami... mieszkaja prawie na drzewach albo bardziej dosadnie, w drzewach
ich miasto wyrasta, doslownie, w srodku lasu, otoczone symboliczna palisada, bardziej drzew jak kolkow i zamiast tradycyjnej fosy maja zapore z krzakow i drzew wlasnie... sprytne, bo to doskonale maskowanie przeciez

minelo kilka dni, zanim ruszylem 'cztery litery'... do zamku prosto, bo sluchy chodza, ze ksiezniczka Lilienthal tez bedzie, co za okazja, krolowa i jej corka w jednym miejscu (jak mnie Artimeter powiedzial to rzadkosc, bo ksiezniczka z tych wojowniczych jest)
a i okazja na uczte jest, w koncu elfy ruszaja na Tolarie, niemal polwiecznego wroga... jedyny ich problem, ze tam nie ma lasow w ilosci odpowiadajacej ich gustom...

wojna, panie, wojna... ceny zabijaja - 10k za zbroje i drugie tyle za helm... ufff
chyba pozostane przy rabowaniu zlodziei i dezerterow...

uff, walka we dwoch przeciwko calemu swiatu to nie jest dobry pomysl jednak... czas na jakis najemnikow :-]


[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 25-07-2015 18:38 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #3 Ocena: 0

2015-07-26 09:19:38 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

do zamku... predzej bym sie tam dostal zdobywajac go chyba...

w tawernie mozna duzo ciekawych rzeczy sie dowiedziec, wiec by dostac sie na uczte musialbym byc albo bardzo slawny, albo zaprzysiezonym krolowej - ani jedno, ani drugie narazie jest nieosiagalne dla mnie, co za szkoda

Artimeter jak dostal troche kasy, tak przepadl gdzies, mam nadzieje ze wytrzezwieje do rana, bo wyruszam do krolestwa zwanego Drachen, bardzo tajemniczej nacji przybylej gdzies z wysp na polnocy kilkadziesiat lat temu
chodza sluchy, ze jezdza na smokach albo gryfach... dobrze by miec choc jednego takiego w mojej kompanii
Drachenowie sa dobrymi kawarzystami, sam fakt iz w dwa pokolenia ustanowili sie trzecia sila w Perisno o czyms swiadczy

inna sprawa, ze potrzebuje zlota, duzo zlota a na targu uslyszalem, ze welna jest bardzo droga w Drachen, stolicy drachenow, wiec wyprzedalem sie ze zbednego zelastwa i kupilem dwa worki welny, a za ostatnie grosze jakas rachityczna kobyle co by je dzwigala, no i Artimetra

- hej, Panie!
- jak ty wygladasz Artimeter?
- nie ma czasu, musimy jak najszybciej stad uciekac...
- my???
- ech, poznalem calkiem mila bialoglowe, milo spedzalem z nia czas, tyle ze zapomniala mi powiedziec o mezu, ktory jest dosc wplywowym kupcem w miescie... tu juz raczej nie mamy czego szukac
- no coz i tak chcialem opuscic to miejsce, ale nie w taki sposob, dalej bierz ta szkape i spadamy zanim przyjdzie komus do glowy zamknac brame i poszukac ciebie...

nastepne kilka dni uplynelo dosc leniwie, ot kilka razy bylismy napadnieci... bandyci to czesto zbiegli chlopi, wiec uzbrojeni w kije glownie, czasem trafi sie jeden z mieczem, ale to bron tak zuzyta, ze niewarta uwagi

pewngo dnia natknelismy sie na niewielka polanke, bylo w niej cos nienaturalnego...
pierwszym co sie rzucilo w oczy, to bardzo uboga roslinnosc na srodku - takie miejsca zarastaja przeciez blyskawicznie, hmm
inna to cisza, a przeciez las nigdy nie jest cichy...
zaczelismy z Artimetrem przeszukiwac okolice i w pewnym momencie moj towarzysz krzyknal, ze cos znalaz
na pierszy rzut oka wygladalo to jak wielki pien dawno uschnietego drzewa, Artimeter wyjal noz i wbil go... uslyszalem cichy brzdek, to jednak nie grzewo a wielki kamien...
nastepne pol godziny spedzilismy na odkrywaniu nastepnych kolosow, okazalo sie ze staja tuz za linia drzew okalajacych polanke, Artimeter powiedzial, ze widzial juz takie kregi poprzednio, ale byly one na polach, w lesie po raz pierwszy je spotyka, podobno postawione przez cywilizacje przed cesarstwem Perisna, a wiec barrdzo wiekowe i dzis juz nikt nie pamieta do czego sluzyly...
postanowilismy przenocowac tu...

noc uplynela bardzo spokojnie, wychodzi na to, ze kamienie nie tylko tlumia dzwieki ale sa rowniez bariera dla zwierzat, dziwne toto
jeszcze dziwniejsze wydarzenia nastapily potem...
bladym switem, gdy mgly jeszcze nie opadly, a slonce ledwo wystawalo ponad horyzont, jakas postac sie zblizala, ciezko bylo rozpoznac czy to kobieta czy mezczyzna, wojownik czy wiesniak...

Artimeter zdarzyl szepnac ''amazonka'', gdy postac odezwala sie:
- co tu robicie, to niebezpieczne miejsce na nocleg
- wlasnie sie zbieramy...
- to dobrze, chodzcie ze mna

amazonka byla owinieta szczelnie dlugim plaszczem, wygladal jak z pior zrobiony, a moze faktycznie byl?

- mam na imie Pan a to jest Artimeter, moge poznac twoje imie pani?
- Aurora, ale teraz nie ma czasu, chodzcie

spojrzam sie na towarzysza, ten wzuszyl ramionami
- mamy inne wyjscie? i tak sie szwendamy od tygodnia po tym lesie, wiec to moze byc poczatek nowej przygody...

hehe, z Matrixem mi sie skojarzylo, wiec podozylmy za 'bialym kroliczkiem'...

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #4 Ocena: 0

2015-07-26 14:39:26 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

ten krag naprawde byl dziwny, odcinal od rzeczywistosci kompletnie...
moze cos w tym jest, ze sluzyl kontemplacji i 'ladowaniu baterii', bo nawet stara szkapa ruszala sie razniej

uszlismy moze kilkaset metrow jak poczulem swad dymu... oboz, ktorego na 100% wczoraj nie bylo, a moze to bylo przedwczoraj?
kilka metrow dalej ukazala sie calkiem wysoka zapora z plecionych galezi, takie cos nie powstaje w godzine, a bynajmniej nie przez jedna kobiete, tak wiec wdepnelismy w spore g....



oboz byl calkiem spory, pomiedzy drzewami rozwieszone byly plachty roznorakie, choc w podobnym maskujacym kolorze brunatnym
krecilo sie po nim ze 30-40 amazonek, a dokladnie jak poinformowal Artimeter, koczowniczek z plemienia Ankas...

no, ale reszta zgadza sie z amazonkami - faceci tylko do lozka albo do prac jako niewolnicy, dzieci plci meskiej sa zabijane w minucie urodzenia... hmm, to teraz gdzie trafimy, do haremu czy na pole?

no i pierwsze zaskoczenie... zaczalem wierzyc w gryfy conajmniej

- no co? w Tolranii maja wielkie wilki bojowe, a w Kaikoch nosorozce...
- a slonie gdzie?
- na pustyniach Sarranidu...
- nie wierze... zgaduje, ze krasnoludy na kozlach zasuwaja, hehe
- ano
- to te smoki tez sa prawdziwe?
- smokow nie widzialem, wiem ze Drahenowie uzywaja koni bojowych, ktore tylko oni hoduja, a w dodatku nie sprzedaja ich, to sa bestie trenowane by zabijac

rany, gdzie ja trafilem, toz tu kazdy moze cie zabic, w dodatku wychodzi na to, ze wszyscy sa lepszymi wojownikami odemnie... no tak, w tydzien czy dwa ciezko jest dorownac ludziom cwiczonym od dziecka, w dodatku przyzwyczajonym do tych wszystkich dziwow

nasza mila pogawedka zostala brutalnie przerwana przez warkniecie
- za mna

na jednym z koncow obozu (o ile mozna tak powiedziec o owalu, ze ma konce) stal dosc spory namiot w stylu wschodnim
rozchylone poly zapraszaly do srodka, a dodatkowe dzgniecie wlocznia w plecy zmotywowalo nas do wejscia...

na srodku plonelo male ognisko, bardziej do gotowania herbaty jak ogrzewania, co zastanawiajace, nie bylo slupa centralnego jak to jest w tego typu konstrukcjach... widac przywiazany byl do konara stojacego obok drzewa,
po prawej stronie od wejscia stala mala sofa rzymskiego kroju, ot lawa z podlokietnikiem, a na niej lezala... ksiezniczka???
zbroje miala dosc prosta, ponacinana jakimis szlaczkami, polpancerz dobrze podkreslajacy sylwetke oraz krotka spodniczke ze skorzanych pasow z nabity cwiekami...
- na kolana przed kapitan Celia

ach, to 'tylko' kapitan, ta juz jest apetyczna, ciekawe jak wyglada general?

- kim jestescie?

zanim zdazyle powiedziec slowo, Artimeter strzelil plackiem przed pania kapitan

- tylko wedrowcami, idziemy do Lille (pierwsze slysze) by sprzedac welne (nosz kurka, i tak by znalazly, ale po co wszystko od razu mowic?) i uzupelnic zapasy przed dalsza droga...

- macie szczescie, ze potrzebuje mezczyzn, jestesmy na patrolu i brakuje rak do pracy, inaczej byscie juz niezyli, zgloscie sie do Aurory, ona przydzieli wam prace, no ruszac sie, bo zmienie zdanie!

Aurora to ta co miala szczescie nas znalezc, moze z nia pojdzie lepiej?
znalezlismy ja pod wielka plachta z zakrwawiona siekiera w dloni...
- Celia nas przyslala...
- tak wiem, prosilam o to
- pocwiartujcie tego jelenia i za mna

jak ktos mysli, ze latwo to zrobic z dziczyzna, to sie myli - mieso jest zylaste i twarde, miesnie ogromne, cale szczescie swieze bylo, inaczej mozna byloby sobie rabac do woli

zapakowalismy do dwoch koszy i ruszylismy za nasza przewodniczka na skraj obozu... pisalem, ze zaczalem wierzyc w smoki i gryfy?
Ankas uzywaly wielkich tygrysow a'la syberyjskich w umaszczeniu, dosc krokie ogony i wystajace zeby przypominaly o bliskim pokrewienstwie do paleolitycznych tygrysow szablozebych...

niech mnie bogi stad zabieraja!!!


dni poplynely strumieniem potu i odciskow, oprocz nas bbylo jeszcze kilku mezczyzn - kilu Tolrian, dwoch rycerzy zakonu Orla i jeden kaplan demonow - ci ostatni walczyli ze soba, bo zakon Orla powstal tylko po to, by walczyc z kaplanami Demona

cicho Artimeter, wiem, napisze o religii...

religia w Perisno jest jeszcze bardziej zwariowana niz w naszym swiecie, dwie najwieksze religie to Starzy bogowie i Nowi, roznia sie podejsciem do swiata, ci pierwsi preferuja sile i brutalnosc, podczas gdy drudzy nauke i handel
sa jeszcze pielgrzymi Perisno, ktorzy wierza w starego cesarza jak w Haile Silasje (nota bene, jedno z lepszych kawalerzystow, ale trening trwa latami)
zakon Demona wierzy oczywiscie w Starych bogow, rycerze Orla w Nowych, przy czym zatracili pierwotny cel i teraz rabuja podobnie do Demonow, sa rownie niebezpieczni co oni...

Aurora okazala sie byc calkiem inteligentna mloda osobka, w dodatku ciekawa swiata, wiec spedzal sporo czasu z Artimetrem na rozmowach, cwaniaczek sie ustawil, ale to dobrze, bo zaczynam myslec o ucieczce, co nie jest takie proste

o ile z samego obozu wydostac sie jest dosc latwo, o tyle pozniej problem rosnie - w obozie jest tylko polowa patrolu, reszta patroluje okolice i zdobywa miecho dla kotow, poza tym same kotki sa niebezpieczniejsze od psow, za zwierzyna na drzewo potrafia wlezc, Aurora chyba wie co mowi...

przez dwa tygodnie zdolalismy wybudowac prawie twierdze, zastanawialem sie dlaczego patrol buduje cos takiego, skoro ma byc w ruchu... tajemnica sie wyjasnila calkiem szybko - otoz wiekszosc to tygrysice, niemniej posiadaja kilka osobnikow plci meskiej (widac brakuje im babek) i te dostaja szalu podczas rui lub miesiaczki jezdzca, wiec musza miec lokalna baze dla tych co jezdzic nie moga...

- Panie, zbliza sie jakies ich swieto, ktorego malo kto widzial
podniecony Artimeter krzyknal, juz widze jak przebiera nogami by zobaczyc...

- pewnie dlatego, ze malo ktory facet je przezywa - dodala Aurora
- upss, bedziesz w nim uczestniczyc, ale malo co zobaczysz z twarza wcisnieta w ziemie - otrzezwilem go nieco
- ciesz sie jak nie bedziez mogl go zobaczyc, niewolnicy sa dopuszczeni wylacznie dla ofiary czerwonego orla...
- czerwony orzel, co to jest, nie slyszalem o takiej torturze, Panie?
- rzymianie ja stosowali - przecina sie mostek i otwiera zebra na zewnatrz...

cisza, ktora nastapila swiadczyla, ze trafilem...

- ile mamy czasu do swieta? zapytalem Aurore
- kilka dni, jak bedzie przesilenie ksiezyca

to mamy czerwiec, jak milo wiedziec...

czas pomyslec o ucieczce, ryzyko losowania jest zbyt wielkie, bo nie ma nas wielu chlopa

- Artimeter, sluchaj, musimy zrobic tak...






Artimeter zabral sie do roboty, czyli obrabiania naszej slodkiej strazniczki Aurory, a ja zapoznalem sie z Celia... jedyna dobra informacja bylo to, ze ma nowego tygrysa i dopiero sie z min oswaja... hmm, musze znalezc tego tygrysa, w koncu codziennie je karmie i daje im wode

zostaly dwa dni do ceremonii... dzien na przygotowania i noc na ucieczke

jakim cudem Artimeter przekonal Aurore do pomocy, nie wiem, ale zgodzila sie osiodlac dla nas dwa tygrysy, zaczynam lubic ta dziewczyne...

a'propos amazonek, te akurat nie obcinaly sobie piersi i byly w kazdym kolorze i odcieniu, hehe

pol dnia krecilem sie pod namiotem kapitanskim, jako ze tam wlasnie sa lupy przechowywane... udalo mi sie ukrasc dwa miecze i luki z kompletem strzal, nie jest zle... noze i toporki wezmiemy z rzezni, gorzej to teraz ukryc to do wieczora, dzis jest ta noc i ruszamy w nieznane...






potezne traby rozbrzmialy... co jest?
- wzywaja pewnie patrole na swieto
- czyli mamy pare godzin jedynie, przed switem ruszamy Artimeter, Aurora, dalej mozemy liczyc na twoja pomoc?
- macie niewiele czasu, przez cala noc i dzien beda sie zjezdzac siostry Ankar, musicie byc bardzo ostrozni poruszajac sie w przeciwna strone, w dodatku na kradzionych tygrysach...


- nie afiszuj sie z mieczem przed Aurora, Artimeter... siekierke tez schowaj, namow ja na eskortowanie nas kilka mil, zobaczymy co potem...

[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 26-07-2015 15:30 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #5 Ocena: 0

2015-07-26 22:59:06 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

ten skubaniec z Konstantynopola, to ma jednak szczescie, nie dosc ze wyrwal niezla panienke, to jeszcze ja zaczarowal...

zgodzila sie na kilka mil, a tu bladym switem wciaz z nami, chyba nastolatka zbuntowana, ale z Artimetrem???

tygrysy okazaly sie dosc latwe w kierowaniu, cale szczescie ze nas znaly od kilku tygodni, inaczej skonczylibysmy w ich zoladku...

jedyny problem, to utrzymac je w ryzach, ciagle proboja gonic kroliki!?

dotarlismy do skraju lasu.. czyzby Tolrania?

- widac stepy Tolradii panie, teraz juz z gorki powinno pojsc...

juz widze to z gorki, dwoch kolesi i panienka na tygrysach... to jak Jerome i jego lodka pelna dzentelmenow z psem, albo jednym biedaczkiem w strumieniu pelnym piranii, hehe

Artimeter, zgodnie z zalozeniami, ulotnil sie z panienka w ciemna noc, a ja zostalem sam krzesajac iskry...



wykopyrknalem sie.. co za slowo!
nie wiem, czy to kaszubskie, czy inne slowko, ale wykopyrtnac sie brzmi znacznie lepiej niz zaliczyc glebe...

kotek oszalal i wystrzelilem z siodla jak strzala z luku prosto w ziemie!!!

moze wilki beda lepsze...

[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 26-07-2015 23:20 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #6 Ocena: 0

2015-07-27 19:19:19 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

...nie zapialem pasow, powaznie!
jazda na tygrysie rozni sie od jazdy na koniu, wiec Ankas uzywaja pasow, ktorymi przywiazuja sie do kotka, jedyny problem, gdy kotek padnie w bitwie, to jezdziec wraz z nim...

gdzie ten Artimeter? trzeba pomyslec co dalej, a skubaniec wydaje sie byc mocno zaznajomiony z tutejszymi relacjami, koneksjami i topologia krainy

sa... spotkanie okazalo sie byc pozegnalnym, Aurora zdecydowala sie wrocic do obozu, zabierze przy okazji tygrysy - dla nas nie przydatne, a uwage zwracaja, jak narazie idzie dobrze, moze az za dobrze?

ech, i znowu bez groszaprzy duszy i na piechote, moja piekna zbroja zostala w namiocie Celii, wygladam jak zebrak
jedyne szczescie w nieszczesciu, ze Ankas sa klanem rozbojniczym, wiec nie moga nas oglosic zbieglymi niewolnikami, jak to robia tutejsi panowie, wtedy kazdy moglby nas zabic bez konsekwencji, ba, jeszcze nagrode by pewnie dostal...

znowu sami (homo nie jestem, zapewniam) i na pustym stepie - Tolrania jest teoretycznie wyzyna, ale z rzadka porosnieta lasami, dominuja pola i laki na ktorych mozna wypasac konie i bydlo, bo tym glownie zajmuje sie tolranie, sa zreszta doskonalymi jezdzcami i lucznikami

pomaszerowalismy przed siebie, w kierunku niskich wzgorz majaczacych sie na horyzoncie, slonce dopiero co wstalo i trawy nie zdazyly jeszcze wyschnac po porannej mgle...

nie uszlismy daleko jak stanowcze 'stop' zamienilo nas w slupy soli
- co tu robicie?
- do miasta panie idziem... rzecze Artimeter
- do jakiego?
- do Lille
- to chyba kierunki pomyliscie, poza tym nie jescie aby niewolnikami zbieglymi?
- jak bysmy byli, to nie szlibysmy do miasta, no nie? wycedzilem...
- nie wygladacie na efly...
- bo, jestesmy ludzni, to chyba widac... panie

cos musialo byc w moim glosie, albo to akcent, w kazdym razie sierzant (na oko, bo mial ze 12 konnych) zmienil ton...

- jestesmy na patrolu i szukamy Ankas, ktore gdzie w poblizu rozlozyly sie obozem...

no niezle, terasz zdradzic Aurore czy zaliczyc punkty u miejscowego lorda, a moze i jakas kaske???

spojrzalem sie na Artimetra, wydawalo mi sie ze puscil mi oczko!

- prawda jest taka, panie kapitanie (sierzant sie zarumienil, wiec dopiero aplikuje), ze jestesmy kupcami z Drachem i zostalismy ograbieni w drodze do Lille, zostawieni w srodku lasu zgubilismy droge i tak teraz bladzimy z lekka

skubany Artimeter, ma leb na karku, zapodal gladka historyjke nawet pasujaca do wydarzen... zdolny klamca, czy i mnie oklamal?

- 3 mile, u stop tamtych wzgorz jest wioska, stamtad wiedzie droga do Ash, w miescie powinniscie latwo znalezc droge do Lille...
- dziekuje panie

- oi! powiedzcie dobre slowo o sierzancie Stilo w Ash...

ha, podwojne trafienie, nie dosc ze sierzant, to aplikuje jeszcze :)

- aye, aye sir!

ale fart... zaczalem sie zastanawiac kim jest Artimeter - gosc wydaje sie wiedziec wszystko na temat Perisno, a jednoczesnie deklaruje sie byc rozbitkiem od niedawna... lepiej chyba go miec po swojej stronie jak za przeciwnika


zgodnie ze wskazowka dotarlismy do malej wioski, moze kilkanascie domkow skupionych wokol dosc sporego placu i otoczonych dosc prymitywna palisada, wokol ktorej lezaly skromne poletka z kapusta i zytem
wzgorza okazaly sie wcale nie takimi malymi, w typie morenowym, czyli strome acz niewysokie, porosniete z rzadka drzewami wiecej krzakolcow bylo, a przynajmniej tak sie wydawalo z daleka

domki staly niemal w idealnym okregu, stykajac sie dachami ze strzechy, tworzyly wrazenie schodow polozonych w poziomie

na srodku placu byl wielki piec pod skromnym zadaszeniem, wygladalo to jak karczma pod golym niebem... to tu nigdy nie pada???
cos nie tak z fizyka, jakoze polozenie wioski i wzgorza powinny wytwarzac raczej deszcz jak susze...

starszy wioski okazal sie byc calkiem mlodym, wiec szybko sie dogadali z Artimetrem, a jakze (co za szczscie mnie kopnelo, facet zaczyna kierowac moim losem, sic!)

nawet nie byl zdziwiony bajeczka o kupcach i liczac chyba na wynagrodzenie zaproponowal uczte... ciezko odmowic po tygodniach na chlebie i wodzie u Ankas

uczta zapowiadala sie w karczmie i juz widzialem jakiegos barana nadzianego na rozen, a tu kurczaki wjechaly... no nic, dobre i to, choc kur nie widzialem, wybili wszystkie? to niemozliwe przeciez...

wjechaly napoje... przestalem sie dziwic tym zytnim poletkom, bimber niezly pedzili, zaintersowany technologia zapytalem sie jak pedza... tajemnica!
co za matoly, akurat ta technologie mam w malym pacu, hehe

te 30% jednak dziala po kilkutygodniowym detoksie, a przeciez moge im pokazac jak robic 70% bez zmiany narzedzi... zieeeeew

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #7 Ocena: 0

2015-08-05 15:02:59 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

zyje... ale co to za zycie na poteznym kacu, w dodatku posmak szmaty pozostal

nasz przemily gospodarz wystawil dosc wysoki rachunek, a ze nie mielismy wystarczajaco duzo kasy, to zaprosil nas do zapoznania sie z lopata i jego polem, kilka dni nie powinno zrobic nam roznicy...

na do widzenia, powiedzial zebysmy pogadali z szynkarzami miejskimi, oni zawsze maja jakas robote.
ruszylismy w kierunku Lille dosc dobrze utrzymana polna droga, snujaca sie leniwie miedzy niewielkimi pagorkami i hektarami lak, az dziwne ze nikt tu chocby koni nie wypasa

Artimeter wyjasnil, ze cala ziemia nalezy do krola i jedynie jak sceduje kawalek lordowi, to ten moze dalej przekazac swoim chlopom i ci jedynie ja moga uprawiac
troche lepiej sytuacja wyglada w miastach, gdyz tam mozna kupic kawalek ziemi pod miastem w wydzierzawic, np. pod warsztat czy co tam innego

stanelismy na malym wzniesieniu skad rozciagal sie widok na Lille, w przeciwienstwie do Fornionu, to miasto bylo kamienne i chyba to nie elfy je zbudowaly, wygladalo na wytwor poprzedniej cywilizacji z wysokimi basztami i czerwonymi czubami kamieniczek

w oddali skrzylo sie zielone morze, co dziwne zupelnie puste, znaczy nawet lodzi rybackich nie bylo, a pogoda byla przednia... dziwne, by tak wielkie miasta, w dodatku polozone niedaleko morza (jakies 2 mile) nie mialo portu ani statkow

zeszlismy w dol, straznicy pod brama miejska patrzyli sie lekko podejrzliwie, ale zapewne to ich praca
bez wiekszych przeszkod znalezlismy karczme, wyglada dosc podle i miala cudaczna nazwe: pod okrutnym ropuchem, ktos mial wizje... hehe

w srodku pod niskim stropem na ktorym wisialo roznorakie ptactwo i peci kielbasy siedzialo kilku klientow, wygladali na stalych bywalcow tego miejsca

- witajcie gospodarzu
- a czego chcecie?
- a, roboty jakiejs...
- aaa, lowcy glow czy straznicy karawan?
- tego jeszcze nie wiem
- acha, no to mam jednego dezertera do odszukania i zabicia...
- jak zabicia, moze wystarczy go zlapac i dostarczyc do miasta?
- zlecenie jest na zabicie, dowodca gwardii placi 300 monet
- mistrz gildii kupieckiej szuka chetnych do karawany idacej do Drahem, tu placi 50 tygodniowo, ale musicie miec wlasne konie i uzbrojenie
- niejaki Stormcloak placi 800 za wytropienie bandy rabusiow, ktorzy porwali jego brata, widocznie okup byl za wysoki wtracil karczmarz
- mam...
- ok, wystarczy juz, kiedy karawana rusza?
- jakos w przyszlym tygodniu, o szczegoly pytajcie mistrza

spojrzalem sie na Artimetra... nie stac nas na czekanie do przyszlego tygodnia, nawet w tak podlym miejscu jak ''Okrutny ropuch'', jeszcze w zyciu nikogo nie zabilem a banda wydaje sie byc lekko za duzym zadaniem jak dla dwoch ludzi, wiec...

- dawaj tego dezertera...

wychodzi na to, ze w Perisno nie maja problemow z zabijaniem, ani z przeludnieniem

dowodca strazy palacowej okazal sie lekko starzejacym i korpulentym pol-elfem, choc mial szpiczaste uszy, to niemale brzuszysko zdradzalo iz ktores z rodzicow bylo czlowiekiem
nikt jeszcze nie widzial grubego elfa...

- dezerter imieniem Arend uciekl ze sluzby przy okazji zabijajac innego straznika, wiec nagroda jest wysoka, ale trzeba go zlikwidowac, im szybciej tym lepiej, nie moge pozwolic by inny kretyn poszedl w jego slady i pozostal bezkarny
- powinien byc w swojej wiosce rodzinnej jakies 20 mil na wschod od Lille, wioska nazywa sie Lesbere, powodzenia!

coz, nic dodac, nic ujac

tymczasem zrobilo sie pozne popoludnie i wrocilismy do Ropucha by wynajac jakies pokoje, gospodarz nawet sie ucieszyl na nasz widok i ostro sie targowal z cena...
Artimeter swoim zwyczajem poszedl 'na miasto', wiec i ja ruszylem je pozwiedzac.

samo miasto nie bylo jakies szczegolnie wielkie, moze z 10 tysiecy mieszkancow mialo?
widac bylo, ze zadbane, swiezo naprawione mury, czesc uzupelniona ceglami, widac bylo, ze to nie elfie miasto, musieli je zdobyc sila

bylo juz prawie ciemno, ulice rozswietlaly tu i owdzie wetkniete pochodnie, gdy dotarlem do dzielnicy, ktora kiedys mogla byc portowa
stare walace sie domki i zbutwiale slupy do suszenia sieci mowily wszystko - tu nikt ryb nie lowi w morzu!
samotna pochodnia oswietlala wejscie do przykurczonego staroscia malego drewnianego domku...

- witajcie, gromko wrzasnalem u progu
- nie mam pieniedzy, wiec mozesz juz isc
- nie chce pieniedzy ale informacji, co tu sie stalo? pytam sie, dalej nie widzac gospodarza, ktory kryl sie w polroku malutkiej izby
- musisz byc obcym, zeby nie wiedziec ze elfy panicznie boja sie morza, a wiekszosc w miescie to pol-elfy, wiec nie ma juz komu wyplywac...

teraz zrozumialem czemu Artimeter nie moze znalezc wyjscia z tej krainy - Perisno bylo wielkim polwyspem, ktorego podstawe stanowila nieprzebyta pustynia na poludniu

zerwalem sie bladym switem, wykopalem zaspanego Artimetra z lozka i lu! na konia, mamy 20 mil w jedna strone a chcialbym wrocic na wieczor do lozka a nie spac na trawie

i tym razem moj kompan mnie nie zawiodl, ledwo znikl jak juz byl z powrotem i mial dobre wiesci, ten idiota dezerter dalej nosil miecz i luk, wiec latwo bedzie go namierzyc... no i byl tylko czlowiekiem

wiedziec trzeba, ze elfy sa wyzsze i silniejsze od ludzi, w dodatku sa doskonalymi lucznikami, potrafia zabic wroga strzala zanim ten dobedzie miecza

jesli nastepne 'zlecenia' pojda tak gladko, to jeszcze sie przyzwyczaje i zostane cholernym zabojca, choc najgorsze jest czekanie... znaczy mozna i bez czekania, czyli obciac glowe, ale mnie to jakos nie przekonuje i wole poczekac az sie wykrwawi, podobniez lzejsza smierc...

czas sie zwijac z wioski, bo mieszkancy zaczynaja poburkiwac, przyjaciol to chyba nie bedziemy tu miec

bez klopotow dotarlismy wczesnym wieczorem do miasta i od razu skierowalismy sie po nagrode - 300 monet milo brzeczy w sakwie, mozna pomyslec o jakiejs rozrywce...

dni poplynely w zasadzie rutynowo - rankiem wyprawa na 'polowanie', wieczorem impreza w Ropuchu, gdzie calkiem juz nas polubili, szczegolnie wlasciciel, ktoremu zyski podskoczyly zapewne

ktoregos wieczora siedzialem samotnie w kacie i zapijalem kolejne zlecenie... zadziwiajece jak wiele krwi sika z przecietej tetnicy i jak bardzo wkurzajace jest pozniejsze czysczenie zbroi - chyba tylko w grach wirtualnych zbroje sie nie niszcza, w rzeczywistosci nawet rdzewieja bez codziennego natluszczania i czyszczenia, co pochlania mnostwo czasu i energii, no ale, bez niej bylbym juz trupem...

ach, no tak siedzialem i probowalem sie zrelaksowac... ach, brakuje mi jakiegos zespolu i malego jamiku, niestety tu byli tylko bardzi i to wystepujacy przed krolami i lordami, a nie w mordowni pod okrutnym ropuchem

nagla cisza wyrwala mnie z zadumy, do izby wszedl... samuraj, nosz!
widac nie tylko mnie zatkalo, bo reszcie doslownie szczeki opadly

ubrany w czarna zbroje, ktora mienila sie kolorami niczym zrobiona z chityny, dosc dluga 'spodniczke' ze skorzanych pasow nabijanych cwiekami a calosci dopelnial helm z sloncem na czole... bardziej wyobazeniem slonca, bo byly to dwa jakby zlote skrzydla, ktorych ostre konce niemalze sie stykaly u gory a po srodku sterczal maly pioropusz smiesznie fikajacy przy poruszaniu glowa

obcy rozejrzal sie po sali i stanowczym krokiem podszedl do lady...

- vod-ka! zarzadal
- won!

wydawalo mi sie, ze widze jak drzenie przebieglo po jego ciele, spod maski wygladaly tylko czarne oczy, wyobrazam sobie jak sie wkurzyl...
niemal widzialem jak siega po kabuto na plecach, wielki dwureczny miecz straznikow cesarza, byl zreszta obwieszony bronia, katana i krotki miecz byly na swom tradycyjnym miejscu, mala metalowa (jak sie zdaje) tarcza przytroczona do plecow wydawala sie bardziej wizualnym dodatkiem jak rzeczywista ochrona, nie wiem czy w ogole byla zdejmowalna?

- Roger, mowie do barmana,
- daj mu co chce i niech spada...

czarna maska odwrocila sie w moja strone
- fuck off

...uslyszalem najczystsza angielszczyzna, wow, co kraina gdzie wszytko moze sie zdarzyc

- as you wish... odwrocilem sie na piecie

- wybacz panie, ale czy mowisz jezykiem Jin?
- nie, po angielsku, ale wychodzi na to ze to ten sam jezyk...
- od dwoch dni jestem w tym miescie, z ledwoscia wynajalem pokoj, ale warunkiem jest tylko spanie tam, wiec chodze od karczmy do karczmy i wszedzie to samo slysze: won!
- tam jest moj stolik, zaraz przyjde pogadam tylko w barmanem...

- Roger, daj no cos do zarcia i mala barylke wodki dla goscia, dla mnie piwo jak zwykle...
- oi! rusz ze sie!

kolesiowi szczeka widocznie drugi raz stuknela, jak uslyszal ze mowie jezykiem obcego, hehe

- nazywam sie Li Shin i jestem poslancem cesarza Jin i przybylem was ostrzec przed inwazja...

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #8 Ocena: 0

2015-08-05 17:33:30 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

- ...inwazja!? kto, gdzie i kiedy? szybko rzucilem
- pozwol, ze opowiem ci historie, napewno cie nie wzruszy...

- pochodze z cesartwa Jin, jak mowilem wczesniej, lezy ono na wyspach daleko na polnoc od Perisno (czyzby Japonia?) i wlasnie trwa tam wojna domowa
- cesarz Jin wyslal mnie tutaj by ostrzec krolestwo przed niebezpieczenstwem inwazji buntownikow prowadzonych przez jego kuzyna Zann
Zann byl (a w zasadzie dalej jest) generalem armii Jin, jego ambicje przerosly stanowisko i postanowil zamienic sie z cesarzem miejscami... efekt, od 5 lat nieustanna wojna
jakies dwa lata wstecz cesarz zaczal brac gore nad kuzynem, a ten nie majac gdzie sie schowac postanowil uciekac z wysp Jin, jego szpiedzy doniesli o Perisno, jako latwej do podbicia a i bogatej krainie na poludniu...

nie wiem kiedy, ale wkrotce general Zann, albo imperator, jak kaze sie teraz nazywac, wysle pierwsza fale wojownikow, zapewne 4-5 tysiecy celem podbicia miasta lub zamku i przygotowania zaplecza dla imperatora... juz maja maly oboz warowny w Maccawii na polnocy

- ty tak na powaznie?
- jak najbardziej, najgorsze ze wszyscy wlasnie mnie tak odbieraja - nie dosc, ze obcy, to jeszcze jakies bajki opowiada...

frustracja az bila z tego zolnierza, dostal misje ktorej wypelnic nie moze

- sluchaj Li, ide do Drachem, moze tam cie wysluchaja, sami sa w dokladnie takiej samej sytuacji, bo podbili ziemie stosunkowo niedawno...
- bylem tam, kaizer nawet do zamku mnie nie wpuscil, kazal przyjsc z bardami, by cieszyc sie bujdami

- coz, nie pomoge ci w dostaniu sie do krolewskiego ucha, ale jesli dolaczysz do mojej kompani, to moze uda sie zwrocic czyjas uwage...

- ty nie rozmiesz jednego Pan, Zann wysle na poczatku tylko 5 tysiecy doskonale wyszkolonych wojownikow, ktorzy maja zupelnie inna technike walki oraz taktyke, potem nadejdzie druga fala, jakies 50 tysiecy...
- ile??? nie wiem czy wszystkie krolestwa Perisno maja tylu zolnierzy...

- Zann dysponuje (dysponowal, bo moje informacje sa sprzed roku niemalze) okolo stoma tysiacami zolnierzy, plus ich rodziny, dziwki i co tam sie wlecze zwykle za armia, cesarz z kolei ma 150 tysiecy i nie musi brac calego zaplecza, to jego kraj w koncu i bierze co chce i kiedy chce...

- 5 tysiecy, to bedzie z kilkunastu generalow pewnie?
- okolo 20, kazdy po 250-300 zolnierzy... plus tych, ktorych zaciagnie tu
- to calkiem dobra strategia, bo generalowie poruszaja sie w grupach po 4-5, co daje im ok. 1000 zolnierzy - wystarczy, by pokonac lokalnego lorda, a moze i samego krola...
- ta ilosc ludzi wystarczy rowniez na wybudowanie osady lub malej warowni, jesli nie zdobeda zadnej

jesli Li mowi prawde, to Perisno czeka zaklada w najblizszej przyszlosci...

elfy ida na wojne z tolrianami, drachemowie walcza pratkycznie ze wszystkimi by utrzymac terytorium, nie ma szans na jakikolwiek pokoj, a tym bardziej sojusz, bez ktorego nie pokonaja Zanna

wojna, wszedzie wojna...

[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 05-08-2015 17:35 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #9 Ocena: 0

2015-08-07 15:30:29 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

kilka dni pozniej dolaczylsmy do karawany w charakterze ochrony, Li zdecydowal sie na podroz z nami, wiec bedzie sporo czasu na rozmowy, bo przed nami dwa tygodnie wedrowki w tempie slimaka.

spora czesc kawarany stanowily muly i kuce, ktore mogly isc caly dzien, ale powoli...
dni plynely dosc monotonnie i rytunowo: bladym switem pobudka i w droge, kolo poludnia gdy skwar byl najwiekszy przystanek w jakiejs wiosce i dalej w droge
za dnia to nudzilsmy sie jak mopsy, za to noca trzeba bylo miec oczy otwarte, bo rozni probowali okrasc naszego pracodawce, wlacznie ze straznikami

nocne obozowisko bylo robione na modle wschodnia, czyli wielkie ognicho na srodku wokol ktorego ustawiano prowizoryczne namioty a za mini zwierzeta i kupy chrustu lub galezi - sluzyly nie tyle ochronia, co ostrzeganiu - zwierze czy rabus musieli narobic troche halasu przy ich pokonywaniu...

ktoregos wieczora, leniwie popijalismy calkiem niezly miod, gdy dobiegl nas ostrzegawczy gwizd straznika, ktos lub cos nadchodzi
z polmroku wylonil sie wysoki i poteznie zbudowany chlopak, moze mial 18 lat, nie wiecej bynajmniej
byl zbudowany jak Conan conajmniej, ubrany w gruba kolczuge i stozkowaty helm wygladal jak wiking prawie. wizerunku dopelniala okragla tarcza na plecach i ogromny dwureczny topor wojenny, bardziej przypominal bardysz na krotkim drzewcu o polkziezycowatym ostrzu

- szukam Pana
- jakiego pana, pytam sie
- tego co ma kompanie...
- nie ma tu takiego

usmiechnal sie prawie z duma

- jest, widze tego czarnego obcego, wiec i on musi tu byc
- a co chcesz od Pana?
- to juz sprawa miedzy mna a nim, ty jestes Pan?
- moze, a o co chodzi?
- chce sie przylaczyc do druzyny

zatkalo mnie...

- po co?
- no jak po co? dla slawy i pieniedzy!
- nie mam ani jednego, ani drugiego..
- alez caly Redwood mowi o Panu co uciekl Ankasom na ich wlasnych tygrysach!

no to ladnie!

- nawet wyznaczyly nagrode za wasze glowy...

no pieknie! ciekawe co z Aurora, ale to chyba bardziej Artimetra problem niz moj, no nie?

- a ile sobie zyczysz za swoje towarzystwo?
lekko sie speszyl...

- nie wiem Panie, 20 nie bedzie za duzo?

w mysli szybko podliczylem: Artimetr i Li po 50, ten...

- chyba zapomnialem zapytac jak masz na imie?

zaczerwienil sie i baknal:

- Eryk
- cos nie tak z tym imieniem?
- pochodze z Valhiru i tradycja jest, ze chlopaki po inicjacji w wieku 16 lat ida w swiat zdobywac imie, jak Eryk Sinozebny na ten przyklad... ja jeszcze nie mam drugiego imienia

- to ile masz lat?
- 17 koncze, ale jesli sie boisz, ze nie umiem zabijac, to nie musisz. pierwszego czlowieka zabilem na inicjacji...

ok, sobie mysle - 120 tygodniowo dla nich trzech nie jest zle, bo od szefa karawany dostaje 300, bede musial 100 wiecej poprosic dla Eryka, czyli bedzie mi zostawalo 180 plus moja wyplata... damy jakos rade przez tydzien w Drachem


bylismy juz w krolestwie Drahem, droga biegnaca do tej pory w wiekszosci lasami zaczela sie wyprostowywac, stanelismy u przedpola wielkiej rowniny, gdzie zamiast drzew z rzadka wyrastaly niewielkie skalki, niczym gory lodowe na Atlantyku

zatrzymalismy sie na noc przy niewielkim chrusniaku otoczonym mlodymi drzewkami i cos mnie tknelo...

- kapitanie, mowie do szefa straznikow (w tym mojego)
- wkraczamy na rowniny, moze nie bylby to glupi pomysl rano wyslac kilku konnych na maly zwiad przed wyruszeniem w droge? nie zajmnie to duzo czasu a bedziemy pewni bezpieczenstwa...
- do tej pory tego nie robilismy, wiec po co?
- do tej pory szlismy wsrod lasow, wiec byloby bezsensem wysylac ludzi na przod, bo kazdy mogl ich ustrzelic zza drzewa, teraz jest troche inaczej...
- widziales te skalki? za nimi moze sie ukryc kilkunastu ludzi...
- ech, upierdliwy jestes, ale niech ci bedzie, posle rano trzech ludzi by sprawdzili te skalki
- dziekuje


tuz przed switem obudzil mnie Eryk, ktory poszedl sie modlic do wstajacego slonca, jako pana zycia i smierci...

poszedlem wiec do dowodcy po zgode na patrol, dosc niechetnie burknal rozkaz

ruszylismy we trzech, Eryk zostal, jakoze konia nie mial

najblizsza skalka lezala tuz przy trakcie i idealnie nadawala sie na zasadzke - miala jakies 4-5 metrow wysokosci i kilkanascie srednicy, wierzch byl zaokraglony mileniami deszczu...

- dobra, Li jedziesz droga i w razie czego...
- w razie czego to uslyszycie szczek broni
- nie, w razie czego zawracaj do obozu i ostrzez ich, ja z Artimetrem pojedzieny 'od tylu'

to cos co kopalo mnie wczoraj, teraz zaczelo sie dobijac, nigdy nie wierzylem w intuicje i takie tam inne bujdy, ale teraz nie dalo sie od tego uwolnic - ciezkie uczucie, ze cos sie zbliza, cos zlego i groznego...

cichy brzek zatrzymal nas w miejscu, natychmiast zsiedlismy z koni i przyklejeni do skaly zaczelismy ja okrazac

o cholera, 10... 11... 12 zolnierzy, wygladaja na dezerterow z roznych armi, co gorsza wszyscy na koniach bojowych i gotowi do walki, w dodatku weterani jak sie zdaje...

gdzie jest Li? powinien byc na drodze, w dodatku widoczny, a oni powinni go atakowac, dzieki czemu mielibysmy szanse na wybicie kilku zanim dotarliby do karawany... reszta zajeliby sie straznicy

szybko wycofalismy sie i ruszylismy do obozowiska, trzeba cos wymyslec, bo rozniosa nas na strzepy
tu musze dodac, ze choc straznikow bylo czterdziestu kilku (wlacznie z nami czterema), to wiekszosc byla uzbrojona w luki lub wlocznie i grube skorzane kaftany, dobre dla straznika miejskiego, gdzie czesciej noz w uzyciu jak miecz.

szybko, szybko! trzeba wymyslec jakas obrone przed atakiem, bo wydaje sie ze ich taktyka bedzie frontalny atak, czyli kupa mosci panowie, kupa!

Wallace! jak to dobrze, ze ogladalem film :)

- kapitanie! krzyknalem wyhamowujac konia tuz przed nosem dowodcy
- zasadzka! 12 dezerterow szykuje sie do ataku, co robimy?

szef wyraznie pobladl

- rozniosa nas, nosz rozniosa! jesli konni zaatakuja ich teraz mamy szanse na spowolnienie szarzy i moze lucznicy wybija ich kilku...
- nie, mam lepszy pomysl - kaz sciac kilkanascie drzewek i zaostrzyc czubki, przyjmiemy szarze na klate, usmiechnalem sie

spojrzal sie na mnie zdumiony a po chwili i na jego twarzy zawitala namiastka usmiechu

- wielkie dzidy! ale przeciez wyhamuja albo okraza je jak tylko je zobacza
- nie, jesli podniesiemy je w ostatniej chwili, kaz do kazdej przywiazac dluga line, by ludzie je podnoszacy nie byli narazeni, a wystarczy je uniesc metr nad ziemie... jak nie przebije klatki konia, to napewno rozora jego brzuch

kapian rzucil rozkazy, a ja zaczalem ustawiac ludzi - na front poszli lancierzy i halabardzisci, ktorzy mieli za zadanie 'operowac' palikami, za mimi wszelakich z mieczami, toporkami czy krotkimi dzidami, z tylu lucznikow, ktorzy mieli za zadanie wybic tych, co sie przebija...

tentet dodal nam skrzydel, okazalo sie ze to Li - owszem, byl na drodze, ale zauwazyl ich pierwszy i sie cofnal, okrazyl skale z drugiej strony liczac, ze nas spotka, niestety, bylismy wtedy w drodze od karawany
potwierdzil tylko nasze wiesci - 12 ciezko uzbrojonych bandytow szykuje sie do ataku
dodal jedynie, ze to chyba piechurzy na koniach, bo ich miecze sa za krotkie na konnice...
moze pokrotce wyjasnie roznice: otoz miecz piechoty jest stosunkowo krotki i z regoly jednoreczny, jakoze w drugiej rece trzymana jest tarcza, konnica musi miec dluzse nieco, by komfortowo scinac glowy piechurom, inne jest rowniez wybalansowanie ostrza - piechurzy maja srodek ciezkosci umieszczony blisko rekojesci, bo glownie operuja w tlumie, kawaleria natomiast ma go na koncu ostrza, bo to nadaje wieksza sile przy zsumowaniu pedu konia i zamachu jezdzca...


- poddajcie sie a ocalicie zycie!

stlumiony rechot dopiegl zza plecow, jak sie wydawalo dowodcy rabusiow
standardowa bajeczka dla naiwnych, hehe

spojrzalem na kapitana...
- no chyba nie myslisz, ze sie poddamy, Panie?
- nie, ale wypadaloby dac jakas odpowiedz, nie?
- pier***cie sie, krzyknal kapitan

bandyta cofnal sie do swoich zolnierzy, spojrzal sie w nasza strone jakby mierzyl odleglosc albo porownywal liczbe zolnierzy...

ciezkie konie bojowe potrzebuja czasu i terenu na osiagniecie pelnej predkosci, mamy chwile czasu

ruszyli, cala kupa w chaotycznym ataku - widac, ze to piechurzy, Li mial racje, te konie sa zrabowane a oni potrafia tylko nacierac

dwoch wyrwalo sie na szpice, krzyknalem do zolnierzy:
- przepuscie tych dwoch i natychmiast podnoscie pale!

wariaci wparowali w nasze szeregi, ktore o dziwo, calkiem szybko sie roztapily przed nimi i zwarly zaraz po ich przejezdzie, zostawili ich nam, jakoze w pieciu stalismy w ostatnim rzedzie wojownikow, w pieciu z kapitam rzecz jasna

pierwszy zostal doslownie zdmuchniety z siodla przez Eryka, moze mlody gowniarz, ale wie jak poslugiwac sie swoja siekierka
drugim zajal sie Li - w sumie po raz pierwszy widzialem go w prawdziwej walce, sparringi nie daja mozliwosci poznania wszystkiech sztuczek

Li zaslonil sie przed ciosem z gory i obrocil na piecie, wykorzystujac fizyke, obcial prawie leb konia, miecz utknal w zdychajacym zwierzeciu, wiec go zostawil, wyjal krotszy miecz i zaskoczony bandyta nadzial sie na niego, tak po prostu, rany baletmistrz!

dobry kon bojowy jest doskonale wyszkolony, wiec pozostale na widok pali zatrzymaly sie niemal w miejscu, moze ze dwa sie nadzialy, a jezdzcy pieknym lukiem ladowali u stop zaskoczonych wlocznikow

- do ataku! wrzasnalem
- nie zabijac koni i nie brac jencow, dodalem

15 minut pozniej bylo po bitwie, mielismy 5 koni i 12 zbroi... jedna okazala sie ludzaco podobna do tej zabranej przez Ankas, wiec wieczorem spedzilem trzy godziny probujac ja doczyscic z krwi i brudu poprzedniego wlasciciela...

calkiem niezly helm i krotki miecz tez sie trafi w postaci lupu

niby dwa dni zostaly do miasta, co potem? zobaczymy, jak narazie mam niezlych kompanow i calkiem dobre wyposazenie, oby tak dalej to zostane na koncu krolem, hehe

[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 07-08-2015 15:42 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

clockwork_orang

Post #10 Ocena: 0

2015-08-27 14:59:33 (9 lat temu)

clockwork_orange

Posty: 10572

Z nami od: 28-06-2007

minelo pare tygodni... w zasadzie to nic sie nie dzialo szczegolnego, ot zwykle zlecenia, ale dosc zyskowne.

pewnego popoludnia wybralismy sie na polowanie, las byl co prawda dwa dni drogi z Drahem, ale warto bylo
podazajac za wielka maciora trafilismy na stare ruiny czegos co wygladalo jak wielka baszta o srednicy kilkudziesieciu metrow, dach i srodek dawno temu zawalily sie, lecz grubosc pozostalych murow imponowala i swiadczyla o potedze tegoz miejsca setki lat temu..

srodek byl gesto porosniety drzewami, bylo ponuro i wilgotno... i cicho
rozgladajac sie po srodku Eryk trafil na dwoch ludzi, wydawalo sie martwych, wisieli przykuci do sciany nadzy, oblepieni brudem i zakrzepla krwia, co dziwne ich okowy wygladaly na swiezo wbite, a wiec ktos tu musial zagladac od czasu do czasu, tylko kto?
dwoch mezczyzn, na oko dwudziestokilkuletnich, okrutnie poszarpanych i ledwie zywych, udalo sie Artimetrowi uratowac, trwalo to kilka dni zanim odzyskali swiadomosc i mogli opowiedziec co sie stalo..

''jestesmy rycerzami zakonu Wilka i bylismy na patrolu szukajac karawan do obrabowania, gdy sami zostalismy napadnieci przez knechtow Orla
wiekszosc towarzyszy zginelo w bitwie, a ci ktorzy przezyli zostali potraktowani 'krwawym orlem', nas oszczedzili, bo bylismy porucznikami a nasz kapitan zginal
zostawili nas tu na pewna smierc, jak nie z glodu to zwierzeta by nas obgryzly za zycia, dziekujemy za ratunek panie''

- co dalej? narazie za slabi jestescie na podroz
- nie wiem, do oddzialu wrocic nie mozemy, bo nie istnieje, gdzie sa nasi bracia tez nie wiemy... wezmiesz nas panie?
- hmm, z jednej strony dobrzy zolnierza sa mi potrzebni, ale reputacja wasza...
- przysiegamy sluzyc ci i sluchac rozkazow, mozemy byc tez przydatni, mamy duzo znajomosci w roznych miastach Perisno
- skoro macie znajomosci to czemu nie odszukacie Wilkow?
- ...
- nie rozumiem?
- wstyd panie, bo jako jedyni przezylismy, nikt nie wie co sie stalo z naszym oddzialem, dla zakonu przestalismy istniec a wracajac bylibysmy zdrajcami, jakoze powinnismy umrzec wraz z kapitanem...

i tak dwoch Wilkow dolaczylo do kompanii, byli zadziwiajaco zywotni, juz po kilku dniach staneli na nogi na tyle, by moc opuscic to miejsce kazni
byli bracmi, Abel i Kain pochodzili z Maccawi, krainy na polnocy skutej lodem i wieczna zima, porwani za dziecka przez rabusiow, uwolnieni i przygarnieci przez Wilki, cale zycie walczyli... co prawda z wiesniakami i co pomniejszymi bandami zlodziei, wiec ich pojecie o taktyce sprowadzalo sie do prostego: 'do ataku'
niemniej jednak, okazali sie zdolnymi uczniami i Li bardzo chetnie zajal sie ich treningiem, byli zaskoczeni ze mieczem nie tylko mozna siekac i rabac, ale rowniez z nim tanczyc - do tej pory sztuka szermierki byla im obca, owszem silni, ale bez wiedzy

powoli zaczelo mi sie nudzic w Drachem, bo ilez mozna polowac na zloczyncow, ktorzy sa po prostu glupi - wiekszosc z nich ucieka do rodzinnych wiosek, wiec znalezienie ich to kwestia czasu dojazdu do wiochy i jej przeszukania lub znalezienie konfidenta
Eryk wspomnial kiedys o miescie swiatla, czyli stolicy Tolarii Galwe, gdzie miesci sie uniwersytet (stad tez potoczna nazwa miasta swiatla, czyli wiedzy) zalozony przez krola Torusa I
mowilo sie, ze krol jest bardzo madrym czlowiekiem, lubiacym ksiazki i wedrowcow snujacych opowiesci o dziwnych krainach... ciekawe co by powiedzial na opis wspolczesnego Londynu, hehe

to postanowione, ruszamy do Galwe, trzy tygodnie drogi na poludniowy wschod w pyle i kurzu.

bracia nie klamali mowiac, ze maja znajosci - w ciagu kilku dni skompletowali swoj rynsztunek Wilkow, a byl dosc imponujacy - czarno-srebrana zbroja z czarnym helmem zwienczonym krwisto czerwona kita pior, dwureczny prosty miecz uzupelniony lanca i solidnie wydladajaca drewniana tarcza, a to wszystko za jakies 2500 monet, wiem bo placilem rachunek

w podrozy dni plynely leniwie i nudno, te kilka potyczek, glownie ratujacych wiesniakow przed bandytami stanowilo jedyna rozrywke...
rozrywke, ktora uswiadomila mi, ze kilku ludzi dobrze uzbrojonych moze pokonac kilkunastu rolnikow uzbrojonych w drewniane widly i palki, czasem noze - dobra zbroja lub kolczuga wystarcza, by sie nie obawiac zranienia, i ostry miecz do siania zaglady posrod rzezimieszkow

im dalej na poludnie, tym cieplej sie robilo, a step przechodzil w pustynie, co dziwne w tej krainie nie bylo por roku, znaczy, na polnocy byla wieczna zima, na poludniu wieczne lato, na zachodzie jesienne deszcze a na wschodzie wiosna, panie sierzancie... :)

no nareszcie! Galwe okazalo sie dosc przysadzistym miastem osiadlym miedzy dwoma jeziorami przez co kontrolowalo ono cala okolice - jeziora byly na tyle duze, ze karawany albo musialy nadrabiac tygodnie drogi, albo placic myto Galwe, co bylo tansze najwyrazniej, bo drogi byly az napchane podroznikami ze wszystkich stron Perisno
a mowi sie, ze to wojna robi pieniadze, Tolarianie udowodnili, ze i na pokoju mozna dosc sporo zarobic

czas na nowa przygode...




[ Ostatnio edytowany przez: clockwork_orange 27-08-2015 15:02 ]

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Strona 1 z 2 - [ przejdź do strony: 1 | 2 ] - Skocz do strony

następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,