Czytam i się drapię...
MOja córka przyniosła wszy po raz pierwszy i jak narazie jedyny w pażdzierniku rok temu. Miała gnidy na grzywce. W aptece polecono mi Full Marks i szampon Vosene jako repellent. Nałożyłam jej środek na włosy, po czym za grzebyczek i jazda. Znalazłam kilka gnid, zero padliny, ani jednej sztuki. Po tygodniu powtórka, ale juz było czysto.
Jakaś wesz wędrowniczka weszła, zniosła jajka i poszła dalej.
Zakazałam dziecku nakładania na głowę hełmów strażackich, czapek kucharskich, fartuchów i innego dobrodziejstwa dostępnego w reception. Następnego dnia jak szłam porozmawiać o problemie z nauczycielką, to myślałam, że się ze wstydu spalę, a nauczycielka powiedziała że nie ma się czego wstydzic, bo to jest normalne.
Dla mnie to nijak nie jest normalne, bo na początku mojej edukacji chodziłam do zerówki w mieście i raz miałam wszy, potem przeprowadziliśmy się i kontynuowałam naukę w szkole wiejskiej i nie miałam wszy ani razu.
Tutaj wszystko jest normalne- wszy, pluskwy, karaluchy...
"Gotta move out! Keep him at bay kurrrde"