Na syberii, najpierw w barze zjadłem coś podobnego do bigosu, tłuste samo w sobie, do tego kotlet mielony, oraz poprosiłem o extra kawałek gotowanego w wodzie ... nie wiem jak to nazwać, ale to był kawałek świni, tak ze skórą, grubą warstwą rozedrganego tłuszczu jak hehe biust, mięso i żebra, czyli cieli boczek z żeberkami.
Na to wszytko chochla tak gęstej śmietany że mimo gorącej potrawy trzymała kształt kopułki
A na sam koniec w tą śmietanę walnęli mi zielonego ogórka
W sumie było bardzo dobre zjadłęm wszytko, -40C robi swoje
Ale jak przyszedłem do chaty, to postanowiłem napić się piwa.
I to był mój błąd.
Jak mnie zmuliło, czułem że w żołądku po prostu mi się wszystko ścina, nie dobrze mi.
Przyszedł stary sybirak, dziadziuś co go zesłali z polski.
Wyjoł szlahetny napój domowej roboty, nalał do szkalni i zmusił do szybkiego wypicia.
Najpierw poczułem że w brzuchu się zapieniło i dosłownie zagotowało...
Ale już po kilku minutach byłem jak nówka
W następne dni, aż do jesieni po każdym posiłku, szliśmy z dziadziusiem, kielonek i do roboty

Liczy się czas który żyjemy dla kogoś, reszta to czas śmieć.