Tak wygladaly niektore ulice a Lodzi, podzielone drutami kolczastymi, i strzezone przez straznikow.
Tak jak i napisalem w poprzednim opowiadaniu, wygladala ulica, na ktorej mieszkala moja mama z rodzicami i rodzenstwem. Jeden z braci, ten najstarszy, pracowal dla Niemcow w jakiejs firmie jako kierowca, wtedy kazdy dorosly, czyli ponad 14 lat mosial dla nich pracowac.Zdarzalo sie nieraz ze wracal po godzinie policyjnej, samochod zostawial w firmie, a sam wracal pieszo do domu. Mial specjalne pozwolenie.
Jednej nocy wracal okolo polnocy, i przechodzac nie pozdrowil straznika "zabijoka", tamtan sie wsciekl, najpierw krzyczal, i sam sie tym krzykiem napedzal, potem zaciagnol go w podworko (to juz bylo blisko naszego domu)i zaczol go bic kolba od karabinu, wujo lezal kolo studni, a on go bil i kopal. Traf ze w tym domu mieszkala pani, ktorej zabil syna w ten sam sposob, wspaniala ta kobieta zaczela strasznie krzyczec na caly glos, ludzie ratujcie "abijok" chce zabic chlopaka od S..(tu bylo nazwisko). Niewiem czy w naszym domu uslyszeli, czy moze ktos polecial i obudzil, najwazniejsze ze rodzice i cala rodzina sie dowiedziala.
Tutaj musze odbiec na chwile, i powiedziec ze jadna z siostr mojej mamy, byla bardzo ladna dziewczyna, miala okolo 17 lat i bardzo sie "zabijokowi" podobala, sama widziala ze wodzi za nia oczami, (a i on byl podobno przestojny, tylko kulal na jedna noge dlatego nie byl na froncie, tylko pilnowal getta) bala sie go nawet, i starala sie chodzic okrezna droga jak on byl na sluzbie. Ale wtedy wlasnie to ona powiedziala: "ja, tylko ja pojde, mnie moze poslucha". jak powiedziala tak zrobila, poleciala na sasiednie (jak nie na sasiednie to najwyzej jedno dalej) podworko, tam gdzie sie to dzialo. Wpadla biegiem i stanela, on tez przestal bic i patrzyl, ciocia opowiadala ze nie wiedziala co zrobic, ani co powiedziec, chociaz dzieci potrafily po niemiecku, bo to byl juz prawie koniec wojny, to braklo jej slow. On opuscil karabin patrzyl na nia z coraz wieksza zloscia, i zaczol strasznie krzyczec i wyzywac na wszystkich Polakow, tak jak by chcial dac upust swoim emocjom, potem jeszcze wykrzyczal ze ma zabrac tego swojego brata, zeby go wiecej na oczy nie widzial.
Brat mojej mamy po jakims czasie sie wykurowal, i wrocil do swojej pracy. Jemu sie udalo przezyc.
"zabijok" strzelal nieraz do Zydow po drugiej stronie drutow, i zabijal jak mu sie ktos niepodobal, albo mial zly humor.
Pamietam jeszcze dwie historie o tym zbrodniazu, nie takie tragiczne, ale nie wiem czy dobrze robie ze to opisuje, czy ktos chce to czytac?
[ Ostatnio edytowany przez: Onieznajomy 02-11-2012 15:25 ]