Mówiąc szczerze, kiedy słyszę nasze tytułowe pytanie zadane właśnie w ten sposób, na początku mam ochotę zaprotestować. Już samo sformułowanie świadczy bowiem o pewnym ograniczeniu wiele mówiącym o naszym niemal katorżniczym podejściu do przyswajania słownictwa. Po pierwsze – słówek nie musimy koniecznie „uczyć się”. Po drugie – dlaczego zaraz tylko „słówek”?
W klasycznym ujęciu czynność uczenia się jest kojarzona ze świadomym kładzeniem treści do głowy i jest ledwie wycinkiem poznawania. W przypadku słownictwa od razu sugeruje mniej lub bardziej mechaniczne zapamiętywanie. A przecież często napotykamy w języku nowe treści, których nie wykuliśmy, a znakomicie je rozumiemy! Uwaga: nie twierdzę tu, że wyuczona leksyka nie ma swojego miejsca w języku – w końcu od czasu do czasu musimy się choćby przygotować na szkolny sprawdzian – jednak w pojęcie uczenia się wpisany jest nie zawsze przyjemny mozoł. Możemy przynajmniej zmniejszyć jego rozmiar, wystawiając się na co dzień na większą słuchową i wzrokową dawkę naturalnej angielszczyzny. Wówczas zamiast uczeniu stwarzamy warunki naturalnemu przyswajaniu.
A dlaczego nie lubię, gdy mówimy tylko o „słówkach”? Gdyby język składał się tylko z pojedynczych wyrazów, to może i byłby łatwiejszy, ale za to przeraźliwie nudny. Angielski jest piękny i w pełni poprawny wtedy, gdy słowa łączą się w całości – kolokacje, zwroty, wyrażenia, idiomy. Lepiej więc mówić ogólniej o słownictwie (leksyce). Specjaliści używają czasem wygodnego określenia lexical items (jednostki leksykalne) zamiast ograniczającego „słówka”, by objąć tym terminem większe niż pojedynczy wyraz nośniki znaczeń. Zatem nasze tytułowe pytanie pozostaje ważne, tyle że być może lepiej zabrzmi: Jak skutecznie przyswajać słownictwo? .
POLECANA STRATEGIA
Jeśli to tylko możliwe, przemycaj słownictwo do swojego skarbca języka obcego w sposób nieświadomy i nie tracąc przyjemności poznawczej, tj. przede wszystkim dużo słuchając i czytając (pisałem o tym w dwóch poprzednich numerach „Anglofana”

Gdyby zastanowić się, jak poznawaliśmy słownictwo w swoim ojczystym języku, to okaże się, że z uczeniem miało to niewiele wspólnego. Dziecko przyswajające nowe pojęcia zwykle siłą rzeczy robi to albo odkrywając świat w ogóle i jednocześnie nadając mu szereg nazw, albo po prostu wykonując owe nazywane czynności. Taki sposób jest oczywiście idealny. Dla osoby uczącej się drugiego i kolejnego języka szansa na powtórzenie tego procesu, niestety, minęła – zjawiska i pojęcia mamy już wówczas „ponazywane”. Cóż jednak stoi na przeszkodzie, by przynajmniej poprzeć odkrywanie znaczeń w języku obcym jednoczesnym wykonywaniem czynności, które im towarzyszą? Dodatkowym argumentem jest to, że ruch pobudza ludzką pamięć.
POLECANA STRATEGIA
Warto wykorzystać nasze codzienne życie, by przyswajać słownictwo po angielsku. Staraj się poznać określenia wszystkich czynności, które wykonujesz. Nazywaj je – na głos lub w myślach. Zacznij już teraz od małego testu własnego zasobu codziennej leksyki. Przez dwie-trzy godziny rozglądaj się i sprawdzaj, ile z wykonywanych prac oraz otaczających Cię przedmiotów i zjawisk potrafisz nazwać po angielsku. Koniecznie układaj je sobie w zdania, np. wyobraź sobie, że opisujesz je przez telefon przyjaciółce w Anglii niezwykle zainteresowanej Twoim życiem. Nie znasz jakiegoś zwrotu – sprawdź go i o ile to możliwe natychmiast wykonaj tę czynność ponownie, tym razem już nazywając ją. Nie znasz słowa opisującego jakiś przedmiot – sprawdź angielskie znaczenie, zapisz na karteczce samoprzylepnej, jeśli się da przyczep ją do tego przedmiotu i nie zdejmuj dopóki nie zapamiętasz. Twoi bliscy szybko przyzwyczają się do tej bardzo skutecznej metody. Nie zdziw się, jeśli wkrótce się do Ciebie przyłączą.
Nie powtarzaj błędów utrwalonych przez stare sposoby nauczania języków. Mam tu na myśli szczególnie pokutującą jeszcze gdzieniegdzie metodę zwaną scholastyczną (możliwe, że tak uczyli się jeszcze wasi rodzice łaciny). Zresztą do dziś pozostał po niej mało sympatyczny spadek pt. „metoda trzech Z” ( zakuć – zdać – zapomnieć ). Do niedawna uważano, że właściwie nie da się niczego nauczyć bez konieczności mechanicznego zapamiętania niepowiązanych ze sobą elementów. Podstawowym błędem takiego podejścia nie jest nawet przecenianie roli pamięci – wiadomo, że jest ona dość ważna. Większym grzechem takiej metody jest zestawianie list słówek albo ze sobą niepowiązanych znaczeniowo (np. alfabetycznie czy według kolejności występowania w tekście), albo celowo wyjętych z większej całości. Tymczasem jest to dla naszej biednej pamięci koszmarne utrudnienie! Naturalnie, wyklepać można każdą listę, ale po pierwsze jest to żmudne i nudne, a po drugie – działa zwykle na krótką metę. Dlaczego? Zapewne domyślacie się, że magicznym słowem jest tu kontekst.
POLECANA STRATEGIA
Kontekstem nie musi być od razu długi tekst. Wystarczy włożenie nowego zwrotu lub poznanego wyrazu w poprawne zdanie. Dość znanym i niezłym sposobem przyswajania słownictwa jest więc nawyk samodzielnego umieszczania kilku poznanych słówek w jednym zdaniu tak, by pozostało naturalne i logiczne. To bywa trudne, ale naprawdę sprzyja zapamiętywaniu, oferując kontekst. Jeszcze lepiej zaś pójść o krok... wstecz i pogrupować leksykę przed umieszczeniem jej w większej całości. Nasz mózg bowiem nie przypomina słownika, lecz magazynuje informacje w powiązanych ze sobą kategoriach. Dotyczy to również języka. Dlaczego więc mamy mu w tym przeszkadzać? Takie szufladki (zwane polami semantycznymi) nie są oczywiście pogrupowane według alfabetu, lecz według zbliżonych znaczeń. A zatem poznając trzy-cztery angielskie zwroty i słowa związane np. z pogodą, dorzuć do nich jeszcze drugie tyle i natychmiast sformułuj (w myślach, na głos lub na papierze) krótką prognozę pogody po angielsku! Nawet nie wiesz, jak się Twój mózg ucieszy, że wykonasz za niego większość czarnej roboty związanej z sortowaniem. Odwdzięczy się tym, że zapamiętasz nową leksykę parę razy szybciej niż kolega, który postanowił nauczyć się słownika na pamięć.
Byłoby wielce nierozsądne, gdybyśmy przyswajając słownictwo pozbawili się nieocenionej pomocy naszego najważniejszego zmysłu. Mam tu oczywiście na myśli wzrok. Poparcie brzmienia nowego wyrazu jego obrazem sprzyja nie tylko zapamiętywaniu, ale czasem jest wręcz nieodzowne, by rozróżnić szczegóły znaczeniowe bez tłumaczenia na język ojczysty. Weźmy chociażby słowny opis dwóch figur: trapezu i rombu (ang. trapezium i rhomb ) – można długo tłumaczyć różnicę, a wystarczy rzut oka na rysunki i wszystko jasne. Nie mówiąc już o próbach wyrażenia po angielsku różnicy w odcieniach kolorystycznych, np. jak bez pokazywania tak naprawdę wyjaśnić czym się różni maroon od purple albo fawn od beige ?
POLECANA STRATEGIA
Spytałem kilku wzrokowców uczących się angielskiego, jakie wizualne sposoby pomagają im poznawać i utrwalać słownictwo. Większość z nich chwali wydawnictwa typu słownik obrazkowy (są to w rzeczywistości leksykony, bo słownictwo jest ułożone kategoriami, a indeks alfabetyczny znajduje się na końcu). Chętnie używane są też ilustrowane encyklopedie i słowniki. Rzeczywiście są one bardzo pomocne, szczególnie w samodzielnej nauce języka. Inną metodą jest wspomniany już wcześniej labelling , czyli „podpisywanie” przedmiotów i sprzętów, by codzienne oglądanie ich nazw angielskich wryło nam się w pamięć drogą wzrokową. Można też odwrócić sytuację i zapisane słowo zilustrować własnym rysunkiem – im dziwniejszym i śmieszniejszym, tym lepiej trafiającym do pamięci! Odmianą tej strategii jest dowcipne zapisanie wyrazu w specyficzny sposób tak, by niejako sam się ilustrował. Możemy w tym celu zmieniać kształt liter (np. odwrócić U w słowie TUNNEL, dać serce zamiast O w słowie LOVE czy krzyż zamiast T w CEMETERY) lub wręcz niektóre z nich powtórzyć ( sssssssssnake, stustustutter, faaaaaaaaar ). Dajcie pole do popisu swojej wyobraźni!
Na koniec garść uwag na temat pamięci. Bywa i tak, że słowo i zwrot nijak nie chcą nam wejść do głowy. Zawodzą próby naturalnego przyswojenia, na nic ilustrowanie w kontekście i wzrokowo. Wtedy zwykle uciekamy się do sztuczek i dróżek na skróty, które są dla naszej biednej pamięci ostatnią deską ratunku. Chyba nic w tym złego, skoro takie metody (np. technikę wolnych skojarzeń) stosujemy również do zapamiętywania w swoim języku ojczystym.
POLECANE STRATEGIE
Wspomnianą metodę wolnych skojarzeń można wykorzystać w nauce angielskiego. Nosi ona nazwę keyword technique . Jest to porównanie obcego słowa do podobnego w brzmieniu lub wyglądzie innego, znanego nam pojęcia, by wywołane skojarzenie ułatwiło najpierw zapamiętanie, a potem przywołanie go w razie potrzeby natychmiastowego użycia. Przykładem może być zapamiętanie angielskiego rzeczownika leisure (czytanego „leże”


zrodlo: Jerzy Chyb - Anglofan Felberg