Istnieją dowody zbrodni katyńskiej?
W rosyjskich archiwach wciąż mogą znajdować się kluczowe dokumenty. A jeśli nie, to powinny być protokoły ich zniszczenia - mówi rosyjski historyk Nikita Pietrow
Rodziny Polaków zamordowanych w Katyniu bezskutecznie domagają się rehabilitacji bliskich w rosyjskich sądach.
Rosyjska główna prokuratura wojskowa przez kilkanaście lat prowadziła śledztwo w sprawie Katynia. Ale rosyjscy sędziowie argumentują, że dla nich wciąż nic nie jest jasne. Przede wszystkim nie wiadomo, w jakich okolicznościach i dlaczego Polacy zostali zabici, bo nie istnieją żadne dokumenty dotyczące dochodzeń przeciwko nim, rozpraw sądowych, wyroków, potwierdzenia rozstrzelania.
Rosyjska prokuratura, zamykając śledztwo cztery lata temu, utajniła większość akt. Jakie dowody dotyczące zbrodni katyńskiej mogą kryć się w rosyjskich archiwach? Rozmawiamy z Nikitą Pietrowem, historykiem i członkiem władz Stowarzyszenia Memoriał. Pietrow, badacz epoki stalinowskiej, przekazał nam informacje o nieznanych organizatorach zbrodni na Polakach oraz ich zdjęcia. Materiały "Gazeta" opublikowała w grudniu.
Wacław Radziwinowicz: Rosyjskie sądy odrzucają wnioski o rehabilitację Polaków zamordowanych w 1940 r. przez NKWD. Tłumaczą, że nie ma dokumentów dowodzących, iż byli ofiarami represji politycznych. Czy rzeczywiście takie dokumenty nie istnieją?
Nikita Pietrow: Po pierwsze, nie jest tak, że człowieka nie można rehabilitować bez dokumentów. Papiery na temat losu Ralfa Wallenberga, szwedzkiego dyplomaty zamordowanego przez NKWD [uratował tysiące Żydów na Węgrzech podczas II wojny światowej] nie istnieją. Tak samo jest w przypadku cara Mikołaja i jego najbliższych zamordowanych przez bolszewików bez sądu i śledztwa. A jednak wszyscy zostali rehabilitowani.
Dlaczego?
- Bo, jak to się u nas mówi, w pewnym momencie pojawiła się "wola polityczna". I władze państwowe orzekły, że można bez oglądania się na formalności potwierdzić oczywistą prawdę: i Wallenberg, i carska rodzina padli ofiarą zbrodni bolszewickich.
W przypadku zbrodni katyńskiej "woli politycznej" nie ma. Potrzebne są dokumenty, a one nie istnieją...
- To wcale nie jest takie pewne. Istnieje dowód na to, że dokumenty były i że mogły przetrwać. 3 marca 1955 r. Aleksandr Szelepin, ówczesny szef KGB, sporządził notatkę przeznaczoną dla Nikity Chruszczowa. Poinformował go, że w archiwach, w wydzielonym pokoju, przechowywane są teczki personalne 21 857 Polaków rozstrzelanych przez NKWD.
Proponował je zniszczyć, by w przyszłości uniknąć ewentualnej "dekonspiracji naszej operacji i uniknąć jej negatywnych dla nas skutków". Ale jednocześnie proponował, by zachować protokoły posiedzeń "trojki" dotyczących Polaków.
"Trojki" to znaczy...
- To był taki quasi-sąd, który przy Stalinie zaocznie skazywał ludzi oskarżanych o przestępstwa polityczne. W przypadku jeńców polskich w skład "trojki" wchodził Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow i Leonid Basztakow.
Ci trzej wysoko postawieni funkcjonariusze NKWD otrzymywali wykazy Polaków przebywających w obozach jenieckich w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku oraz więzieniach na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi. W Moskwie, nie przesłuchując nikogo, nie przeglądając żadnych dokumentów, podpisywali się pod tymi listami, skazując znajdujących się na nich ludzi na śmierć.
Praktyka wskazuje, że w archiwach protokoły posiedzenia "trojek" przechowywano zawsze z protokołami o wykonaniu wyroków. To takie same listy jak te które podpisywała "trojka". Na nich dowódcy komand egzekucyjnych odfajkowywali nazwiska kolejnych rozstrzelanych. Po zakończeniu egzekucji na odwrocie kartek pisali: "My, tacy i tacy, w takim i takim dniu, w takim i takim miejscu wypełniliśmy decyzję o rozstrzelaniu".
Taki dokument nawet dla dzisiejszych sądów rosyjskich byłby przekonującym dowodem, że Polacy zabici w Katyniu rzeczywiście padli ofiarą represji politycznych.
Anatolij Jabłokow, były prokurator rosyjskiej głównej prokuratury wojskowej w początku lat 90. prowadził śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej i przesłuchiwał Szelepina. Twierdzi, że według dawnego szefa KGB protokoły posiedzeń katyńskiej "trojki" - wbrew jego woli - zostały zniszczone.
- A pytał pan Jabłokowa, czy ma pewność, że Szelepin go nie okłamał?
Pytałem. Powiedział, że nie jest pewny.
- No właśnie. Ja z kolei wiem, że nie ma protokołu zniszczenia tych dokumentów. Dobrze znam zasady, które obowiązywały w archiwach radzieckich. Jeśli niszczono jakikolwiek papierek, zawsze sporządzano dokument potwierdzający przeprowadzenie tej procedury.
Do zeznań Szelepina podchodziłbym z rezerwą. My, członkowie Stowarzyszenia Memoriał, w końcu lat 80. próbowaliśmy wyjaśnić tajemnicę zbrodni katyńskiej. I nam wtedy odpowiadano, że nie istnieją żadne dokumenty potwierdzające udział władz ZSRR w zamordowaniu Polaków.
A potem pojawiła się "wola polityczna" i wypłynęła ściśle do tej pory tajna "teczka nr 1", a w niej podpisana przez Stalina, Berię i innych członków Biura Politycznego decyzja z 5 marca 1940 r., że więzionych przez NKWD Polaków trzeba zlikwidować.
Jeśli protokoły "trojek", czyli wyroki śmierci na prawie 22 tys. Polaków, nie zostały zniszczone, to gdzie one mogą się znajdować?
- Główna prokuratura wojskowa przez kilkanaście lat, do marca 2005 r., prowadziła śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej. Ze 183 tomów akt dotyczących dochodzenia utajniła 116. Tam mogą być ciekawe dokumenty. Protokoły, jeśli istnieją, mogą się znajdować w archiwach Łubianki.
A więc są niedostępne?
- Dlaczego? Mamy w Rosji ustawę o tajemnicy państwowej mówiącą, że to, co dotyczy represji, tajemnicą być nie może. Badacze mogą więc domagać się dostępu do dokumentów albo przedstawienia im dowodów, że zostały one zniszczone.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Dobre ''Wiadomości'' dla LPR | Wrocław walczy z Katowicami o wielką inwestycję IBM Poleć znajomemu WydrukujKup licencjęPodyskutuj na forumPrzeczytaj 1 komentarz na Forum Dodaj swoją opinię » Istnieją dowody zbrodni katyńskiej? adamchelm 23.04.09, 07:09
Krótki podpis pod zdjęciem a tyle błędów. Sowieci w 1939 r. zatrzymali 240-250 tys. żołnierzy polskich różnych narodowści mi.in. polskiej, żydowskiej i ukraińskiej, w tym ok. 10-15 tys. »
Źródło: Gazeta Wyborcza
News z sieci
Dwadzieścia lat temu mogli zacząć upominać się o wyjaśnienia. Solidarność za bardzo była zajęta przetwarzaniem lewicy na prawicę. Kariera zaćmiła im umysły i oczywiście koalicja SLD z Solidarnością byli działacze PZPR wcielili się w szeregi wrogów co jest do tej pory’
Ręka rękę myje tyle że, za mydło i ręczniki oraz wodę musi zawsze płacić społeczeństwo.
[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 23-04-2009 09:03 ]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz