Zależy na jakiego dziada trafi. Są rejony że jak cię zatrzymają, a w przypadku tablic angielskich widzą że właścicielem, kierowcą jest Polak, To niemal od razu po dzień dobry dostajesz alkomat do dmuchania!
(Greenford i okolice)
I zadają podchwytliwe pytania i bywa że bez powodu są po angielsku mili, ale w tak charakterystyczny sposób że widać i słychać że mówi i tak coś znajdę.
To samo miałem gdy zatrzymali mnie w rejonie gdzie nie można wjechać vanem. Beata się wtrąciła na dzień dobry... zawsze za szybka jest... a spanikowała i zaczeła zle rozmowę prowadzić :>
I gościu do mnie że mimo ze prawo jazdy mam robione nie w UK (wymienione) to powonieniem znać przepisy i ten znak...
Tak mniej więcej, chciał być "dowcipny"
Na to ja mu pokazuję kalendarz że w tych budynkach królowej mamy robotę i w takim razie jak mam dojechać.
Jego mina ... powiedziała wszytko.
I tu moze być podobnie. Jeden pouczy ze należy... a drugi poleci zgodnie z prawem, bo nie czarujmy się. Rodacy, bardzo ciężko sobie zapracowali cwaniakowaniem, że WQ i urzędników i policjantów i innych użytkowników dróg.
Więc policjant prywatnie WQ może po prostu służbowo wykonać co mówią przepisy, laweta 130 funtów, parking 25 lub 35 funtów za dzień.
A dochodzić swojego ma każdy prawo ale to już nie jego robota.
A rachunek trzeba będzie zapłacić.
Jak chcesz możesz ryzykować, wielu się udaje, niektórym nie.
"Myślisz, że koleś odstawi Ci furę z powrotem?"
Jeżeli wskoczysz do samochodu to nie załaduje, bo nie ma ubezpieczenia do przewozu pojazdu z ludzmi w srodku, był taki przypadek. Kobieta wskoczyła gdy samochód był już na lawecie i się zablokowała

))))))))
To w Anglii, a chyba w USA, była taka co nawet zjechała z lawety. skończyła jak skończyła ale odjechała

)))
Liczy się czas który żyjemy dla kogoś, reszta to czas śmieć.