Na koniec swiata i jeszcze dalej, czyli o tym jak Dyzio zostal pielgrzymem.
Czas na wycieczke rowerowa, planowana od bardzo dawna.Jedziemy droga sw. Jakuba z Saint-Jean-Pied-de-Port do Santiago de Compostela, nastepnie planujemy odwiedzic Fisterra (mityczny koniec swiata). Potem zawitamy do Porto, Fatimy, Lizbony a zakonczymy wycieczke w Cabo da Roca (najbardziej wysuniety punkt europy.
Na przejazd mamy 14 dni i okolo 1400kilometrow do pokonania. Wyruszamy pociagiem z Ashford Int.
Hej przygodo!!!
Czternascie dni, 1085 przejechanych kilometrow, dwa panstwa (Hiszpania, Portugalia) , Santiago de Compostela, Fatima, Cabo da Roca, Porto i Lizbona.
Niestety nie udalo sie dojechac do Fisterra – za bardzo optymistyczny plan.
Jechalismy, jako pielgrzymi, droga Swietego Jakuba (Camino de Santiago). Dzieki temu ze mielismy paszpoty pielgrzyma (wyrobilismy je na poczatku drogi w Saint-Jean-Pied-de-Port) moglismy korzystac z noclegow w domach pielgrzyma tzw – Albergue. Za kilka euro (od 5-12) bylo lozko, toaleta i (zazwyczaj) dostep do kuchni. Czasem nawet sniadanie, ale rzadko.
Na poczatku byly to male domki dla max 15 -20 pielgrzymow, a im blizej do Santiago potrafily urosnac do piecipietrowych hosteli dla kilkuset osob.
Mozna bylo spotkac tam bardzo ciekawych ludzi, np:
byl gosc, ktory idzie z Polski juz trzeci miesiac, wymieniajac buty (za darmo) co 1000km w jednym ze sklepow (sieciowka), bo jak tlumaczyl znalaz wade konstrukcyjna

(polak potrafi)
byli dunczycy, ktorzy mieszkaja na lodzi w Kopenhadze, a w zeszlym roku spedzili pol roku w argentynie, gdzie przez kilka dni pracowali tylko za wyzywienie
byl austriak Richard, ktory pije codziennie 10 litrowych piw, idzie szesc dni, siodmy ma wolne i pije jeszcze wiecej. Na poczatku mowil, ze jest muzykiem, potem zostal masazysta w pieciogwaizdkowych hotelach – tzw “AS wyprawy”
byl szwed, ktory jedzie ze Szwecji na 80-scio letnim rowerze, ktorego dostal od wiekowego sasiada, a jak mu hamulec poszedl jadac z gorki, to na nowe kolo z holandii, czekal dni siedem
byl niemiec, ktory mowil ze jest project menager w jednej z duzej firm motoryzacyjnych, ale zeby sie odprezyc od kilku lat jara trawe codziennie
byl (ten tez byl dobry) australijczyk, ktory mowil ze po dziesieciodniowej medytacji zaczal rozumiec starozytne pisma
byl amerykanin, ktory mial tzw “open ticket” na powrot do domu – mogl leciec z kazdego lotniska, gdzie dane linie lotnicze londowaly, pod warunkiem ze bylo wolne miejsce, albo ktos sie spoznil na lot.
byl niemiecki-amerykanin, ktory mowil ze jest dzieckiem dyplomaty i mogl wybrac sobie obywatelstwo USA, albo Niemcy. Wybral to drugie, bo w stanach jest bardzo niebezpiecznie, a bogaci zyja w odizolowanych strefach, w ciaglym strachu przed biednymi zlodziejami.
byl....byl.....byl.....
Czas na koscioly, ktorych na trasie jest mnostwo. Wiekszosc zostalo wybudowanych dosc dawno I widac w nich czasy swietnosci Hiszpanii i Portugalii.
Planowalismy podjechac pociagiem z Porto do Fatimy I tak tez zrobilismy. Kupilismy bilety do Fatimy (podkreslam do Fatimy), dojechalismy do Fatimy, wysiedlismy w Fatimie i do Fatimy mielismy jeszcze 20 km!!!! Cud! Dobrze ze nie jestem osoba religijna i w cuda nie wierze, ktos cos tam namieszal – moze jakas cudowna atrakcja dla turystow!
W Fatimie najbardziej zdziwila mnie “sciezka pokutna” - na placu glownym jest wylozona droga dlugosci okolo 250 metrow i pielgrzymi pokonuja ja na kolanach – najlepiej byc tam wczesnie rano, bo potem korki jak w Londynie!
Porto – piekne! Zatrzymalismy sie w hostelu prowadzonego przez brytyjczyka, ktory podczas meldowania opowiedzial o wszystkich ciekawych atrakcjach miasta (fantastyczny czlowiek).
Osobiscie najbardziej w pamieci utkwilo mi skaczacy mlodzi ludzie z mostu w centrum miasta do rzeki. Wysokosc okolo 20 metrow, tlum gapiow, jeden dzieciak z czapeczka zbierajacy kase za skok od turystow (euro for the jump), a potem sam skok i brawa!
Lizbona – moze byc, ale jak dla mnie za tloczno, glosno, ludzie dziwni I jacys niemili.
Dolaczylismy do wycieczki “zwiedzaj miasto za free”, ale na poczatku prowadzaca powiedziala, ze fajnie by bylo jakby kazdy dal kilka euro na koniec, wiec “urwalismy sie w polowie”
Irytujace bylo to, ze bardzo duzo ludzi oferowalo sprzedaz dragow, praktycznie co kilka minut ktos podchodzil i pytal czy cos pale.
Konczylismy wycieczke w tym miescie i musielismy spakowac rowery, wiec udalismy sie do sklepu rowerowego po jakies kartony. Koles chcial 7.50 euro za jeden karton – powalony. Kartonowe pudla znalezlismy na ulicy za free – jest ich mnostwo.
Pogoda – coz lato na poludniu, wiec musialo byc goraco, chociaz w gorach bylo nawet zimno.
Jazda rowerem w hiszpanii byla bezproblemowa. Kierowcy bardzo uwazaja na cyklistow, zreszta hiszpanow da sie lubic. Natomiast w portugalii – o ja je.

ie – idioci! Trabia na rowerzystow, wyprzedzaja na tzw “gazete” - strach jechac. Nawet sie cieszylem, ze nadrabiamy kilometry pociagami.
Koszty:
Ogolny koszt to 450 euro + bilety £124w dwie strony. (Eurostar i Monarch airlines)
Hostele – Porto -20, Lizbona 50 (dwie noce), Fatima 20 (pokoj z oknem na korytarz –

kolejny cud)
Dzieki Polskiej fladze, ktora byla przytwierdzona do bagaznika, poznalem kilka ciekawych rodakow.
Podsumowujac – Fantastycznie!!!!
Pozdrawiam
Dyzio w podrozy
[ Ostatnio edytowany przez: dyziowpodrozy 03-09-2017 22:27 ]
Dyzio W Podrozy