Kiedy chorowałam, spotkałam się z kilkoma sytuacjami, w których ludzie żerowali na moim lęku przed chorobą i śmiercią. Pani, która sprzedawała suplementy z Morza Martwego wbijała mnie w poczucie winy, że gdyby mi zależało na moim zdrowiu i życiu, to kupiłabym cudowne tabletki czy jakiś napój. Oczywiście kosztowały niemało. Potem spotkałam jeszcze jakiegoś bioenergoterapeutę, który miał podobne podejście. Na szczęście jestem odporna na takie manipulacje. Ale widziałam ludzi, którzy dawali się nabrać.
Z drugiej strony - moja znajoma leczy się na chłoniaka i lekarz onkolog zalecił jej po wlewach z chemioterapii wlewy dużych ilości witaminy C. Jako lekarz medycyny konwencjonalnej sam nie może tego robić w szpitalu, ale ma listę ośrodków, gdzie można to zrobić. Tak więc coś jest na rzeczy.
Sama interesuję się medycyną niekonwencjonalną, jeśli idzie o leczenie nowotworów. Terapię Gersona zrobilam sobie samodzielnie na podstawie wspominanej tutaj książki, choć nie udało mi się dotrzeć do wszystkich zalecanych suplementów. Wszystko jest ok, ale spośród setek osób, które przeżyły nowotwory, a ktore znam, tylko jedna wyleczyła się metodami niekonwencjonalnymi. To nie przemawia na korzyść tych metod.
Nie wchodź w dyskusję z idiotą, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem