Dwie panie-matka z córką a ta też z córką dwuletnim dzieckiem skutecznie mnie wyleczyły by pomagać innym.
Mieszkały w ładnym mieszkaniu w bloku od council.
Trzy sypialnie.
Dopłacane do wynajmu.
I one ze swoimi poglądami na życie i prace chyba z dupy wyjętymi straciły to mieszkanie bo nie płaciły nawet minimum.
Gdy wcześniej tłumaczyliśmy że to nie przejdzie to słyszeliśmy o ich sposobie na życie bezstresowe.
Zostały wyrzucone i zamieszkały na kilka tygodni u ojca dziecka który nie mieszka z nimi, ani nie tworzy żadnej normalnej rodziny.
Ale jest bardzo wierzący i bogobojny.
No chyba że wypije.
I też je wygonił.
Miały spać w malym samochodzie razem z dwuletnim dzieckiem.
Zona namówiła i postanowiliśmy żeby noc jedną przenocowały u nas aż sobie załatwią nocleg.
Ale na koniec wyszło jak zwykle w ostatniej chwili" najbliżsi przyjaciele i koleżaneczki" wystawiły do wiatru.
Miały spać pod namiotem w parku z dzieckiem.
Ok doszły 3 noce dodatkowe.
I nie mówię że traktowały lodówkę jak własną bo gościnny jestem.
Ale zapas kapsułek kawy na miesiąc wypiły w 4dni.
No to mnie już ruszyło.
Ale raz podchodzę do lodówki a w niej jakieś dziwne zawiniątko.
Na półce przy jedzeniu.
Zażartowałem co to pielucha małej.
I zapomniałem o tym.
Potem zapomniałem o tym aż się odnalazło w zamrażarce.
Więc drążenie co to takiego?
Okazało się że to łożysko które matka dwulatki uchowało bo to sentymentalne a do tego taka tradycja.
O k..wa!!!!!
Ona mi to trzyma w lodówce bo to jak komórki macierzyste.
Po...ło babe!!!!
Tego nie trzyma się w zwykłej zamrażarce a co do tego w lodówce przy jedzeniu.
I tłumaczy mi że to jak szynka peklowane było w soli himalajskiej.
Jeszcze coś powie a pójdę chyba siedzieć.
Wywaliłem.
I na tym kończy się pomaganie w domu.