
Detektyw Holmes wraz ze swoim nieodłącznym partnerem i najlepszym przyjacielem Dr. Watsonem będzie musiał zmierzyć się z jednym z najpotężniejszych przeciwników. Do tej pory udało mu się pokonać psa Baskervillów czy Kubę Rozpruwacza. Lord Blackwood jest jednak zupełnie innym antybohaterem. Działający w tajnym stowarzyszeniu człowiek, to inteligentny i sprytny - niczym sam główny bohater - czarny charakter, który posługuje się mocami jakich żaden człowiek nie jest w stanie kontrolować. Kiedy udaje się go pojmać Watson rezygnuje z pracy z Sherlockiem, a sam brytyjski kryminolog nie może znaleźć sobie uczciwego zajęcia. Przed samą egzekucją więzień wzywa do siebie detektywa i opowiada mu o tym, że jego powieszenie to tylko początek, bo sama śmierć nie jest końcem lecz właśnie inicjacją. Niedługo po wykonaniu wyroku, Blackwood zostaje przez kogoś zauważony na cmentarzu, jak swobodnie spaceruje wśród nagrobków, a kolejni powiązani z nim ludzie zaczynają umierać w dziwnych okolicznościach. Jeszcze raz duet Watson - Holmes łączy umiejętności aby sprostać tym razem mocom okultyzmu, magii i alchemii. Nic jednak nie umknie wyczulonemu umysłowi Sherlocka i niesamowitej dedukcji jego partnera Johna Watsona.
no i nie wiem....mieszane mam uczucia po tym filmie...podobaly mi sie zdjecia Londynu z tamtej epoki,wprost przemawialy do mnie,podobala mi sie rowniez muzyka Hansa Zimmera...polubilam samego Sherlocka Holmesa za jego dziwacztwa i ciete komentarze...ale...czegos mi w tym filmie brakowalo i czuje jakis dziwny niedosyt...jak dla mnie da sie obejrzec z tym ze jest to ale zawieszone gdzies w niewypoiedzianej prozni