Opowiem swoja historie z wymiarem sprawiedliwosci.
Za szczeniecych czasow, gdy mialem cos kolo 21 lat, zdarzylo mi sie trafic w zle miejsce o zlej porze, tj. na okoliczny przystanek autobusowy. Na przystanku znajomy z widzenia gosc dostal pare razy w twarz od innych znajomych z widzenia gosci i uciekl. Nawet sie nie przejalem - u Krakowie norma, a pozatym bylem zagadany przez telefon.
O fakcie zdarzylem juz zapomniec gdy pare tygodni pozniej rano o 4 rano wpadla mi do domu policja z nakazem i wymachujac bronia. Nie jakis byle dzielnicowy, ale osilki z, uwaga uwaga, wydzialu zabojstw KPP w Krakowie.
Zabrali mnie na komende, gdzie mi objasniono, ze zostalem oskarzony o pobicie z zagrozeniem zycia (bo ofiara mimo ze uciekala, az sie za nim kurzylo, zrobila sobie obdukcje z peknieciami czaszki, uszkodzeniem wzroku i paroma zlamaniami) oraz kradziez jakiejs bardzo waznej legitymacji (ktora w rzeczywistosci ofiara prawdopodobnie zgubila uciekajac).
Po osmiu godzinach przesluchania, na czczo, bez wody, kibla i co najgorsze fajki, powiedziano mi, ze mimo ze nie bralem udzialu w pobiciu, to nie zawiadomilem policji, co wedlug prawa powinnienem zrobic, wiec to jest technicznie wspoludzial. I albo podpisuje papier ze sie przyznaje, albo zamykaja mnie w areszcie na swieta (to bylo 4 dni przed Wigilia). OK zgodzilem sie, ulozylismy wspolnie papier, bardzo smiesznie wyszedl - bez kitu cos w stylu "Przyznaje sie do wspoludzialu w pobiciu, w ktorym nie bralem udzialu" i tak dalej, podpisalem. Zostalem przewieziony (razem z dwoma innymi gosciami, ktorzy rzeczywiscie brali w tym udzial) do prokuratury gdzie mialem powtorzyc zeznania. Tam prokurator zaproponowal nam samodzielne ustalenie sobie kary i podyktowal kazdemu co maja sobie zaproponowac. Tamtym dwom troche wieksze zawiasy, mi troche mniejsze. Wszyscy sie zgodzili, podpisalismy papiery i do domu. Rozprawa za 4 miesiace, na ktore dostalem dozor policyjny 3 razy w tygodniu na komisariacie w jakiejs wsi oddalonej o 50 km od mojego miejsca zamieszkania, w ktorej nigdy nie bylem i do ktorej nie ma zadnej komunikacji publicznej (sic!).
W miedzy czasie zostalem zaproszony na policje na przejrzenie papierow sprawy, wyszlo ze rzeczywiscie uwierzono mi w moje zeznania (dwoch pozostalych sprawcow rowniez zeznalo ze nie bralem udzialu), a sam gosc ktory dostal po twarzy kompletnie zmienial zeznania siedem razy (sic!) i byly tam jakies fantazje. O tym ze bylem uzbrojony po zeby w rozne rodzaje broni palnej, co pozniej odwolal i zmienil na to ze wywiozlem go samochodem do lasu, co pozniej znowu odwolal, itp. No ale coz, jemu uwierzono
Jeszcze ciekawostka - na samej rozprawie, czy tam po prostu odczytaniu wyroku, okazalo sie ze:
a) jednak nie bralem wspoludzialu tylko czynny udzial do czego ponoc sie przyznalem (sic!)
b) inni oskarzeni w zeznaniach potwierdzili moj czynny udzial w pobiciu (sic2)
c) wobec niezbitych dowodow w postaci: zeznania ofiary, jego obdukcji (!) i mojego przyznania sie do winy (!!) wykazano moja wine
d) dostalem kare taka sama jak pozostali. Papier o zapronowaniu sobie kary, ktory podpisywalem z prokuratorem, a w ktorym kara byla mniejsza, w ciagu tych 4 miesiecy, magicznie zmienil sie na papier w ktorym kara byla taka sama.
Ogolnie wszystko skonczylo sie dobrze, areszt widzialem przez 2 godziny, wiezienia w ogole, a "ofiara" niedlugo potem poszla siedziec bez zawiasow za podszywanie sie pod policjanta, ale trauma odnosnie wymiaru sprawiedliwosci pozostala. Wkrotce potem poszedlem na prawo na UJ z zamiarem zostania prokuratorem
[ Ostatnio edytowany przez: Dinth1906 09-07-2012 20:15 ]