Witam.
W sobotę w pracy nadwyrężyłam mięśnie kręgosłupa, brzucha i ud. Zostałam do końca dnia pracy, ponieważ nie odczuwałam wielkich dolegliwości, jednak z soboty na niedzielę, w nocy obudził mnie ból i nie mogłam chodzić, nazwałabym to zakwasami, jak po bieganiu. Niedziela była dniem wolnym, ból był spory, brałam tabletki przeciwbólowe. W poniedziałek nie mogłam już wstać, ale musiałam pójść do pracy. Po przyjściu wpisałam w książkę first aid ból pleców, brzucha i ud, po przepychaniu pewnej rzeczy w pracy, zwolniono mnie do domu, wzięłam sick. We wtorek udałam się z rana do lekarza (w poniedziałek nie chciano mnie przyjąć nawet na emergency), bo już była tragedia, leki przeciwbólowe nie działały. Teraz w pracy będę miała investigation, moje zwolnienie do domu wzięli za wypadek w pracy. Teraz mi tłumaczą, że to nie wypadek, bo takowy zgłasza się od razu, a ja po 2 dniach. Tłumaczyłam ćwokom, że bóle mięśniowe występują zwykle następnego dnia, że nie byłam w stanie pracować w poniedziałek. Nie wiem dlaczego potraktowano to jako wypadek w pracy. Za 3 dni mam ponowne dochodzenie, i nie bardzo wiem jak im wytłumaczyć uraz tkanki mięśniowej, jak mam jełopom wytłumaczyć, że bóle mięśniowe występują następnego dnia, czy ja w ogóle powinnam im coś tłumaczyć, czy wysłać ich do mojego lekarza? Szukałam w necie jakiś informacji w języku ang., ale nie bardzo mi poszło, może ktoś z Was by mi pomógł. Sądzę, że teraz wieszają na mnie psy, bo myślą, że będę chciała odszkodowanie itp, a szczerze, to ja mam w d.... ich odszkodowanie, nawet o tym nie pomyślałam.
Napiszę jeszcze tyle, że to co przepychałam , przeciąga się specjalnym wózkiem, wózek był zepsuty (pisałam o tym w dziennych raportach od 3 miesięcy, nikt go nie naprawił) zwykle pomagali mi w tym inni, bym nie robiła tego sama.
Dzięki za wszelkie rady.
Pozdrawiam.