Problem z reformą emerytalną jest taki, że tu obie strony mają rację - albo jakieś racje, oparte na faktach.
Otóż rząd (państwo) rzeczywiście nie może dawać czegoś, czego nie ma. A przynajmniej nie powinno.
Problem w tym, że wg. nas "to" (czyli forsa) jest. Bo myśmy ją wpłacili w toku naszego życia zawodowego. No ale ona została wydana na uprzednich emerytów. Na nas nie czekała, nie była pomnażana dla nas.
I z naszego punktu widzenia (i jest on słuszny, bo to "moje"

mojej forsy nie powinno się wydawać na kogoś innego. Rząd powie, że taki system odziedziczył, on jego nie utworzył. I to też jest prawda - system, w którym składki przyszłych emerytów idą na obecnych, istniał już wcześniej.
Tylko co nas to obchodzi? Ja chcę po prostu dostać swoją forsę, kiedy jeszcze będą mógł ją fajnie wydać.
Ten system może by jeszcze jakoś tam działał, tyle że rząd (nie tylko konkretnie ten, ale rządy w ogóle) traktuje forsę, którą dostał (na przechowanie, na rozmnożenie), jak własną i przesuwa ją gdzie chce. To jest właśnie problem obowiązkowego ubezpieczenia państwowego. Które może i powinno istnieć, ale nie na tych warunkach.
Ja rząd rozumiem, rozumiem jego rację - ale mu nie płacę. Nie stać mnie na taki hazard. To się nie kalkuluje. Rząd kalkuluje i my też musimy. Na to, że ich pomysły mi się opłacą, to ja mogę parę pensów w Ladbrokesie postawić - a nie co miesiąc składkę. Sorry, Winettou. "Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu". Ja muszę działać tak, aby dobrze było mojej rodzinie i mnie. To racja stanu - tyle, że w mniejszej skali.