Tu neuron o tej twojej lewackiej Szwecji co byś tam tatuował i uczył strzelać imigrantów do ,,z...ów lewackich":
,,Szwecja to jest jednak jeden wielki eksperyment społeczny, ludzkie szczury zamknięte w wielkim laboratorium o powierzchni ponad 300 tysięcy kilometrów kwadratowych.
Jednak niech nie zmyli was powierzchnia. Na 10 milionów mieszkańców, aż 86% mieszka w miastach, głównie dużych. Jest to zatem idealne miejsce na wprowadzanie tego typu eksperymentów.
I akurat tutaj muszę pochwalić rząd szwedzki za strategię, jaką przyjął - ja uważam, że to, co się odwala u nas, to paranoja, a statystyki zarażeń w Szwecji wcale nie są dużo gorsze niż u nas. Z tym że wirus sobie zdechnie prędzej czy później zarówno w Polsce jak i tam, ale my zostaniemy z kulejącą gospodarką, hiperinflacją i wysokim bezrobociem, a oni będą sobie dalej żyć w dobrobycie (mimo ich absurdalnej polityki socjalnej).
To była tylko dygresja, wróćmy do meritum. Zwróćcie uwagę na ten cytat:
>>Szwecja ma długą tradycję dobrowolnych zaleceń. Obecne wzywają osoby starsze do samoizolacji, a osoby młode do ograniczenia aktywności społecznej. I one raczej przestrzegają tych zaleceń.
„Większość ludzi zostanie w domu, jeśli wystąpią u nich objawy. Chcemy spowolnić epidemię do czasu, aż Szwecja przeżyje jakiś szczyt, a jeśli szczyt nie będzie zbyt dramatyczny, będziemy mogli kontynuować”, tłumaczy dr Tegnell.
Czy Szwedzi popierają strategię rządu? W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, w Szwecji nie ma żadnych oznak sprzeciwu wobec tego podejścia.
Sondaż przeprowadzony w zeszłym tygodniu przez Novus wykazał, że 80 proc. osób poparło przemówienie premiera Stefana Löfvena, w którym zaapelował on do każdego dorosłego obywatela o osobistą odpowiedzialność za zapobieganie rozprzestrzenianiu się choroby.<<
To jest tak złowieszczo doskonałe, że nie wiem czy drżeć ze strachu czy być pełen podziwu, jak można sobie wytresować społeczeństwo. Jak w tym eksperymencie z małpami, co ostatecznie okazał się być fejkiem, gdzie inne małpy biły tę, która chciała sięgnąć po banana. Nie potrzeba nam fejkowych eksperymentów, wystarczy spojrzeć na przykład społeczeństwa szwedzkiego, gdzie rząd jest absolutną alfą i omegą, nikt nie kwestionuje jego autorytetu, nawet jak robi najbardziej absurdalne rzeczy. To w sumie połączenie tego fejk-eksperymentu z małpami i prawdziwego badania Calhouna, gdzie szczury mające wszystko podetknięte pod nos przestały być agresywne i zaczęły być obojętne na wszystko. To mi się podoba w Polsce, że jednak mamy tę wrodzoną nieufność do władzy, przynajmniej jak na nas plują, to nie udajemy, że pada deszcz."
A tu celna analiza - Kaczafi wprowadzi stan wyjątkowy - bedzie be dyktatorem. Przeprowadzi wybory korespondencyjne - narazi miliony na śmierć a robinek to już się zacznie dusić:
,,Szanowni.
Dzieje się.
Zaczynają się pojawiać podejrzenia, że piątek (jutro!) może rozpaść się rząd.
Nieźle się zaczyna, nie? Ale aby sprawy uporządkować, najpierw na szybko w punktach bieżące wydarzenia, a potem komentarz.
* PiS wrzucił do tzw. tarczy antykryzysowej niespodziewaną poprawkę o głosowaniu korespondencyjnym dla osób w kwarantannie i powyżej 60 rż.
* Po tym, jak ustawa przeszła, PiS postanowił pójść za ciosem i wprowadzić głosowanie korespondencyjne dla wszystkich, tak, żeby wybory 10 maja mogły się odbyć bez względu na epidemię.
* Wg nieoficjalnych doniesień na tę propozycję nie zgodził się koalicjant PiS w ramach Zjednoczonej Prawicy, Jarosław Gowin (szef Porozumienia).
* Wg nieoficjalnych doniesień prezes postawił Gowinowi ultimatum: albo klepnie głosowanie korespondencyjne, albo z rządu wyleci on i cała jego partia.
* Wg nieoficjalnych doniesień szef Porozumienia odrzucił ultimatum i ostrzegł swoich ministrów, że mogą spaść z rowerka.
* Wg nieoficjalnych doniesień minister zdrowia Łukasz Szumowski chce rekomendować rządowi wprowadzenie mechanizmów odsuwających wybory w czasie.
* Wg nieoficjalnych doniesień na ministra zdrowia wywierana jest presja z Nowogrodzkiej i z Pałacu Prezydenckiego, aby nie rekomendował przekładania wyborów.
* W perspektywie zatem, prócz rozpadu rządu, mamy także możliwą dymisję ministra zdrowia. Obie rzeczy w trakcie pandemii. Nie wygląda to kolorowo.
***
Szanowni.
Wiecie wszyscy doskonale, że niejednokrotnie stawałem w obronie Jarosława Kaczyńskiego. Nawet jeśli nie broniłem jego działań, bądź się z nimi nie zgadzałem, wiele razy podkreślałem, że w tych działaniach widzę jakiś klucz, jakiś plan. Można by powiedzieć "w tym szaleństwie jest metoda".
Nie nazwałbym prezesa mężem stanu, ale z całą pewnością uważałem go dotąd za zdolnego stratega i za to go ceniłem. A teraz - powiem wam szczerze - nie wiem, co tu się dzieje.
Na samym początku kampanii wyborczej, zaraz po tym, jak Jarosław Kaczyński nazwał Andrzeja Dudę "kandydatem marzeń", Sejm podrzucił Dudzie zgniłe jajo w postaci rekompensaty dla mediów publicznych (często w skrócie nazywanej mylnie "2 mld dla TVP"

Andrzej Duda kombinował, jak wyjść z tego bagna, bo z jednej strony wrogie media publiczne są mu na guzik potrzebne w czasie kampanii wyborczej; z drugiej strony ocena działań zwłaszcza TVP była, cóż... jednoznaczna.
No i wydawało się, że załatwił sprawę koncertowo. Pozbył się Jacka Kurskiego, na jego miejsce miał wejść młody i niezależny, w zarządzie jest Paczuska - człowiek prezydenta.
Następnego dnia Jacek Kurski wrócił cały na biało jako "doradca zarządu", p.o. prezesem został człowiek Kury, a Paczuska wyleciała z zarządu. A ustawy cholera nie da się od-podpisać.
Ja szczerze powiem wam, że w tym momencie zacząłem podejrzewać, że PiS postanowił przegrać te wybory i to całkiem celowo. Druga kadencja Andrzeja Dudy wcale nie musi być PiS-owi na rękę. Prezydent na drugiej kadencji może być niezależny, bo partia nie może mu już zagrozić, że go nie wystawi w następnych wyborach. Trochę PAD-owi brakuje własnego środowiska, ale na upartego nawet w pojedynkę mógłby PiS-owi napsuć krwi.
Kiedy rozpoczęła się epidemia SARS-CoV-2 w Polsce i nagle wszystko stanęło, bo koronawirus, Andrzej Duda znalazł się w sytuacji uprzywilejowanej. I dalej podejrzewałem, że PiS chce przegrać mu te wybory. Spotkania z ratownikami, wizyta gospodarska w fabryce Orlenu... niektóre rzeczy wyglądały bardzo nieciekawie.
Ale nie. Wybory się zbliżają, sytuacja epidemiczna się pogarsza, coraz bardziej prawdopodobne jest to, że te wybory 10 maja się nie odbędą. Tymczasem od kolejnych osób po stronie PiS-u słyszy się, że wybory 10 maja odbyć się powinny. Nie rozumiałem za bardzo, dlaczego. Ale warto dodać, że przez koronawirusa przez kilka tygodni nie pojawiały się sondaże.
Kiedy wreszcie się pojawiły - okazało się, że Andrzej Duda ma w perspektywie wygraną w I turze. Przy frekwencji 30 proc. Wtedy zacząłem rozumieć, dlaczego PiS prze do wyborów w terminie konstytucyjnym.
Czyli jednak PiS-owi może zależeć na zwycięstwie Andrzeja Dudy. Czyli moje wcześniejsze przypuszczenia się nie sprawdziły.
Problem polega na tym, że prezydent, prócz wygranej w wyborach, musi jeszcze rządzić. A ciężko się rządzi mając poparcie rzędu 10 proc. społeczeństwa. Mandat bardzo mocno kwestionowalny.
Warto tu dorzucić jeszcze to, że rząd, Szumowski i Duda zbierają świetne recenzje od ogółu społeczeństwa za radzenie sobie z koronawirusem. I ci sami ludzie, którzy chwalą władzę, wprost odmawiają pójścia na wybory 10 maja. A gotowi są pójść po pandemii.
PiS, sensownymi działaniami w czasie pandemii, a także rozwiązaniami gospodarczymi na potrzeby kryzysu, ma szansę zarobić znacznie więcej poparcia, niż robiąc wybory 10 maja i zapewniając swojemu prezydentowi słabiutki mandat.
Co jeszcze bardzo istotne, to fakt, że jeśli coś jest PiS-owi teraz zupełnie niepotrzebne, to strata Szumowskiego, większości parlamentarnej lub poparcia dla prezydenta. To będzie sytuacja nie do uratowania.
A tym grozi jutrzejsze posiedzenie Sejmu w sprawie głosowania korespondencyjnego, którego Jarosław Gowin zapowiedział, że nie poprze. A jeśli nie poprze i wyleci z rządu, będzie to oznaczało koniec koalicji. A to z kolei będzie oznaczało dla PiS-u stratę większości. A to może oznaczać nawet rozwiązanie Sejmu i przedterminowe wybory.
Dlatego intrygujące są obecne wydarzenia w rządzie i w koalicji. Pytanie brzmi, czy to kolejna próba Jarosława Gowina, by zaistnieć (jak przy zablokowaniu zniesienia 30-krotności składek ZUS), czy faktyczny sprzeciw, czy i jedno, i drugie? Czy sytuacja jest wyreżyserowana, żeby znów od czegoś odwrócić uwagę? Czy - jeśli nie jest to ustawka - Gowin ma jakiś plan na to, co dalej? Czy Gowin dogadał się z PO? A może Gowin powinien być premierem rządu przegłosowanego przez opozycję i jego 18 szabel?
Czy Jarosław Kaczyński ma jeszcze plan? Czy też to, co się dzieje w rządzie, jest wypadkową losowych zderzeń między bezwładnie lecącymi trzema partiami, z których każda ma swoje interesy, a żadnej nie interesuje Polska? Czy prezes panuje nad Sejmem i jego posłami?
Czy ktokolwiek wie, co tam się dzieje?!?"
Trzymajcie się zdrowo.
[ Ostatnio edytowany przez: Jurny_Jurek 02-04-2020 22:12 ]