Ja już prawie nie pamiętam jak wyglądasz, gdy się śmiejesz
Dobrze wiem, że nie jest lekko
Gdy codzienność w twarz nam wieje
I dokucza ziarnem piachu pod powieką
Wiem jak ciężko nam jest grać
Nie swe role na niepewnej życia scenie
W świetle reflektorów stać
Nie mieć czasu na najmniejsze zamyślenie
Dobrze wiem jak bolą skronie
Jak potrafi dzień udręczyć
A tu jeszcze trzeba chronić
Małą wstążkę własnej tęczy
Wiem że noce są za krótkie
Wiem że wstajesz gdy jest ciemno
Wiem że inne mają lżej
Niż ty ze mną
Po potyczce z trudnym dniem
Mimo wszystko - przytul
Kawał chłopa jestem, wiem
Ale - przecież nie z granitu
Słuchaj - ja naprawdę wiem
Że cholerna niepogoda
Że udawać trzeba śmiech
No bo taka teraz moda
Ale może miejmy gdzieś
Wszystkie magazyny mód
Przytul się i niechaj trwa
Bycia razem wielki cud...
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu?
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale,
Abym przed tobą szedł wylewać żale;
Idąc bez celu, nie pilnując drogi,
Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi;
I wchodząc sobie zadaję pytanie;
Co tu mię wiodło? przyjaźń czy kochanie?
Dla twego zdrowia życia bym nie skąpił,
Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił;
Choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem,
Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Kiedy położysz rękę na me dłonie,
Luba mię jakaś spokojność owionie,
Zda się, że lekkim snem zakończę życie;
Lecz mnie przebudza żywsze serca bicie,
Które mi głośno zadaje pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czyli też kochanie?
Kiedym dla ciebie tę piosenkę składał,
Wieszczy duch mymi ustami nie władał;
Pełen zdziwienia, sam się nie postrzegłem,
Skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem;
I zapisałem na końcu pytanie:
Co mię natchnęło? przyjaźń czy kochanie?
Potoki mają swe łoża -
I mają granice morza
Dla swojej fali -
I góry, co toną w niebie,
Mają kres dany dla siebie,
Nie pójdą dalej!
Lecz serce, serce człowieka,
Wciąż w nieskończoność ucieka
Przez łzy, tęsknoty, męczarnie,
I wierzy, że w swoim łonie
Przestrzeń i wieczność pochłonie
I niebo całe ogarnie...
Zamyśliłeś się, ja wiem
To rzadkość, rzadkość w twojej okolicy
Wiesz teraz, to koi jak sen, a piecze jak policzek
Bo myślenie ma wrogów nie tylko w idiotach
Więc panować nad sobą, to najwyższa władza
Gdy rozpacz do wrzenia doprowadza spokój
Robiąc z nas aż poetę lub ledwie siepacza
Zamyśliłeś się, ja wiem
To rzadkość, rzadkość w twojej okolicy
Wiesz teraz, to koi jak sen, a piecze jak policzek
Tak wiec nie myśl
Wszak lepszy dureń niż schizmatyk
Co go rozpacz zawiodła na myśli wygnanie
Bo nie wyjdziesz już z kręgu cierpkich alternatyw
Nie ma leku w chorobie nieznanej
Zamyśliłeś się, ja wiem
To rzadkość, rzadkość w twojej okolicy
Wiesz teraz, to koi jak sen, a piecze jak policzek
Przez kolejne grudnie, maje człowiek goni jak szalony
A za nami pozostaje sto okazji przegapionych
Ktoś wytyka nam co chwilę w mróz czy w upał, w zimie, w lecie
Szans niedostrzeżonych tyle
I ktoś rację mam, lecz przecież
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną
Jeszcze zimowe śmiecie na ogniskach wiosny spłoną
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie
Jeszcze nie, długo nie
Więc nie martwmy się, bo w końcu
Nie nam jednym się nie klei
Ważne, by choć raz w miesiącu mieć dyktando u nadziei
Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze, piękne dni, marzenia, plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta która w przepaść rwie
Jeszcze nie, długo nie
Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął
Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera
w najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej co się skończy źle
Jeszcze nie, długo nie...