Telewizor doniósł dziś o doniosłym wydarzeniu. Otóż francuska bagietka została wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Mam z tego rodzaju pieczywem miłe wspomnienia i związku z tym historycznym dokonaniem przypomniał mi się epizod z mojego pobytu z tatą u ciotki w Paryżu, gdy miałem 11 lat. Moim zadaniem były poranne zakupy bagietki w pobliskiej "bulążerni". Zostałem wyuczony przydatnego zwrotu, oczywiście z poprzedzającym go "bążurem", mianowicie: "Une baguette s'il vous plaît." Właścicielka i jednocześnie sprzedawczyni, Madame Simonet, miała zawsze do mnie jakąś przemowę, z której absolutnie nic nie rozumiałem, a im bardziej nie rozumiałem, tym przemowa była dłuższa

Na koniec, dostałem od niej na pamiątkę zadedykowany album o Paryżu. Poza tym takiego smaku bagietki jak w tamtych czasach nie udało mi się znaleźć nawet we Francji podczas stosunkowo niedawnych wizyt. Wniosek nasuwa się jeden - to chemizacja pieczywa - choćby w niewielkiej ilości - musi być obwiniana za doznania smakowe.
Bierz sprawy w swoje ręce... i w nogi