Cytat:
W samo swedno
Cytat:
2018-01-31 10:56:45, cris82 napisał(a):
dzisiaj czytalem jakis wywiad z gajewskim powiedzial o bieleckim ze zachowal sie wspaniale wiec chyba zrekompensowal sie broad
peak w jego oczach
a na yt jest fajny wywiad ze zbigniewem trzmielem w radiu zet ktory wchodzil na nange i zawrocili z kolega 250metrow przed wejsciem na sam szczyt mowil ze te 250m mozna bylo pokonac w dwie godziny ale zostaliby tam juz na zawsze
(Fajnie byloby jakbys wrzucil tu te wywiady, jak juz gdzies je tam masz, czlowiek nie ma czasu tak szperac za tym po internetach, a jak je juz gdzies tam znalazles to fajnie byloby jakbys sie podzielil i wrzucil tutaj w jedno miejsce na forum, zeby poczytac czy posluchac w wolnej chwili, niejeden przesledzi z zainteresowaniem)
Nie odnise sie do wywiadu, ktorego nie cztalam i ktorego nie przytoczyles, ale pamietam ze sama te pare lat temu (chyba w 2013 czy jakos tak) raczej bylam blizsza krytykowania Adama Bieleckiego za jego postawe na Broad Peak niz bylabym sklonna go bronic. Ale minelo kilka chwil i troche sie jednak stalo od tamtych i wielkich i tragicznych wydarzen i okazuje sie po raz kolejny, jak to w zyciu, ze tylko krowa nie zmienia zdania, nic nie jest takie jakie nam sie wydaje z perspektywy z jakiej to na patrzymy... I wszystko jedno czy ta perpektywa to spelnione zycie rodzinne, satysfacja z wlasnych osiagniec, pracy, wymarzony widok przez okno czy poprostu ukochana osoba na kanapie obok
I wlasnie dlatego chcialabym, zeby ten wpis bardziej sie odnosil do roli Adama Bieleckiego w tej tej i porzedniej, z Broad Peak historii (moze to takie moje skromne prywatno-publiczne przeprosiny dla niego za ta moja "znajomosc Himalajow" i sklonnosc do oceniania innych, bo przeciez "ja bym tam nie poszla", a jesli bym poszla to "nie zostawilabym kolegow. I najwyzej umarla razem z nimi" Bo przeciez najwazniejsze to dac z siebie wszystko, miec swiadmomosc, ze zrobilo sie wszystko co mozna bylo zrobic. Ale gdzie jest ta cienka granica magicznego slowa "wszystko" i jak ja dojrzec, kiedy wszystko takie skomplikowane, wszedzie, i tam w gorach, w ktore oni laza, ale tez tytaj na dole, w takim Londynie, Bialymstoku, w Sydney, czy w Monte pieprzonym Carlo, wszedzie gdzie przyjdzie nam odpowiedziec sobie na pytanie, co jest mniej a co bardziej wazne? I odwrotnie.
Bo niby tak blisko i teoretycznie mogl zwolnic tempa jak juz byl na gorze, na wymarzonym szczycie, potem dotrzymac kroku Mackowi i Tomkowi i jakos pomoc im zejsc na dol. Ale jak patrzy sie na takie gory z perspektywy kanapy/fotela, fajnego widoku z biura lub zdjec z rodzina w boskich Alpach albo z Morskiego Oka myslac juz o talerzu z parujaca kwasnica to trzeba byc glupim, zeby nawet probowac oceniac...
Patrzac na to wszystko z perspektywy czasu i ostanich wydarzen nie bylabym dzisiaj taka pewna czy Bielecki mialby sie niby za cokowikek "rehabitowac" za Broad Peak...No bo tak logicznie jak na to spojrzec to albo sie jest odwaznym,podejmujacym najwieksze ryzyko czlowiekiem z zasadami, albo jest sie tchorzem. Nie da sie byc jednym w sobote, a innym w poniedzialek -
Albo masz zasady i honor, ktory Ci kaze wedlug niego postepowac, albo nie masz ani jednego ani drugiego, albo jestes tchorzem albo brzydzisz sie nim byc. Nie da sie po trochu i jedno i drugie bo to sa rzeczy, ktore sie wzajemnie wykluczja
Wiec reasumujac postawe Adama Bieleckiego, na Broad Peak mial byc egoista, karierowiczem za cene zycia innych ludzi, zwyklym tchorzem, ktory ucieka po zdobyciu szczyu jak njpredzej, zostawiajac kolegow na pewna smierc, bo kalkuluje tylko co mu sie bardziej oplaca, a niespelna piec lat pozniej ten sam Adam Bielecki bez pojscia na kolanach do Watykanu, ani nawet na Jasna Gore przeszedl takie nawrocenie, jakiego on sam sie nie spodziewal po sobie. Poszedl w kompletych ciemnosciach po scianie lodu, ryzykujac nie tylko swoje zycie, ale i marzenia.
Zrobil to w rekordowo szybkim tempie po to, zeby sie zrehabilitowac? Malo sie to wydaje prawdopodobne, zeby chec zrehabitowania sie motywowala taka wole walki z czasem, z wiatrem, z mrozem, i ze wszystkim tym czego nie-Himalaista moze sobie jedynie probowac wyobrazic.
Takiego wyczynu mozna dokonac tylko heroizmem, wewnetrzna potrzeba, poczuciem koniecznosci parcia do przodu w walce o najwyzsza stawke - ludzkie zycie, czyjes zycie, ktore gdzies tam czeka w gorze, jeszcze sie tli, ale mijaja minuty godziny i ono w koncu zgasnie, jesli pomoc nie dotrze na czas.
I wszystko jedno czy to przed czy po zdobyciu szczytu, czesto lepiej ten szczyt sobie odpuscic i zyc
Tyle rzeczy kończy się tak niespodziewanie: pieniądze, urlop, młodość i sól.