Moi rodzice mieli przyjaciol w RFN, wiec pomaranczy, czekolad i ubran mialam pod dostatkiem. Jeszcze sie sasiedzi zalapywali.
O czasach bez ojca (internowany) pisac nie bede - jedynie to, ze dosc szybko dowiedzialam sie, ze sa tacy, ktorzy nie zgadzaja sie na taka Polske. Rodzice mnie trzymali na dystans od swojej dzialalnosci opozycyjnej, wiec malo wtedy wiedzialam.
Obiady w szkole byly platne (pamietam - 2 zl za obiad).
Pamietam stanie wkolejkach. A to papier, a to kawe, papierosy, maslo itd itd. W zasadzie po wszystko. Jedynie kolejki do sklepu miesnego byly mi darowane, bo mialy miejsce w godzinach nocnych - jak dla mnie, bo godzina 5 rano to byl srodek nocy.
Jakos strasznie sie tymi kolejkami nie przejmowalismy. Zawsze mozna bylo sobie w nich jakas zabawe znalezc. Mamy siedzialy w domu i gotowaly obiady, sprzataly, a my w tych kolejkach rozne cuda wyprawialismy. Gdy przychodzil towar - zawsze ktos z nas lecial po rodzicow.
Jak czytam, ze za PRL wszyscy ludzie byli rowni, to smiac mi sie chce.