Felieton Stanisława Michalkiewicza jak zawsze świetny.
Odwaga koncesjonowana
"Felieton • Radio Maryja • 23 grudnia 2010
Szanowni Państwo!
Ponieważ od pewnego czasu wszyscy jesteśmy gorąco zachęcani do lektury zwłaszcza Starego Testamentu, to zapewne pamiętamy zdumienie, jakie ogarnęło proroka Balaama, kiedy jego oślica przemówiła ludzkim głosem. Dzisiaj to żadna osobliwość, zwłaszcza przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy ludzkim głosem mówią wszyscy – ale wtedy to było wydarzenie. Balaam był tak zdumiony, że nawet nie próbował dociekać przyczyn tej osobliwości, tylko nawiązał z oślicą rozmowę, jak gdyby nigdy nic. Co więcej – z tej rozmowy można było odnieść wrażenie, że oślica jest znacznie lepiej poinformowana o rzeczywistym stanie rzeczy od swego właściciela.
Wspominam o tej starotestamentowej anegdocie nie tylko ze względu na zbliżające się Boże Narodzenie, kiedy to wszyscy zaczynają mówić ludzkim głosem, ale przede wszystkim – ze względu na pana premiera Donalda Tuska, który przemówił w sprawie raportu, jaki na temat przyczyn smoleńskiej katastrofy nadesłała do Polski komisja pod przewodnictwem pani generał Tatiany Anodiny. Na widok tego raportu pan premier Tusk nie posiadał się z oburzenia i pryncypialnie go skrytykował w nader ostrych słowach.
Ten ostry ton wobec raportu szalenie zaskakuje, niczym ludzka mowa w, że tak powiem, ustach oślicy Balaama, bo przecież pamiętamy doskonale, jak premier Tusk ze strachu, że Rosjanie się obrażą, nie odważył się skorzystać z obowiązującego, polsko-rosyjskiego porozumienia z 7 lipca 1993 roku, tylko pozwolił, by badanie tej katastrofy odbywało się na zasadach przewidzianych w konwencji chicagowskiej z 7 grudnia 1944 roku, do której Polska przystąpiła 20 listopada 1958 roku. Różnica między tamtym porozumieniem, a konwencją chicagowską polega – po pierwsze – na tym, że porozumienie dotyczy samolotów wojskowych – a rozbity 10 kwietnia Tu-154 był niewątpliwie samolotem wojskowym – podczas gdy art. 3 konwencji chicagowskiej stanowi, że stosuje się ona wyłącznie do samolotów cywilnych. Po drugie – że art. 11 porozumienia z 1993 roku stanowi, że dochodzenie przyczyn wypadków lotniczych „prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie” – podczas gdy art. 26 konwencji chicagowskiej przewiduje, że badaniem przyczyn katastrofy zajmuje się wyłącznie państwo, na którego terytorium ona nastąpiła – i ma tylko obowiązek dopuszczenia obserwatorów wyznaczonych przez państwo-właściciela samolotu oraz podania do wiadomości temu państwu raportu końcowego. Zgodnie z punktem 6.3. załącznika numer 13 do konwencji chicagowskiej, do projektu takiego raportu państwo-właściciel samolotu może w terminie 60 dni złożyć swoje uwagi, które albo zostaną uwzględnione przy zmianach pierwotnego projektu raportu, albo też – jeśli takie będzie życzenie – będą załączone do pierwotnego tekstu raportu końcowego.
Z tego porównania widać, że gdyby rząd polski odważył się na skorzystanie z porozumienia z 1993 roku, to śledztwo prowadzone byłoby wspólnie, to znaczy – że strona rosyjska nie mogłaby ogłaszać żadnych ustaleń bez zgody strony polskiej. Tak się jednak nie stało, więc jeśli nawet Polska prześle ponad 150 stron uwag do rosyjskiego raportu, wcale nie musi to mieć żadnego wpływu na jego treść. W tej sytuacji ostre słowa krytyki ze strony premiera Tuska nie mają żadnego praktycznego znaczenia.
Nie mają żadnego praktycznego znaczenia, ale przecież zostały wypowiedziane i to w momencie, gdy po warszawskiej wizycie prezydenta Dymitra Miedwiediewa dygnitarze piją sobie z dzióbków, niczym Leonid Breżniew z Erichem Honeckerem – bo przecież muszą w podskokach wykonywać rozkaz pojednania. No dobrze; pojednanie – a tutaj taki kiks, niczym „zgrzyt żelaza po szkle”? Co się stało, a przede wszystkim – skąd u pana premiera Donalda Tuska ten nagły przypływ odwagi?
Możliwe, że stąd, iż – jak okazało się przy okazji wizyty prezydenta Miedwiediewa – premier Tusk czerpie z krynicy mądrości Naszej Złotej Pani Anieli – zgodnie ze sprawiedliwym rozdziałem naszych dygnitarzy między strategicznych partnerów wedle formuły: „wasz prezydent – nasz premier”. To oczywiście jest możliwe, a nawet – bardzo prawdopodobne. Premier Tusk, w odróżnieniu od innych naszych dygnitarzy, nie podlega premierowi Włodzimierzowi Putinowi, więc może sobie pozwolić nawet na krytykę strony rosyjskiej. Ale możliwe, że za tymi ostrymi słowami premiera Tuska kryje się jeszcze jedna sprawa. Mam na myśli przysługę, jaką w ramach pojednania mógł premierowi Tuskowi wyświadczyć premier Putin. Ponieważ dostarczony przez stronę rosyjską raport rzeczywiście jest skandaliczny i brak reakcji ze strony premiera Tuska naraziłby go na śmieszność, a nawet szyderstwa ze strony polskiej opinii publicznej, premier Putin, w nagrodę za wcześniejszą rezygnację z badania katastrofy smoleńskiej na podstawie porozumienia z 1993 roku i w ogóle – za dobre sprawowanie – pozwolił premierowi Tuskowi trochę pohałasować, doskonale wiedząc, że cokolwiek powie, to i tak nie będzie miało żadnego praktycznego znaczenia. To właśnie jeden z takich „gestów”, jakich Rosjanie nam nie żałują w zamian za nawrócenie na „realizm”.
Mówił Stanisław Michalkiewicz"
Ihr Präsident, unser Premierminister,
Ваш премьер-министр, наш президент,
czy m