Temat nie tylko do tych, którzy posmakowali "radosnego uczestniczenia" w praktycznym egzaminie na prawo jazdy w Anglii.
Jakie wrażenia?
Mnie to dręczy do dziś.
Zdałem dość niedawno. Za 6 (słownie: szóstym razem).
Miałem 4 instruktorów. Każdy uczył inaczej. Byłem już tak zdesperowany, że praktycznie wydałem fortunę.
Problem był w tym, że już mój pierwszy instruktor powiedział, że nie ma się do czego przyczepić. Wcześniej jeździłem w PL, oblałem 3 egzaminy i poddałem się. To daje razem 9 prób!
Pewnie i tak nie uwierzycie w słowa typu "powinienem zdać za pierwszym razem", więc nie będę się użalał. Chodzi o to, że to taka sama loteria jak w PL. Oblewano mnie za takie "przewinienia" jak puszczenie kierownicy (?), zbyt ostre hamowanie (przy czerownym świetle), najechanie na krawężnik podczas manewru (nie pamiętam żeby to miało miejsce), czy zbyt późne wyłączenie kierunkowskazu (!). 2 instruktorów było ze mną na egzaminie i jeden z nich ostro się kłócił (o ten krawężnik, on też niczego nie zauważył), ale to przegrana sprawa. Mam wszystkie raporty i czasem je przeglądam, bo to dość ciekawe. Ostatnie 4 oblane egzaminy wskazują [b]W SUMIE[B] 7 drobnych błędów. Z tym, że każdy też ma 1 błąd poważny, o ile poważnym można nazwać wyłączenie zbyt późno kierunkowskazu. Kto siedzi w temacie, ten wie, że dopuszczalne jest 14 drobnych błędów podczas jednego egzaminu.
Dodam tylko, że przejeździłem pół Anglii na "elce" ze znajomymi i wszyscy się dziwili jak ja mogę nie zdac egzaminu.
Można popaść w desperację w takiej sytuacji, nie?
Ważne jest, że w końcu się "udało" i mam prawko, tym cenniejsze dla mnie, że uzyskane w takich bólach.
No a teraz spłacam kartę obciążoną opłata za te wszytskie egzaminy.
![:-] :-]](modules/Forum/images/smiles/lol.gif )