Od lat przebywam w UK. Na początku nikogo nie znałam, nie miałam tu przyjaciół, czy znajomych, chwilę trwało zanim poznałam właściwe osoby. Mam 3 przyjaciółki, wszystkie poznałam tutaj, ale od początku się dobrze dogadywałyśmy i szybko powstała z tego solidna przyjaźń. Tak się jakoś złożyło, że od jakiegoś czasu wszystkie 3 mają (a przynajmniej tak twierdzą) depresję. Ma to związek z przekroczeniem lub zbliżaniem się do magicznej 30-tki. Żadna z nich nie jest w związku, każda nie znosi swojej pracy, wszystkie mają problem z samodyscypliną, organizacją, jakimś życiowym ogarnięciem. Myślę, że ich życiowy dół spotęgował się, kiedy powiedziałam im, że jestem w ciąży, bo uświadomiły sobie, że coś je omija (a każda chciałaby mieć dziecko, gdyby tylko miały partnera). Wszystkie mają za sobą w miarę świeże, burzliwe, chwilowe związki, jedna spotyka się z fajnym facetem, ale sama nie może się zdecydować czego chce, czy z tego będzie coś więcej. Ogólnie taka emocjonalna niestabilność, bo raz mówi, że to facet jej życia, a innym, że z tego nic nie będzie, ech...
Druga kupiła mieszkanie i remontuje jej, ale z tym remontem ma duże problemy i to wszystko, a dodatkowo facet z którym jej w międzyczasie nie wyszło, spowodowały, że bardzo się zmieniła. I wczoraj miałyśmy pierwsze poważne spięcie odkąd się znamy. Bo ona uważa, że jej się życie spieprzyło i że wszystkie jej problemy biorą się z braku faceta (uogólniając, bo i tak już się rozpisałam) i że ja tego nie zrozumiem, bo jestem w związku, mam męża i dziecko w drodze. I że jestem za bardzo skoncentrowana na swoim życiu

Oboje z mężem zawsze o dziewczynach myślimy, są naszą tu niejako rodziną, bo znamy się od lat. I bierzemy je pod uwagę, robiąc różne plany. W Wielkanoc chciałam, żeby miały normalne święta, więc przez 2 dni zapieprzaliśmy jak głupi, zakupy, sprzątanie, gotowanie. I czekaliśmy na nie w niedzielny poranek, z zastawionym i udekorowanym stołem. i co? Jedna nie przyszła, bo nie miała nastroju, a 2 się spóźniły, w tym jedna przyszła, ale mówiąc mi potem, że też miała nie przychodzić, bo podły nastrój, depresja itp.

I jeszcze się dowiedziałam wczoraj, rozmawiając z jedną z nich, że nie mam co na nią teraz liczyć, bo ma problemy itp.
Ja rozumiem oczywiście, że nie jest im łatwo, ale czy brakiem faceta można wszystko tłumaczyć? A może są same, bo są trudnymi osobami do bycia na co dzień? Tak sobie teoretyzuję, bo nie wiem jakie są w związku.[/LIST] Czy ja nie mam prawa do gorszego samopoczucia, czy narzekania tylko dlatego, że jestem w kilkunastoletnim związku, będę mieć dziecko, nie narzekam bardzo na swoją pracę i ogólnie moje życie jest bardziej poukładane?
Wszystkie mówią o depresji. Niewiele wiem na temat depresji, tzn nie miałam z nią styczności ale patrząc na nie, dochodzę do wniosku, że to dla nich świetna wymówka, by olać pewne sprawy, być niesłownym, czy nie się z kimś nie spotkać.
Sorry, wiem, że ten wpis chaotyczny jest, ale bardzo mi na nich zależy (może bardziej, niż im na mnie) i chciałabym im pomóc i zrozumieć.
Może są na forum osoby, które miały podobne doświadczenia lub samotne 30latki, czy 30latkowie (choć mężczyźni chyba samotność lepiej znoszą). Czy nie można być zadowoloną z życia osobą pomimo bycia singlem? Ja wiem, że można, bo mam taką koleżankę w pracy i jakoś żyje i jest zadowolona, pewna siebie i uśmiechnięta na co dzień.
No to wam zafundowałam długi wpis
![:-] :-]](modules/Forum/images/smiles/lol.gif )

[ Ostatnio edytowany przez: Capricorn 14-04-2012 10:40 ]