2013-01-19 09:55:53, kolezanka_szkla napisał(a):
Wiecie co... A ja sobie tak pomyslalam. Uprzedzam - filmiku nie ogladalam - szkoda mi czasu na takie pierdoly.
ALE
Zalozmy, ze jestem sama w Anglii.
Cztery dni spedzam w pracy. Dostaje tam trzy pelnowartosciowe posilki. Sniadanko, obiadzik i kolacyjke. Tu sobie jeszcze skubne jogurcik, tam bananka, soczki i ciasteczka. Wracam do domu i wypijam sobie juz tylko kawke/herbatke. Pozostaja mi tylko trzy dni marnych obiadkow w domu.
Kurczaki - ze nie wpadlam na to wczesniej

![:-] :-]](modules/Forum/images/smiles/lol.gif )
Nie wem czy akurat kurczakowa dieta jest pełnowartosciowa, no ale to możliwe.
jak pracowałem w knajpie to przygotowywaliśmy jedzenie dla wszytkich pracowników.
Rano expresso z jakimś ciastem, potm około 11 godzina przerwy i śniadanie, najczęsciej pasta, czyli spagetti na różne sposoby, a że robili to makaroniarze, to było to na prawde smaczne.
Robili czesto z tego co nie zostało zużyte dla klientów w dniu poprzednim, bo w tej knajpie było wszytko codziennie przygotowywane od nowa, jak coś nie zostało upieczone w dniu porzednim to albo szło do kosza albo dla pracowników, czyli ryby, owoce morza, a czasami po prostu wegetarianskie.
Przed popołudniowym serwisem też godzina przerwy i obiad, tu zawsze mięcho itd, znowu expresso i wio biegem do nocy.
W piątki po serwisie obowiazokowo dostawaliśmy Piweczko od jednego do kilku, peroni.
I praktycznie w domu wcale nie jadłem. zostawały 2 czasami 1 dzień w tygodniu gdy miałem wolne.
To się wtedy zgadzało zę można było wydać nawt mniej jak 50 funtów na jedzenie.
A, i wtedy np masło kosztowało 70-80p a nie 1.40, to musimy też brać poprawkę na ceny.
Głównie kupowaliśmy mrożone ryby, główne zakupy w Lidlu i Sainsbury, rzadko polski sklep bo po prostu był nie po drodze i daleko.
he, ale bywało w życiu że jak to ktoś tu wcześniej napisał robiłem "mercedesa" Nie jest to związane z UK.
BA! był czas że nawet nie miałem na pasztet.
Swego czasu najtrudniejszy dla mnie czas to była pierwsza próba introdukcji w Hiszpanii i We Francji, która okazała się absolutną porażką i niemal powaliło mnie na kolana.
Nie miał mi kto pomóc, i nie miałem też gdzie wracać.
Ale jako nastolatek jakoś mniej potrzebowałem

A pamietajmy że wtedy były jeszcze granice i wędrówka i poszukiwanie zajęcia nie było proste.
Uratował mnie wyjazd do afryki i kilka lat pracy, ponowny powrót do europy był już na innym poziomie. Nie byłem już sam.
Otrzymanie wizy i biznesowego pozwolenia na prace, w tamtych czasach było dla mnie otwarciem bram do raju.
No i mogłem jeszcze podciągnąć edukacje

Wszytko jest możliwe, tylko zależy na ile człowiek jest przygotowany przez rodziców, i na ile jest zdeterminowany.
Upadek na kolana, nie jest tragedią,
Byle nie upaść na pysk i stracić wiarę w siebie, wtedy nie ma ratunku.