Widzę że wielu z Was dało się uwieść patosowi jaki towarzyszy rebelii w Syrii. Wszak my Polacy uwielbiamy powstania i bunty. I ja przyznaję, kibicowałem powstańcom głoszącym chęć walki z korupcją i dyktaturą prezydenta Asada. Do czasu, kiedy nie obejrzałem kilkunastu filmów i kilkuset zdjęć, na których powstańcy dokonują egzekucji schwytanych i poddających się żołnierzy syryjskiej armii. Potem, z braku tychże, zaczęto mordować tych którzy prawdopodobnie sprzyjają Asadowi, a na koniec każdego, kto nawinął się przed lufę. Owszem, na wojnie bywa tak, że nienawiść do wroga jest silniejsza od rozumu. Tylko że od pewnego czasu, do Syrii ściąga wszelkiego rodzaju robactwo pałające żądzą krwi i chęci postrzelania sobie. Oglądając fotografie prasowe i patrząc na te tępe ryje wymachujące karabinami czy granatnikami, trudno mi uwierzyć, że ci Panowie Życia i Śmierci w czasach pokoju wrócą do pasania kóz. Po wcale niedługim czasie, Świat zdołał się przekonać, że cała ta „arabska wiosna” okazała się niewypałem. A jak mogło być inaczej, skoro Arabowie, (podobnie jak Polacy) najlepiej funkcjonują trzymani za przysłowiowy ryj przez silną, najlepiej dyktatorską władzę. Arabowie i demokracja, brzmi jak tak samo absurdalnie, jak „profesor z Wietnamu”. Pajac Obama chyba nie zdaje sobie sprawy, co się stanie, kiedy uda mu się obalić, lub pomóc w obalaniu reżimu Asada. Bo będzie jak w Egipcie, czyli kabaret. Początkowa radość, miliony strzałów w powietrze, a potem wszechobecna degrengolada… Rzezie dokonywane na żołnierzach Asada, potem na ich rodzinach, a kiedy rodziny się skończą, będą zarzynać sąsiadów. W trybie ekspresowym i bez sądu. W imię Allacha, w imię innego Allacha, albo po prostu „for fun”. Szybko zapomną o pomocy Amerykanów, którzy znowu staną się „niewiernymi psami” i wtedy robactwo rozpełźnie się po świecie. A Obama będzie się zastanawiał, jak przywrócić Asada na „tron” i po raz kolejny nie wyjść na kretyna. Bo jak dotąd, Asad wiedział i nadal wie, jak skutecznie trzymać bydło na pastwisku. I nie było reklamacji…
Ze względu na charakter mojej pracy, codziennie przeglądam stosy fotografii przysyłanych z Syrii przez agencje prasowe, i to co widzę coraz bardziej przypomina farsę. Z różnych zakątków świata (z Europy też) zjeżdżają dziwne bandy idiotów, każda pod innym sztandarem, rzekomo w celu obalenia reżimu, a tak naprawdę po porcję adrenaliny i krwawego paintballa. Coraz częściej dochodzi do walk pomiędzy tymi ugrupowaniami, bo opozycja ma już kilkadziesiąt "twarzy" i nikogo, kto by nad tym wszystkim zapanował. Tu każdy jest najważniejszy, ma najwięcej racji, więc powstał taki burdel, że gdyby jakimś cudem ONZ czy inna organizacja chciała pomóc, wpierw należałoby ustalić, z kim mają rozmawiać. A to wydaje się niemożliwe.
Osobiście proponuję, żeby zamiast za grube miliardy wysyłać rebeliantom broń, zacząć zrzucać rebeliantom na spadochronach Sony Playstation, plus jakieś gry z serii „Call of duty”. Arabowie będą mogli sobie bezkarnie postrzelać, ludność cywilna w tym czasie przestanie cierpieć, żyć w ciągłym strachu i uciekać za granicę, gospodarka Japonii dostanie kopa, a budżet USA odetchnie. Proste?