MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

Posty o ktore nikt nie prosil.

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 59 z 61 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 58 | 59 | 60 | 61 ] - Skocz do strony

Str 59 z 61

odpowiedz | nowy temat | Regulamin

EFKAKONEFKA33

Post #1 Ocena: 0

2022-08-14 09:19:22 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Dzięki za przypomnienie fajnych zdjęć *THUMBS UP*
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #2 Ocena: 0

2022-08-20 21:05:06 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Projekt Riese
Obrazek




Riese to największa tajemnica Gór Sowich. Zagadka, której historycy nie umieją rozpracować do dziś. Miejsce, które mogło wpłynąć na losy II wojny światowej i dać schronienie Niemcom, w tym Hitlerowi. Wiedzieliście, że na Dolnym Śląsku mamy kilometry podziemnych miast, jakich jak Osówka, wybudowanych przez III Rzeszę?
Obrazek



Znajdziecie tu ślady nazistowskiego podziemnego miasta. Wśród szczytów liczących sobie ledwie kilkaset metrów, miała powstać tajna baza Hitlera, podziemne fabryki i schrony
Co oznacza nazwa RIESE? Z języka niemieckiego to nic innego, jak Olbrzym. To niepokojące słowo dobrze obrazuje rozmiary podziemnego maista, które było największym projektem górniczo-budowlanym w całej III Rzeszy i miało służyć za kwaterę główną Adolfa Hitlera. Budowlę rozpoczęto w 1943 roku, kiedy jasne stało się, że przewaga nazistów topnieje w oczach, a naloty alianckie dobijają niemieckie fabryki. Uważano, że bezpieczne Góry Sowie stanowią wystarczającą ochronę dla tajnego projektu.

Tajne przez poufne, czyli po co komu było RIESE?
Nie wszyscy zgadzają się, że miała być to kwatera Hitlera. Przynajmniej to niejedyna funkcja całego projektu – tak zakładają niektórzy historycy. Struktura podziemnych miast i użyte budulce wskazują, że mógł być to schron atomowy. Przyjęto także, że podziemia miały stać się fabrykami tajnej broni, także atomowej, niewidocznymi z góry i ukrytymi przed wrogimi wojskami. Jak możecie się domyślać, historia RIESE jest obecnie podstawą dla wielu teorii spiskowych. Nimbu tajemniczości RIESE dodaje fakt, że nie zachowały się prawie żadne mapy, projkety i dokumenty z nim związane – uległy zniszczeniu ? Zagubieniu? Zostały celowo ukryte? – tego nie wie nikt.

Kwatera Hitlera
Najprawdopodobniejsza hipoteza mówi o kwaterze Hitlera. Jednak trzeba uściślić pewne fakty – po co jednemu człowiekowi tak rozległy kompleks? Oczywiście, że Hitler nie przebywałby tu sam. RIESE było przeznaczone dla całego centrum dowodzenia nazistowskich Niemiec i schronienie miała tu znaleźć część wojsk lądowych i lotniczych, SS, Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wynika to z kilku dokumentów sporządzonych przez jednego z projektantów RIESE, członka organizacji Todt (militarnej grupy zajmującej się m.in. budowaniem kwater Hitlera). Logicznym więc wydaje się wniosek, że podziemne miasta miały mieć charakter militarny i strategiczny. Na budowę RIESE przeznaczano więcej betonu i stali, niż budowę schronów dla ludności w ciągu całego roku na terenie całej Rzeszy.
Na Riese składa się aż siedem odrębnych podziemi (odkrytych). Niektórzy dowodzą, że mogły być one prawdopodobnie połączone korytarzami (lub do tego dążono). Jeśli to prawda, to większości z nich nie udało się odkryć do tej pory. Zgadlibyście, że najpiękniejszy w Polsce Zamek Książ miał być centrum tego nazisotwskiego projektu? To właśnie z podziemiach sławnego zamku kryją się hale i korytarze wchodzące w skład RIESE.
Przed wkroczeniem Armii Czerwonej wiele tuneli zostało zniszczonych i wysadzonych. Do tej pory nie odnaleziono nawet połowy podziemnych korytarzy! Budowa RIESE mogła kosztować nawet 150 000 000 reischmarek, wielokrotnie więcej, niż sumy przeznaczone na Wilczy Szaniec.

Obrazek
Cena budowy Riese
Tysiące ludzi okupiło życiem budowę podziemnych miast. Rozlokowani byli w obozach pracy, podlegających obozowi koncentracyjnemu Gross-Rosen. Komendantem obozów był zbrodniarz wojenny Albert Lütkemeyer. Największą grupę wśród pracowników stanowili Żydzi, a śmierć wszystkich robotników była według nazistów nawet wskazana – dawało to większe szanse na zachowanie prac w tajemnicy. Między innymi dlatego ogromny odsetek więźniów zmarł z powodu chorób, głodu, morderstw z ręki strażników czy po prostu bardzo ciężkich warunków pracy. Więźniowie drążący sztolnie zazwyczaj umierali w ciągu kilku tygodni.

źródło
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #3 Ocena: 0

2022-08-28 11:24:16 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Ludzie, którzy nie umierają nigdy. W Indonezji zmarły pozostaje domownikiem, który musi jeść i udzielać się towarzysko

Obrazek
Według członków plemienia Toradża z Indonezji człowiek, którego serce przestało bić, a mózg pracować, nie jest martwy. Staje się nim dopiero po odprawieniu rytuałów pogrzebowych, ale też nie do końca. Bo śmierć, tak jak narodziny, to jedynie początek nowego życia. Rozpoczyna się ono hucznym pogrzebem, na który czeka się latami.


Indonezyjska wyspa Sulawesi, znana też po nazwą Celebes, kształtem przypo­mina skorpiona. W jej niedostępnym, górzystym sercu rozciąga się kraina, do której jeszcze pół wieku temu poza misjonarzami i etnografami Europejczycy nie docierali. Ale wieści o zamieszkujących ją ple­mionach krążyły po świecie, intrygując i prze­rażając. Toradżowie mieli być łowcami głów, którzy posiedli zdolność ożywiania zmarłych. Nieliczni podróżnicy, którzy do nich dotarli, zaklinali się, że na własne oczy widzieli żałobne korowody prowadzone przez zombi…

W tych niesamowitych opowieściach było więcej niż ziarno prawdy. Tradycja i religia Toradżów wymagają, by każdy zmarły spoczął w rodzinnej wiosce. Jeśli śmierć zastała go w in­nym miejscu, rodzina za swój najświętszy obo­wiązek uważa sprowadzenie zwłok do domu.

Według Toradżów człowiek, którego serce przestało bić, a mózg pracować, nie jest martwy. Staje się nim dopiero po odprawieniu rytuałów pogrzebowych, ale też nie do końca. Bo śmierć, podobnie jak narodziny, to jedynie początek no­wego etapu życia. Najważniejszego i najlepszego, który dusza rozpocznie w rajskiej krainie Puya.
Obrazek

Dziś zmarłych, a według Toradżów jedynie chorych, z reguły przechowuje się w odrębnej budowli. Jeszcze niedawno oddawano im po prostu jedną z izb domu. Mimo wszelkich estetycznych i fizjologicznych niedogodności, denata nadal traktowa­no jak zwyczajnego domownika – codziennie przynoszono mu jedzenie, krewni odwiedzali go, wdawali się w pogawędki.
Zmumifikowane zwłoki są, myte i przebierane w nowe ubrania. Sadza się je do wspólnych posiłków. Częstuje się je papierosami, rozmawia z nimi, wystawia na zewnątrz domów, robi z nimi zdjęcia. To „drugi pogrzeb”. Lud Toradża wierzy w związek między życiem a śmiercią i że rytuały te są największym świętem życia. Pierwszy pogrzeb potrafi trwać miesiącami, a nawet latami. Ciała najpierw mumifikuje się, a potem przez kilka miesięcy, a nawet lat „mieszkają” one pośród żywych. Następnie przenosi się je do specjalnych domów-grobowców. Potem raz do roku, właśnie w sierpniu zmarli znów „wracają” na miesiąc do żywych. Po tym, jak bliscy spędzili trochę czasu ze zmarłymi ponownie ubierają ich ciała, obdarowują prezentami i ponownie chowają w ozdobnych, kolorowych trumnach. Indonezja to kraj muzułmański, ale Toradża to licząca sobie ok. 1,5 miliona osób społeczność protestancka.
W tej kra­inie wszystko jest inne i szokujące. Rodzinne grobowce wykuwa się w stromych skałach lub gigantycznych głazach, wyrzuconych przez wulkany, albo ukrywa w jaskiniach. Przed wejściem stają wyrzeźbione w drewnie, okryte zmienianą co kilka lat odzieżą podobizny zmar­łych, nazywane tau tau. W języku Toradżów tau oznacza człowieka, a tau tau – ludzi.
Obrazek

Tych „ludzi” nieustannie przybywa, w miejscowości Lemo na 50-metrowej, pionowej skale zgromadził się przez wieki już cały tłum. Męż­czyźni i kobiety stoją nieruchomo, wyciągają przed siebie ramiona w geście oznaczającym jednocześnie błogosławieństwo i prośbę o ofia­rę, wielkimi oczami patrzą na krzątających się po polach ryżowych potomków. Więź między światem żywych i umarłych nie zostaje przerwa­na, mieszkańcy obu w każdej chwili mogą na siebie spojrzeć.



źródło

źródło
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #4 Ocena: 0

2022-09-04 10:45:58 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Obrazek

Prawdziwa przyczyna bólu zębów bardzo długo była nieznana. Przez wiele lat oskarżano o niego tak zwane robaki zębowe żyjące wewnątrz lub w okolicy zębów. Informacje na ich temat pojawiają się już w egipskim papirusie, którego wiek jest oceniany na ponad 3100 lat. W rzeczywistości wiara w robaki zębowe może być jednak znacznie starsza.

Z czasem wiara w robaki pojawiła się też na wielu innych obszarach, w tym w Indiach, Chinach i Europie. Miały one nie tylko mieszkać w zębach, ale również gryźć ich posiadacza, co uważano za bezpośrednią przyczynę bólu. Pierwsze wątpliwości co do ich istnienia pojawiły się dopiero w renesansie – w XVI wieku.

Mimo to nawet wtedy proponowano raczej wątpliwe sposoby leczenia. Szczególnie częstą praktyką było palenie nasion lulka czarnego z dodatkiem wosku lub innych roślin. Powstający dym kierowano w okolice jamy ustnej, co miało wygonić robaki z psujących się zębów albo nawet je zabić. Różne wersje tej metody były stosowane od starożytności. Możliwe, że faktycznie przynosiła chwilową ulgę, gdyż lulek był również używany jako narkotyk.

Inne sposoby wiązały się z poglądem, by „podobne leczyć podobnym”. Na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego powstał przepis na pastę z gąsienic, którą należało nakładać na zęby. Ponadto żyjący w I wieku grecki lekarz Dioskurydes sugerował, że ból zębów można wyleczyć dżdżownicami gotowanymi w oliwie. W tym samym okresie Pliniusz Starszy za możliwe lekarstwo uważał małego chrząszcza spotykanego w jednej z roślin. Jego zdaniem należało go wcierać w zęby lub połączyć z woskiem i wypełnić nim ubytek.

W późniejszych latach nie brakowało prób zwalczenia robaków zębowych za pomocą modlitwy i powiązanych z nią obrzędów. Same robaki nieraz utożsamiano nawet z demonami. Zgodnie z tą wiarą nieznany francuski artysta stworzył rzeźbę z kości słoniowej, której kopię widzicie na zdjęciu. Przedstawia ona dwie pasujące do siebie połówki zęba, a w jednej z nich robak zębowy pod postacią demona zjada ludzi. W drugiej części widoczni są mężczyźni z maczugą, czaszkami oraz ogniem piekielnym. Całość pochodzi z XVIII wieku i ukazuje ogrom cierpienia wiążącego się z bólem zębów.

W tym samym stuleciu, w którym powstała rzeźba, lekarze powszechnie uznali istnienie robaków zębowych za przesąd. Dużą rolę odegrał w tej kwestii francuski dentysta Pierre Fauchard. Nie tylko wykazał, że robaki zębowe prawdopodobnie nie istnieją, ale też powiązał próchnicę z jedzeniem zbyt dużej ilości cukru.

📷 Zdjęcie: dr. Samuel D. Harris National Museum of Dentistry w Baltimore
📖 Źródło: Townend, B. R. (1944). The story of the tooth-worm. Bulletin of the History of Medicine. The Johns Hopkins University Press

źródło
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #5 Ocena: 0

2022-09-10 20:31:45 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Bliźniacy poślubili identyczne siostry. Dzieci każdej pary będą genetycznym rodzeństwem

Obrazek

Jeśli identyczne bliźniaczki poślubią identycznych bliźniaków i każda z par zdecyduje się na założenie rodziny, ich dzieci staną się genetycznym rodzeństwem.

Salyersowie

Przedstawiona wyżej sytuacja nie jest hipotetyczna, bo taki bliźniaczy ślub odbył się jakiś czas temu. Josh i Jeremy Salyers poślubili identyczne siostry Brittany i Briana Deane. Cóż, teraz wszyscy nazywają się Salyers.

Rodzeństwo

Rodzeństwo dzieli około 50 procent swojego DNA. Wyjątkiem są bliźnięta, których sekwencje DNA zgadzają się w 100 procentach. Jak wyjaśnia genetyk Alexandra Burt, pierwsi kuzyni dzielą średnio 12,5 procent swoich genów. Zdarzają się jednak wyjątki.

Właśnie w przypadku czwórki Salyers nastąpił dziwaczny zwrot genetyczny – dwie rodziny, które wyglądają jak jedna. Z bliźniętami sprawa jest zagmatwana, choć naukowcy spieszą na pomoc.

Bliźnięta

Bliźnięta jednojajowe są bardzo rzadkie. W przypadku Salyersów mamy do czynienia z czterema osobami, ale tylko dwoma zestawami DNA. I choć istnieje wiele sposobów połączenia DNA w przypadku ich dzieci, pociechy dwóch (różnych?) par mogą stać się genetycznym rodzeństwem.

Geny

Ludzie mają około 30000 genów. Posiadamy dwie kopie każdego z nich w każdym chromosomie, ale odpowiadające im kopie odrobinę różnią się między sobą. Każda kopia genu ma ten sam kształt i rozmiar oraz znajduje się w tej samej pozycji w chromosomie. Dwie pary będą więc zawierać te same informacje, tylko w innej kolejności.

Nasze chromosomy to 23 pary dopasowanych genów. Prawie każda komórka w ciele zawiera pełen zestaw chromosomów dobranych w pary – wyjątek stanowią komórki płciowe. Plemniki i komórki jajowe zawierają tylko jedną kopię każdego chromosomu, które łączą się później.

W ten sposób powstanie zarodek z odpowiednią liczbą genów i chromosomów. Będzie posiadał jedną kopię każdego genu od matki i ojca, by skutkować nowym zestawem 23 chromosomów.

Obrazek

Kuzyni jak rodzeństwo

Bliźnięta jednojajowe są jednak wyjątkowe. W ciągu dwóch pierwszych tygodni ciąży jedna zapłodniona komórka jajowa dzieli się, a implantacja daje początek dwóm identycznym osobom. Wszystko więc się zmienia, gdy na horyzoncie pojawiają się Salyersowie. Brittany i Briana są genetycznie identyczne, zupełnie jak ich wybrankowie.

Oznacza to, że jeśli któraś para zdecyduje się na dziecko, pociecha będzie dzielić te same geny z matką, co z ciotką (z ojcem i wujkiem również). Choć dzieci będą kuzynami, pod względem DNA będą przypominać rodzeństwo.

Obrazek

Genetyczne kazirodztwo?

Genetyk, doktor Burt, twierdzi, że nie ma powodów, by sądzić, że istnieje jakiekolwiek ryzyko w przypadku dzieci dwóch identycznych bliźniąt. Cała sytuacja jest naprawdę skomplikowana, szczególnie, że obydwie pary planują mieszkać razem i wychowywać dzieci w tym samym domu. Nawet doktor Burt nie ma pojęcia, co z tego wyniknie.

Taki przypadek jest niebywale rzadki, a ich życie z pewnością będzie bardzo interesujące zarówno dla zwykłych ludzi, jak również dla genetyków jak doktor Burt.


źródło
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #6 Ocena: 0

2022-09-18 08:22:43 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Chirurgia w średniowieczu i epoce nowożytnej. Najbardziej nieskuteczne zabiegi

Obrazek

Wypalanie ran wrzącym olejem. Picie krwi. Wszczepianie zwierzęcych organów… dokładnie tych, o których myślicie. Dawni chirurdzy ignorowali zdrowy rozsądek i nie liczyli się z ofiarami. Oto najbardziej nieskuteczne terapie z dawnych wieków.

Do czasów nowożytnych włącznie profesja chirurga nie cieszyła się szczególnym szacunkiem. W Amsterdamie, jak opowiada Arnold van de Laar, autor książki Pod nóż! 28 niezwykłych operacji w historii chirurgii, „grupa zawodowa chirurgów była tak mała i nic nieznacząca, że połączono ich w cech z trzema innymi niezbyt istotnymi profesjami — wytwórcami łyżew, wytwórcami drewnianych chodaków i balwierzami”. I stało się to nie w głębokim średniowieczu, ale w XVI stuleciu!
Trudno się dziwić. Lista zabiegów, które wykonywali ci konkretni lekarze, była naprawdę ograniczona.
Do XVIII wieku chirurdzy zajmowali się głównie ranami, zakażeniami ropnymi i złamaniami. Listę tę można uzupełnić o wycinanie czy wypalanie narośli i guzów niewiadomego pochodzenia oraz upuszczanie krwi (… ).
Co więcej, tak długo, jak o funkcjonowaniu ludzkiego ciała wiedziano niewiele, chirurdzy mieli skłonność, by iść po linii najmniejszego oporu. Robili po prostu to, co ich poprzednicy, nie patrząc na rezultaty. Jakie zabiegi z punktu widzenia dzisiejszej medycyny zupełnie nie miały sensu?
1. Upuszczanie krwi
Przez wiele stuleci upuszczanie krwi należało do najpopularniejszych zabiegów chirurgicznych. Uważano, że pomaga zwalczyć gorączkę. Stosowano je także w przypadku zakażenia rany, a nawet jako… terapię na zbyt silne krwawienie! Lekarz John Ranby w taki właśnie sposób próbował uleczyć księcia Williama, syna króla Jerzego II, któremu kula przeszyła nogę. Upuścił mu około pół litra krwi – jakby młodzieniec stracił jej za mało z powodu samej rany.
Tradycja musiała powstać tysiące lat temu podczas rytuałów przepędzania złego. Czarownicy przepędzali złe duchy (choroby), nacinając skórę ofiary, żeby duchy mogły wyjść. Krwawienie było rodzajem składania ofiary.

Starożytni Grecy składali ofiary, rozlewając po ziemi czerwone wino. Krwotoki mogły prowadzić do omdleń, co przypominało trans lub oddanie się bogom. Wszystkie te znaczenia są ze sobą prawdopodobnie spokrewnione.
Aż do czasów średniowiecza wiara w złe duchy odgrywała ważną rolę w zwyczaju upuszczania krwi, ale w następnych wiekach mistrzowie chirurgii mieli bardziej racjonalne wyjaśnienie: chodziło o pozbycie się chorej, „zepsutej” krwi.

Opaska uciskowa na ramieniu oddzielała „zepsutą” krew od reszty i można ją było spuścić przez nacięcie w zagięciu łokcia.
Problem w tym, że nawet „nowoczesne” przesądy miały niewiele wspólnego z rzeczywistym leczeniem. Wielu pacjentów, którym upuszczano krew, po prostu umierało. Ci, których zabieg nie zabił, byli osłabieni na co najmniej kilka tygodni. Być może w pojedynczych przypadkach odnotowano jakąś ograniczoną poprawę – najprawdopodobniej był to jednak efekt placebo.

Przy tak nędznych wynikach aż dziw bierze, że z upuszczania krwi zrezygnowano dopiero… w XIX wieku!

2. Polewanie ran wrzącym olejem (lub ich wypalanie)

Niemal równie „skuteczny” był inny starodawny przepis. Od niepamiętnych czasów zalecano, by otwarte rany… polewać wrzącym olejem! O tym, że leczenie w ten sposób nie ma żadnego sensu, przekonał się na własne oczy w 1537 roku francuski chirurg Ambroise Paré. Opatrywał on rannych w czasie walk o Turyn.

Początkowo rzeczywiście wlewał do ran rozgrzany tłuszcz, zgodnie z radą, którą znalazł w jednej z posiadanych książek. W pewnym momencie jednak gorącej cieczy zabrakło, zdał się więc na własną pomysłowość i zaczął… smarować draśnięcia maścią z oleju różanego i żółtek jajek. Łatwo się domyślić, którzy żołnierze wyzdrowieli szybciej.
Alternatywą dla „olejowego” leczenia było (może nawet jeszcze gorsze?) wypalanie ran rozżarzonym żelazem. Po takim zabiegu uznawano, że uszkodzona część ciała jest dostatecznie „oczyszczona”, i owijano ją (zwykle brudną) szmatą.

3. Wypalanie przepuklin rozpalonym żelazem

Krew w żyłach mogą zmrozić również dawne opisy innej operacji, której podejmowali się chirurdzy: leczenia przepukliny. Od starożytności wymyślano najróżniejsze sposoby radzenia sobie z tym problemem.

(… ) wybrzuszenie wypalano z zewnątrz żelazem. Trudno się domyślić, w jaki sposób ten nieludzki zabieg miał w czymkolwiek pomóc. Prawdopodobnie stosowano go, ponieważ taką metodę zalecał arabski chirurg Albucasis w książce sprzed tysiąca lat.
Połowa szans, że umrzesz
W XVII wieku ryzyko zgonu nawet w przypadku stosunkowo prostej operacji usunięcia kamieni nerkowych wynosiło aż 40 procent. A co dopiero w przypadku (również przeprowadzanej) operacji transfuzji krwi! No chyba, że pacjentowi kazano tę krew po prostu wypić – co też się zdarzało.
Możliwe, że tak właśnie wyglądała „transfuzja” w przypadku papieża Innocentego VIII pod koniec XV wieku…

Dopiero w XIX stuleciu nauka rozwinęła się na tyle, by także chirurgia stała się bezpieczniejsza dla życia i zdrowia pacjentów. Rozprawiono się wówczas z wieloma pokutującymi przez stulecia mitami.
Autor
Anna Winkler

Obrazek

źródło
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Maat17

Post #7 Ocena: 0

2022-09-18 08:54:51 (3 lata temu)

Maat17

Posty: 6829

Kobieta

Z nami od: 18-02-2021

Skąd: New Kingdom

Cytat:

[B]2022-09-18 08:22:43, EFKAKONEFKA33 napisał(a)
Wielu pacjentów, którym ………….., po prostu umierało. Ci, których …….. nie zabił, byli osłabieni na co najmniej kilka tygodni. Być może w pojedynczych przypadkach odnotowano jakąś ograniczoną poprawę – najprawdopodobniej był to jednak efekt placebo.



OMG.

Cos ze mna nie tego.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #8 Ocena: 0

2022-09-24 13:27:50 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Fabrykantki aniołków w przedwojennej Polsce. Oferowały zabijanie niemowląt za 75 złotych

Zjawisko „fabrykowania aniołków” jest kojarzone przede wszystkim z XIX stuleciem, gdy na masową skalę działały cyniczne kobiety, którym samotne matki oddawały niemowlęta, by pozbyć się problemu. Rzekome opiekunki brały pieniądze nie po to, by odchować dzieci, ale żeby dyskretnie się ich pozbyć. Zjawisko wcale nie zniknęło wraz z nową epoką. Fabrykantki aniołków prosperowały także w dwudziestoleciu międzywojennym.

25 lutego 1922 roku w warszawskim Sądzie Okręgowym zapadł wyrok w sprawie prawdopodobnie najgorszej morderczyni dzieci w dziejach Polski.

Marianna Laskowska sama przechwalała się, że przez całe życie zajmowała się „wychowywaniem” niemowląt. W swojej książce pt. Seryjni mordercy II RP, gdzie szeroko opisałem jej przypadek, oszacowałem, że mogła zabić nawet 300 do 400 razy.

W przeciwieństwie do fabrykantek aniołków, które stawały przed sądem w dobie zaborów, Marianna Laskowska usłyszała prawdziwie surowy wyrok. Miała spędzić w więzieniu resztę życia, podczas gdy jej wspólniczki wysłano za kraty na 10-15 lat.

Obrazek

Jedna z gazet komentowała, że decyzję sądu i tak uznano za „zbyt łagodną wobec strasznych zbrodni, które ciążyły na sumieniu kobiet-szakali”. Ogółem jednak panowało raczej poczucie, że wyrok stanie się przestrogą dla kolejnych przestępczyń. I pozwoli poskromić zbrodnicze zjawisko fabrykowania aniołków.

Noworodek w nawozie
Nadzieje były płonne. Proces nie dobiegł końca, a kroniki policyjne już donosiły o nowych zbrodniach dzieciobójstwa. 25 lutego 1922 roku, pod nagłówkiem Noworodek w nawozie informowano:

Coraz częściej daje się słyszeć o znalezionych tu i ówdzie trupach noworodków. Kto wie, czy nie istnieje w Warszawie jakaś nowa „wiedźma” zabijająca niemowlęta.

Onegdaj we wsi Opacz Duża gm. Skorosze gospodarz Piotr Trzaska znalazł u siebie w podwórzu nieżywego noworodka płci męskiej. Dochodzenie stwierdziło, że noworodek ten został przywieziony z nawozem z Warszawy.

Historie maltretowanych dzieci docierały nie tylko z Warszawy i okolic, ale z całego kraju. Równo trzy miesiące po tym, jak warszawski sąd skazał Laskowską na dożywotnią odsiadkę, małopolskie gazety doniosły o „masowej fabrykacji aniołków” we Lwowie.

Tam też działała cała szajka, znowu złożona wyłącznie z kobiet. Nie dość, że zupełnie obojętnych na los dzieci, to jeszcze – do granic możliwości zuchwałych. Przestępczynie głodziły podopiecznych, trzymały ich razem z psami i królikami. Potem zaś osobiście zanosiły wychudzone, konające niemowlęta… do szpitala. Tak, by nie musieć podrzucać ich nocą i nie przejmować się koniecznością organizowania pokątnych pogrzebów.

Miały najwidoczniej poczucie, że nikt nie będzie zadawać jakichkolwiek pytań. I… miały rację. Proceder prowadziły przez „dłuższy czas”, niemal na widoku publicznym i zupełnie bezkarnie.

Czuć zapach maku
Własne fabrykantki miał i Kraków. O jednej z nich napisał w pamiętniku szeregowy policjant Franciszek Banaś. „W mieszkaniu ciemno, brud, wilgoć i czuć silny zapach maku” – relacjonował nalot na lokal zajmowany przez dzieciobójczynię.

Kobieta zupełnie jak Skublińska, działała z rozmachem. Na jednym posłaniu Banaś znalazł „może pięcioro niemowląt”. I jak Laskowska – sięgała po sprawdzone metody. „Karmiła dzieci naparem makuchów, dlatego wiecznie spały, a później z wycieńczenia kończyły życie”.

Obrazek

Nadal zdarzały się zbrodnie pojedyncze i prawdziwie masowe. Aresztowano mamki, które zagłodziły kilkoro dzieci, ale też takie, które mogły mieć na sumieniu dziesiątki ofiar.


W 1927 roku w Białymstoku wpadła niejaka Leontyna W. Według prasy zabiła sześćdziesiąt niemowląt, a matki zapewniała, że wszystkie one szczęśliwie dorastają na wsi. Jak podejrzewali śledczy – trupy noworodków spalała dla zatarcia śladów.

Płaszczyzna faktów, płaszczyzna języka
Zmianę widać było gołym okiem, choć nie jest jasne do jakiego stopnia następowała na płaszczyźnie faktów, a do jakiego… tylko w świecie języka. O fabrykantkach aniołków pisano coraz mniej, bo sam ten termin – wyciągnięty ze słusznie minionej epoki – zaczął brzmieć niedzisiejszo, wprost archaicznie. Zacierały się dawne znaczenia.

Mianem fabrykantek aniołków czasem określano wyrodne matki, kiedy indziej zaś – akuszerki wykonujące nielegalne zabiegi. Ludzie przestawali rozumieć co ta zlepka słów właściwie oznacza.

Fabrykantek aniołków w latach 20. ubyło, bo powoli, z wielkim mozołem, poprawiała się kondycja gospodarcza kraju.

Tam, gdzie spadała liczba podrzutków i skala działalności fabrykantek aniołków, jednocześnie rosła powszechność aborcji. Wprawdzie nielegalnej, ale w wolnej Polsce cieszącej się cichym, powszechnym przyzwoleniem. Doktor Wiktor Grzywo-Dąbrowski twierdził, że każdego roku w samej tylko Warszawie „robiło się dwadzieścia tysięcy poronień”. W skali kraju mogło ich być nawet dziesięć razy więcej.

źródło
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

ZlotaPerla2

Post #9 Ocena: 0

2022-09-24 14:20:28 (3 lata temu)

ZlotaPerla2

Posty: 4424

Kobieta

Z nami od: 20-06-2022

Skąd: Pothole town

😳😓
Trzech nas w jednym ciele - Anioł, Diabeł i Ja

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

EFKAKONEFKA33

Post #10 Ocena: 0

2022-09-29 20:42:13 (3 lata temu)

EFKAKONEFKA33

Posty: n/a

Konto usunięte

Kanadyjski fotograf Francois Brunell wyszukuje i fotografuje podobne osoby... które nie są ze sobą spokrewnione.
Obecnie wykonał około 200 portretów tego typu par.
Francois znajduje do swojego ciekawego projektu ludzi podróżując po świecie, a następnie zaprasza dwie zupełnie sobie obce osoby na sesję zdjęciową 🙂
„Pierwszą parę znalazłem dzięki znajomości. Ale po tym, jak media opowiedziały o moim projekcie, coraz więcej osób było gotowych do wzięcia w nim udziału”.
źródłoˆ ALCHEMIA ŚWIADOMOŚCI

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Na ścianie jej sypialni widać krzyż lecz ona i tak skończy potępiona, bowiem jakiś zniewalający obraz nocą zapłonął w jej myślach i pomiędzy jej udami złamany bólem człowiek.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Strona 59 z 61 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 58 | 59 | 60 | 61 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,