Str 4 z 5 |
odpowiedz | nowy temat | Regulamin |
Jurny_Jurek |
Post #1 Ocena: 0 2020-11-13 15:34:50 (5 lat temu) |
 Posty: 6620
Z nami od: 28-06-2016 Skąd: Faggot |
Cytat:
2020-11-13 10:09:14, PolskaCzempionem napisał(a):
Jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz.
Radzimy sobie fantastycznie.
Nie ma się czego bać, ten wirus jest w odwrocie.
Wygląda, że teraz to nie wojna z wirusem a powstanie warszawskie, przywódcy idioci, kadra idioci, a cierpią zwykli dojdzie (pacjenci).
Pomocy żadnej nie potrzebujemy, nie będzie Niemiec pluł w twarz faszystoskimi respiratora mi.
Tlenu też nie ma i nie będzie.
Niech zdychają.
Ważne że Mateusz będzie vetowac budżet UE, który jest historycznym sukcesem, gdzie wynegocjował najwięcej w historii kasy, więcej nawet niż Tusku.
Bo my, dumny naród, chcemy kasy i nie chcemy praworządności.
(Agonia zawsze wygląda słabo).
Tak tak, durne straszenie i zastraszanie jak to rząd nie radzi sobie a inni radzą. Oto wypowiedż prof. Simona, zwolennika maseczek, lockdownów i soszjaldistancing czyli metod brytyjskich, belgijskich i hiszpańsko-włoskich:
Uwaga - słowo klucz - herd immunity. Nawet zwolennicy lockdownu, którzy jeszcze niedawno twierdzili, że coś takiego nie istnieje zmieniaja zdanie. Ludzkie ciało wytwarza przeciwciała, dlatego proszą ozdrowieńców o osocze. Teraz ci co śmieli sié z ,,foliarzy" zmieniaja zdanie bo - koniec końców - chorobę te przeszło już pare milionów ludzi - i nie da sie temu zapobiec maseczce za 50p.
Tu wpakowano grube miliony w hale dla covidowców już w marcu i stały puste. Ale spoko, stać przecież.
,,Ostrzega profesor" - pisał to chyba licealista, zwolennik 12-miesiecznego lockdownu. Odporność stadna to zajebiaszczo dobra wiadomość, ludzie wciąż będą chorować ale z każdą falą choroba będzie coraz łagodniejsza dla wiekszości ludzi i groźna jak grypa dla narażonych z chorobami współistniejącymi. [ Ostatnio edytowany przez: Jurny_Jurek 13-11-2020 15:43 ] I never thought I’d live in a world where people are so afraid of dying that they stop living..
|
 
|
 |
|
|
PolskaCzempione |
Post #2 Ocena: +1 2020-11-25 21:55:59 (5 lat temu) |
 Posty: 24
Konto zablokowane Z nami od: 09-10-2020 Skąd: Zzz |
Wyprzedzamy Niemców!
Tak, jesteśmy lepsi niż te faszysty!!1
Mamy największą na świecie skuteczność testowania, 60-80% testów jest pozytywnych.
Czasem nawet130% testów jest pozytywnych...
Pamiętajmy, że ten wirus jest w odwrocie, sytuacja jest opanowana.
I stało się. Na początku października Niemcy mieli - w przeliczeniu na ilość ludności - aż 3 razy więcej ofiar Covida-19 niż my.
Dzisiaj mamy równo 2 razy więcej ofiar niż oni.
I wybijamy się na prowadzenie w światowym wyscigu, w ilości śmierci na milion mieszkańców.
Brawo My.
|
 
|
 |
|
Jurny_Jurek |
Post #3 Ocena: 0 2020-11-25 23:19:01 (5 lat temu) |
 Posty: 6620
Z nami od: 28-06-2016 Skąd: Faggot |
,,Ci sami ludzie, którzy namawiali do udziału w protestach przy szczycie pandemii, dziś pytają, czemu tak dużo mamy zgonów. Tępota zabija." I never thought I’d live in a world where people are so afraid of dying that they stop living..
|
 
|
 |
|
SweetLiar |
Post #4 Ocena: 0 2020-11-25 23:46:07 (5 lat temu) |
 Posty: 10992
Z nami od: 05-02-2015 Skąd: Lądek - Zdrój |
Najśmieszniejsze jest to, że ci sami ludzie, którzy uczestniczyli w tych protestach jeszcze parę miesięcy wcześniej byli oburzeni, że reżim naraża ich życie w wyborach prezydenckich. Kabaret ![:-] :-]](modules/Forum/images/smiles/lol.gif ) Tyle rzeczy kończy się tak niespodziewanie: pieniądze, urlop, młodość i sól.
|
 
|
 |
|
admiralbibol |
Post #5 Ocena: 0 2020-11-26 15:35:02 (5 lat temu) |
 Posty: 2302
Z nami od: 29-03-2015 Skąd: Warszawa |
Czy tylko mnie razi tytul watku ?
Kto sieje burze ten zbiera blyskawice, rozumiem ze to nawiazanie do polowy faszystowskiego znaku jakim posluguje sie strajk, ale z dbalosci o jezyk wypada napisac go poprawnie  Kazdy donosik na moj avatar daje hemoroida lewakowi.
|
 
|
 |
|
|
PolskaCzempione |
Post #6 Ocena: 0 2020-11-26 22:33:16 (5 lat temu) |
 Posty: 24
Konto zablokowane Z nami od: 09-10-2020 Skąd: Zzz |
Głupie niemiaszki, awanturują się że miejsc mało, że szpitale trzeba będzie zamykać, nie to co republika kartoflana która radzi sobie z epidemia zmniejszając liczbę testów i utajniajac wyniki.
(Jakiś 19-to latek przyłapał rząd na kłamstwie typu "lockdown or no lockdown"  .
Ale wracając do sukcesów rządu, szczególnie porównując do Niemców, jesteśmy najlepsi.
Mamy wspaniałe wyniki w umieralności, i nie jest to wcale związane z burdelem w kraju.
Po prostu, ludzi umiera dwa, czy też dwa i pół raza tyle co zwykle.
Można? Można!
Tylko pismaki snują teorie spiskowe, a to po prostu ludzie umierają.
(Przynajmniej branża funeralna nie oczekuje pomocy z tarczy tej co ja zgubiliśmy, bo trzeba by wszystkim pracującym przy Civic płacić dwa razy więcej).
Takie ludki na przykład.
https://polskatimes.pl/koronawirus-w-polsce-smiertelne-zniwo-epidemii-jest-duzo-wieksze-niz-mowia-oficjalne-statystyki/ar/c1-15314323
Umarł to umarł, na ch..drążyć, nie?
Szczególnie...
Statystyki zgonów zaczęły się natomiast różnić od tych z poprzednich lat mniej więcej pod koniec sierpnia. We wrześniu były już alarmująco wyższe. W październiku było już bardzo źle - w skali Polski - na każdych dwóch zmarłych odpowiadających średniej z poprzednich lat przypadał jeszcze jeden „nowy” zmarły. Dane za pierwszy tydzień listopada pokazały natomiast ponad dwukrotny (o 112 procent, ściśle mówiąc) wzrost liczby zgonów w Polsce.
Chodzi o naprawdę pokaźne liczby. Można w przybliżeniu przyjąć, że przed epidemią koronawirusa średnio umierało ze wszelkich możliwych powodów około 1000 Polaków dziennie. Dla przykładu - przez cały październik zeszłego roku umarło 31 tysięcy obywateli RP, co daje nam właśnie niemal idealnie powyższą średnią. W październiku tego roku zgonów było jednak ponad 46 tysięcy - łącznie o 15 tysięcy więcej niż rok temu. Z tych 15 tysięcy tylko jedna piąta to ofiary koronawirusa z oficjalnych statystyk.
|
 
|
 |
|
Jurny_Jurek |
Post #7 Ocena: 0 2020-11-27 12:32:15 (5 lat temu) |
 Posty: 6620
Z nami od: 28-06-2016 Skąd: Faggot |
okazje, piszę o tym ciągle - strategia walki z wirusem skopiowana z zachodu czyli ludzie nie otrzymuja pomocy bo priorytetem jest covid. Te rewelacje z konkretnymi danymi dałem w odpowiednim wątku z uwzględnieniem zgonów covidowych. Ale propsy za czujność, na szczescie w UK, Belgii i innych potegach już sobie poradzono z wirusem. I never thought I’d live in a world where people are so afraid of dying that they stop living..
|
 
|
 |
|
PolskaCzempione |
Post #8 Ocena: 0 2020-11-27 22:30:03 (5 lat temu) |
 Posty: 24
Konto zablokowane Z nami od: 09-10-2020 Skąd: Zzz |
https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,dlaczego-umieraja--poruszajacy-wpis-pawla-reszki,artykul,96475398.html
Pierwsza linia frontu w walce z COVID-19 jest na wyczerpaniu
Dziennikarz Paweł Reszka, podobnie jak my, ma wątpliwości, czy faktycznie osiągamy delikatną przewagę w walce z koronawirusem, jak wynika ze słów premiera Morawieckiego oraz czy "możemy się lekko uśmiechnąć", jak sugeruje minister zdrowia Adam Niedzielski.
"Statystycznie wyglądamy świetnie – tylko 60 proc. łóżek covidowych jest zajętych. Do tego mamy 657 wolnych respiratorów (wypada po 41 na województwo). Zachorowań mniej. Tylko dlaczego bijemy rekordy w liczbie zgonów? Zadzwoniłem do lekarza, który od miesięcy jest na pierwszej linii. Zapytałem, czy tak samo jak premier Morawiecki uważa, że osiągamy delikatną przewagę w walce z wirusem" - pisze Reszka na swoim profilu na Facebooku.
Lekarz, z którym rozmawia nie podziela hurraoptymizmu władz. "Pacjenci umierają. Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. 'Leć, bo się pacjent załamał'. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard". I dodaje, że tych pacjentów dałoby się uratować, gdyby to, co "na papierze" odpowiadało temu, co w rzeczywistości.
"Opowiem ci, jakie to łóżka. Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. Najpierw covidowcy leżeli w wydzielonym budynku, potem tworzono miejsca covidowe na poszczególnych oddziałach, potem część pacjentów covidowych przeniesiono do innego skrzydła. To wszystko oznacza chaos. Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić".
"Jeszcze pójdziemy za to siedzieć"
Reszka w swoim wpisie przytacza kilka wypowiedzi, które mrożą krew w żyłach. Jak w soczewce skupiają problemy (powinnam raczej użyć słowa katastrofy), z którymi codziennie zmagają się pracownicy ochrony zdrowia. Niedoczas, brak personelu, brak środków ochrony osobistej, sprzętu…
"Na stronie brudnej na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być dziesięć. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest.
Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: ‘Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek’? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu. Tu musisz mieć szczęście. Jak ktoś spostrzeże, że butla się kończy, będzie OK."
O tym, jak bardzo szpitale nie są przygotowane do przyjęć pacjentów z COVID-19 mówiła też w rozmowie z Medonetem Krystyna Ptok, przewodnicząca Okręgowego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
- W niektórych placówkach nie ma nawet toalet dla zakażonych pacjentów. Chorzy załatwiają się do "kaczek", a pielęgniarki zebrany mocz zlewają do basenów i wynoszą z sal. Czy to jest właśnie przygotowanie państwa do epidemii w XXI wieku? Czy w ciągu tych miesięcy dyrektorzy szpitali nie mogli dostać od rządu pieniędzy na przebudowanie sal chorych i zmian w infrastrukturze?
Ptok zaznacza, że pielęgniarki pracują ponad siły, w kombinezonach ochronnych pod którymi panują warunki jak w saunie.
- Ostatnio dwie nasze koleżanki pielęgniarki, po kilkunastogodzinnej harówce w takich warunkach, zmarły po przyjściu do domu. To są prawdziwe dramaty, z którymi się mierzymy. I jesteśmy w tym same, bez wsparcia psychologów.
|
 
|
 |
|
admiralbibol |
Post #9 Ocena: 0 2020-11-27 22:42:08 (5 lat temu) |
 Posty: 2302
Z nami od: 29-03-2015 Skąd: Warszawa |
Pielegniarki poszly do domu i zmarly z przemeczenia. Jesli chodzi o lekarza to pewnie zabili go i uciekl. Kazdy donosik na moj avatar daje hemoroida lewakowi.
|
 
|
 |
|
PolskaCzempione |
Post #10 Ocena: 0 2020-11-29 21:04:22 (5 lat temu) |
 Posty: 24
Konto zablokowane Z nami od: 09-10-2020 Skąd: Zzz |
AGNIESZKA SOWA
SPOŁECZEŃSTWO
„Trzeba jechać” – powiedział żonie. Ostatnia podróż doktora z Kępna.
Andrzej Wiśniewski, mimo że już na emeryturze i w wieku podwyższonego ryzyka, przez całą pandemię dyżurował na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. Mógł bawić wnuki, ale nie umiał stać z boku.
Błagałam go, żeby nie jechał tą karetką – mówi Izabela, wdowa po anestezjologu Andrzeju Wiśniewskim. – Żeby znaleźli kogoś innego, nie siedemdziesięciolatka po dwóch operacjach kręgosłupa. Myślę, że on tego kombinezonu nie był nawet w stanie dobrze ubrać i zapiąć, tak żeby był szczelny i chronił przed zakażeniem.
Andrzej Wiśniewski, 71 lat, miał dyżur na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Kępnie. A na oddziale covidowym pogorszył się stan pacjenta, już zaintubowanego i na respiratorze. Trzeba go było szybko przewieźć do specjalistycznej kliniki. Taki chory, podłączony do respiratora, musi jechać karetką z anestezjologiem. W szpitalu w Kępnie poza dr. Wiśniewskim nie było innego lekarza z uprawnieniami tej specjalności.
„Trzeba jechać, skarbie” – powiedział żonie. I pojechał.
I nie opuszczę cię aż do śmierci
Andrzej Wiśniewski, mimo że już na emeryturze i w wieku podwyższonego ryzyka, przez całą pandemię dyżurował na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. – Mógł bawić wnuki, ale on nie umiał stać z boku, siedzieć w domu, kiedy ludzie potrzebują pomocy – mówi Izabela. – Całe życie, prawie 40 lat, jeździł karetką. Ratownictwo to była jego pasja.
Pięć lat temu miał operację kręgosłupa. Potem kolejną. Nie poszło dobrze, przez kilka miesięcy nie mógł chodzić. Żona odebrała go ze szpitala sparaliżowanego. Ale zawziął się i stanął na nogi. Zaczął chodzić. I wrócił do pracy. Tylko nie do karetki. Nie mógł już dźwigać pacjentów. Nie był tak sprawny fizycznie. Dyżurował więc na SOR-ach i na bloku operacyjnym, przy znieczuleniach do planowych operacji.
Ślub wzięli w lipcu tego roku. Był zaplanowany na kwiecień, ale plany pokrzyżowała pandemia. Przełożyli skromną, rodzinną uroczystość na lato. Po dziesięciu latach związku postanowili obiecać sobie nawzajem, że „cię nie opuszczę aż do śmierci”. On miał czwórkę dzieci z poprzedniego małżeństwa, jedna córka poszła w ślady ojca, jest lekarką, ona dwoje, razem więc mieli szóstkę i kilkoro wnuków. Na chrzcinach najmłodszej wnuczki dr. Wiśniewskiego już nie było.
Kilka dni po tym, jak zawiózł karetką ciężko chorego na covid-19 pacjenta, już był chory. Wysoka gorączka, katar, bóle mięśni. Nie miał jednak duszności ani kaszlu. Wymaz dał wynik niejednoznaczny, co według konsultujących lekarzy miało i tak oznaczać, że był zakażony.
Doktor czuł się jednak coraz gorzej, koledzy lekarze naciskali: ma jechać do szpitala. Żona zawiozła go do Sieradza. Na SOR, który przed 20 laty dr Wiśniewski sam stworzył i którego był wieloletnim szefem. – To było jego miejsce. Dobrze znane. Kawał życia tam spędził. Ale mimo tego nie chciał tam zostać – mówi pani Izabela. – Już ubierał kurtkę, jeden rękaw zdążył założyć. – Ale lekarz dyżurujący go przekonał. „Panie doktorze, niech pan zostanie, zrobimy tomografię, zobaczymy, co się dzieje w płucach”. Został.
Położyli go w izolatce na SOR-ze, bo uznano że trzeba powtórzyć wymaz. W niezłym stanie, mimo wysokiej gorączki nie potrzebował wspomagania oddechowego. Założyli mu tylko wąsy z tlenem. Dostał antybiotyki, które zwykle dostają covidowi pacjenci. W izolatce po dwóch dobach doktorowi zatrzymało się serce. Kiedy się zorientowali (bo w tych izolatkach zakażeni pacjenci leżą sami, co jakiś czas zagląda lekarz i pielęgniarka, ale przy każdym wejściu muszą się ubrać w jednorazowy kombinezon), była reanimacja. Potem leżał już na Oddziale Intensywnej Terapii. Tam, po siedmiu dniach, zmarł.
Jeszcze zdążyli mu zrobić tomografię. W płucach tzw. covidowa mleczna szyba.
– Myślę, że Andrzej jest ofiarą kompletnej niewydolności systemu – mówi Izabela. – Widziałam, co się tam dzieje, jaki jest natłok pacjentów, chaos, to jest piekło i armagedon, lekarze i pielęgniarki po prostu nie są w stanie tego ogarnąć.
Nie wie, czy udało się uratować pacjenta, dla którego jej mąż poświęcił życie.
Rodzinna reanimacja
Do tej pory, kiedy do szpitala trafiał lekarz, pielęgniarka czy ktoś z medycznej rodziny, zawsze mógł liczyć na najlepszą opiekę. Tak działa solidarność zawodowa. Ale nie w czasach pandemii, kiedy brakuje lekarzy, pielęgniarek, leków, tlenu, respiratorów, reduktorów do butli z tlenem, monitorów, pomp, cewników. Wszystkiego.
Więc kiedy dr Wiśniewski walczył o życie na OIOM-ie (a ta walka była z góry przegrana, mózg doktora, niedotleniony po zatrzymaniu krążenia, już nie pracował), w innej części Polski na covid umierała matka anestezjologicznej pielęgniarki, teściowa lekarza specjalisty medycyny ratunkowej.
Córka Agnieszka przywiozła ją do szpitala i widząc, co się tam dzieje, po prostu została z nią na oddziale covidowym. Matka dusiła się kilka godzin, nie było dla niej respiratora ani worka samorozprężalnego. Nie dostała żadnych leków. Nie przyszedł nikt, żeby ją zbadać. Anestezjolog na prośbę lekarza dyżurnego zrobił telekonsultację. Założyli jej tylko maskę tlenową. Córka przez cały czas była z nią, ale nie mogła się doprosić żadnej pomocy. Kiedy matka przestała oddychać, Agnieszka sama zaczęła ja reanimować. Nikt inny nie przyszedł. Po kilkunastu minutach odstąpiła.
|
 
|
 |
|