A mianowicie
W zeszły czwartek wyjeżdżając z parkingu lidlowego jakiś miły jegomość wbił mi się w lewy bok swoim fiatem scudo. Pan cofal ze swojego miejsca parkingowego i niestety mnie nie zauwazyl. Jednak cofal dosyc nerwowo bo poza zarysowaniami są dwa dosyć głębokie wglebienia tak ze drzwi od strony pasazera otworzyc nie moglam.
Kiedy wyszłam sprawdzić co i jak, kierowca zaczął mi wmawiać, że to moja wina ale w momencie zbiegli się ludzie z pobliskich aut dając mi swoje wizytówki i proponując pomoc w razie potrzeby. Wzięłam od kolesia wszelkie dane i odjechalam.
Po powrocie do domu wykonałam telefon do ubezpieczalni gdzie zgłosiła szkodę. Wszystko szło gładko do czasu gdy się okazało, że mamy ta sama firmę ubezpieczeniową. Pani przyjęła zgłoszenie szkody o poprosiła o wysłanie zdjęć samochodu.
Po otzrymaniu zdjec oszacowano, że samochodu nie opłaca się naprawiać tylko proponują albo kasacje samochodu plus kasa dla mnie albo zatrzymuja auto i otrzymuje mniejszą kwotę.
I teraz pytanie: jak wygląda sprawa z jazdą samochodem uszkodzonym?
Mój plan jest taki, jadę do Polski samochodem na święta, naprawiam go tam i jeżdżę do spokojnej starości.Jedyna opłacalna opcja moim zdaniem gdyz samochód jest zdecydowanie staruszek ale trzyma się rewelacyjnie jak to toyota ma w zwyczaju.
Tylko się zastanawiam czy auto nie musi być naprawione od razu.
I jak wygląda sprawa z ubezpieczeniem takiego wypadkowego samochodu??
Miał ktoś do czynienia z taka sytuacja? Dzięki.
[ Ostatnio edytowany przez: klara30 24-10-2018 19:11 ]