Lot do NY trwal troche ponad 6 godzin. Jak zabic taki kawalek czasu. Nie moglem obejrzec zadnego filmu gdyz tuz przed mna siedzial
gosc ktory wystawal o glowe ponad oparcie siedzenia. Niejako wiec z koniecznosci musialem sluchac muzyki. Nalozylem sluchawki I
poprosilem stewardese o piwo. Od razu poprawil mi sie humor, zaczalem sie gibac w rytm muzyki. Dziewczyna ktora siedziala obok
mnie zaczela sie na mnie tak jakos dziwnie patrzec.
Przylecielismy, jestesmy wreszcie na miejscu. Sala przylotow Bristish Airways nie wyglada najlepiej, przypomina bardziej nasze stare
Okecie. Wszyscy wychodza I ustawiaja sie karnie w kolejce.
Gdzies tak w polowie drogi do okienka, dostalem pierwsze sygnaly ze plastikowe jedzenia ktore zjadlem wczasie lotu ma mnie juz
serdecznie dosc i chce sie za wszelka cene wydostac. Jak tu wytrzymac. Do okienka jeszcze troche czasu, a do samolotu nie moge
wrocic. Co za pech.
Wreszcie jestem sam na sam z urzedniczka. Patrzy nieufnie w moj paszport, cos przeglada. Zadaje pytania.
- Jaki jest cel podrozy ?
- Praca na Campie
- Co bedziesz robil
- Nie wiem, moze bede w kuchni
- To po to przyjedzasz do Stanow aby w kuchni pracowac ?
Zrobilem jakas glupia mine, koncz wreszcie babo. Dluzej nie wytrzymam. Zaraz bede mial sraczke ze palce lizac. Wreszcie podbila
paszport.
Przebieglem szybko do hallu, rzucilem plecak. Gdzie jest ta toaleta ? Juz jestem w srodku. Otwieram kibel, a tam woda po brzegi, co jest
? Chyba zepsute, otwieram nastepny I znowu woda. No trudno nie ma co, musze skorzystac, najwyzej sie nie przyznam gdyby bylo na
mnie.
O kilka kilo lzejszy usiadlem w hallu. Razem ze mna lecialo pona 100 osob. Wszyscy karnie czekali na dalszy ciag. Nikt nie wiedzial co
dalej. Po pol godzinie, zapakowali nas wszystkich do autobusu I wdroge.
Kiedy przylecielismy byla juz noc, do tego bylo bardzo goraca. Mialem wrazenie ze ktos zapomnial wylaczyc suszarke. Autobus ruszyl,
jedziemy ale nic wlasciwie nie widac z oknami, zadnych budynkow, troche drzew.
Podroz troche monotonna az w pewnym momencie wjechalismy na most. Caly autokar nagle zamilkl. Naszym oczom ukazal sie
Manhattan w nocy. Niesamowity widok ktory bede pamietal do konca zycia.
Zakawaterowali nas wszystkich w hotelu Sheraton w New Jersey. Balagan organizacyjny byl niesamowity. Nie mialem przydzielonego
pokoju. Zostalem umieszczony na dostawke z jakimis Anglikami. Probowalem zasnacale co jakis czas ktos wchodzil, wlaczal swiatlo I
chcial ogladac telewizje. Potem juz nic nie pamietam.
Rano sniadanie, wszyskich dziela na grupy. Wsiadam do zoltego szkolnego autobusu I w droge. Jedziemy na polnoc od NY. Wtedy po
raz pierwszy poczulem ze jestem w Ameryce. Za oknami, widoki dobrze mi znane zfilmow, typowe domki I stacje benzynowe.
Jestesmy na miejscu, oboz dla mlodziezy polozony na jeziorkiem. Dookola same lasy. Teren obozu zamkniety. Duza brama wejsciowa z
napisem "Welcome - Shalom". Kurde gdzie ja jestem ?
wiecej
www.nowy-jork.com